W czerwcu i w lipcu polski przemysł zanotował wyraźne odbicie. Euforia części komentatorów powinna być jednak tonowana przez fakt, że nie znamy odpowiedzi na proste pytanie: co dalej? Jesteśmy w sytuacji, w której nasza gospodarka – siłą rzeczy zależna głównie od stanu gospodarek innych europejskich państw – stoi przed wielką niewiadomą. A raczej kilkoma niewiadomymi.
Z danych firmy badawczej Markit wynika, że w czerwcu wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu wzrósł do 47,2 pkt (z 40,6 w maju), rejestrując drugi największy wzrost w historii tych badań. Z kolei dane z lipca są jeszcze bardziej optymistyczne: 52,8 pkt – czyli przekroczona została symboliczna granica 50 pkt. Tej wartości indeksowi nie udało się przekroczyć od jesieni 2018 roku. Dla porównania: w lipcu 2019 roku PMI wyniósł 48,8 pkt.
A więc, mimo pandemii, mimo spowolnienia gospodarki na całym świecie, polska produkcja przemysłowa się odbija! Nareszcie jakiś solidny powód do optymizmu. Niestety, przejściowego. Sęk w tym, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co będzie dalej, za kilka miesięcy. Operujemy bowiem na zbiorze samych niewiadomych. Pierwsza z nich to sytuacja epidemiczna. Nikt nie jest w stanie stwierdzić, jak faktycznie (dodatkowo podkręcana medialnie) pandemia COVID-19 będzie się rozwijać. Może będą się pojawiały wyizolowane ogniska, a może (odpukać) powtórzymy scenariusz hiszpański? Do tego przed podobnymi problemami stoją nasi najwięksi gospodarczy partnerzy. Wszystkie uczone teorie o cyklach gospodarczych, spadkach i odbiciach, biorą w łeb z powodu wirusa.
To nie teoretycy i analitycy rynku tworzą koniunkturę, ale same firmy. To od ich reakcji na kolejne dobre i złe wiadomości będzie zależał stan polskiego przemysłu. A skoro jesteśmy przy koronawirusie, to nasuwa się porównanie z kuracją chorego. Lekarze stawiają diagnozy, prognozują, lecz ostatecznie to organizm chorego walczy z infekcją. Oczywiście, bardzo istotne jest, jakie leki się przepisuje i jak się motywuje pacjenta. Identycznie jest w przypadku „kuracji”, która ma pomóc polskiej gospodarce wyjść z kryzysu. „Leki” – to jedno. Ale drugie, tak samo ważne, to przekonanie firm, że mają powody do optymizmu, że mogą planować przyszłość w miarę bezpiecznie.
Sytuacja w przemyśle oceniana jest na podstawie kilku wskaźników – nie tylko zamówień. To także m.in. czas dostaw i zatrudnienie. W lipcu notowania poprawiły się we wszystkich badanych obszarach. Pamiętajmy jednak, że to po części obraz subiektywnych odczuć przedsiębiorców, którzy w sytuacji kryzysu potrafią reagować impulsywnie, i to w obydwie strony. To znaczy, zbyt pesymistycznie oceniać pewne symptomy kryzysu i nadmiernie optymistycznie reagować na pozytywne symptomy zmian.
Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”