Ukraiński sukces na polu walki, o którym pisałem m.in. w materiale „Konflikt na Ukrainie – wnioski dla polskiej zbrojeniówki”, nie byłby możliwy bez dużej liczby zaawansowanego ukraińskiego sprzętu wojskowego, powstającego w licznych zakładach produkcyjnych na terenie Ukrainy. Trudna sytuacja frontowa, jak i zagrożenie rosyjskimi rakietami precyzyjnymi z jednej strony oraz dogodne usytuowanie geograficzne Polski z drugiej, mogą spowodować, iż przynajmniej część ukraińskiego sprzętu wojskowego będzie musiała być produkowana na terytorium Polski i dostarczana przez granicę.
Uzgodnienie fair dealu, który pozwoli Ukraińcom pozyskiwać jakże obecnie im potrzebną broń, zaś w przyszłości czerpać zyski z handlowania nią na międzynarodowych rynkach, jest możliwe i pożądane. Strona ukraińska, wnosząc m.in. surowce, a przede wszystkim swój cenny know-how, może w efekcie synergii z polskim dorobkiem i możliwościami długofalowo zyskać. Podobnie zresztą jak polska, tym bardziej, że w kilku obszarach to strona ukraińska jest bardziej technologicznie zaawansowana.
Przyjrzyjmy się zatem tym obszarom i spróbujmy dostrzec coś względnie „kształtnego”, co przy analizach rynku zbrojeniowego nigdy nie jest łatwe, ze względu na specyfikę sektora. Często otoczonego mgłą i spętanego siecią złożonych interesów, z chęcią zatrzymania najcenniejszych technologii, będących często wynikiem wieloletniej, intensywnej pracy i poniesienia wysokich nakładów, na czele.
Artyleria – królowa wojny
Jak wspominałem w swej poprzedniej pracy, jak na razie sukcesy ukraińskiego Dawida nad rosyjskim Goliatem wynikają przede wszystkim z precyzyjnych uderzeń przeciwpancernych i artyleryjsko-rakietowych. Zarówno tych krótko- jak i średniodystansowych. Dorobek ukraiński w tym obszarze jest naprawdę imponujący, tym bardziej, że na polu walki potwierdza on swoją wartość. Pokrótce, zaczynając od lekkiej broni przeciwpancernej, którą z powodu wymogów felietonowych zaliczam do grupy artyleryjskiej, należy wymienić tu „zabójczą triadę”, czyli zestawy (z pociskami): Korsarz, Stugna i Barier z głowicami naprowadzanymi laserowo w ukraińskim systemie PNI o zasięgu i przebijalności opancerzonej stali odpowiednio: do 2,5km/550 mm; 5km/800mm i 7km/1100mm.
Te zestawy wraz z pociskami, siejące spustoszenie wśród rosyjskich wozów bojowych, czołgów a nawet helikopterów lecących na niskich wysokościach, to efekt intensywnej i dość krótkiej pracy przede wszystkim kijowskich zakładów Łucz oraz izumskich zakładów sprzętu pomiarowego, odpowiedzialnych za stworzenie głowicy optoelektronicznej OPSN-I. Co ciekawe, systemy te weszły do seryjnej produkcji po 2015 r., czyli po, de facto, wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej i pierwotnie nikt nie wierzył w ich ogromną skuteczność. Co wkrótce się zmieniło, bowiem zamówienia złożyły m.in. państwa arabskie, o czym możemy się przekonać chociażby oglądając szereg filmików, na których widzimy ekrany pokryte arabskimi literami.
Wydaje się, iż w świetle uruchamianych programów Pustelnik i Karabela (dedykowanych pozyskaniu dla PSZ lekkiego i ciężkiego pkk) sytuacja jest prosta, zaś wynegocjowanie najkorzystniejszych warunków z ukraińskimi partnerami jest na wyciągniecie ręki. Tym bardziej, iż w powstaniu polskiego systemu Pirat, opracowanego przez konsorcjum Mesko, zbliżającego się do parametrów Korsarza, swój udział miał już kijowski Łucz, a zatem szlaki są przetarte. One też mogą pomóc w finalnym wdrożeniu do produkcji projektu opracowywanego przez Wojskowy Instytut Technicznego Uzbrojenia, czyli systemie Moskit, bliższym parametrowo (long range) Stugnie. Wdrożenie do masowej produkcji zarówno lekkich, naramiennych jak i cięższych, statycznych (long i extended range) granatników przeciwpancernych o dużej skuteczności to absolutna konieczność i ścisła współpraca z przemysłem zbrojeniowym Ukrainy gwarantuje osiągnięcie tego celu.
Sukces Ukraińców w tym segmencie był możliwy również dzięki wysokiemu know-how w produkcji silników rakietowych. Choć silnik nie jest ani jedynym, ani najważniejszym elementem skutecznej rakiety (nie możemy zapominać o optyce odpowiedzialnej za celność ani konieczności integracji wielu elementów), można zaryzykować stwierdzenie, iż od silnika wszystko się zaczyna. I właśnie ta wiedza pozwoliła zbudować Ukraińcom nie tylko pociski rakietowe krótkiego zasięgu, ale również średniego. A także rozpocząć zaawansowane prace nad pociskami dalekiego zasięgu. Ale po kolei, zacznijmy od rakiety Wilcha.
W największym skrócie, to kierowana w systemie GPS/INS rakieta średniego zasięgu produkowana w 3 wersjach (R – zasięg 70km; M – 120km i M2 – 200km (w fazie przedprodukcyjne)) przez Pawłogradzkie Zakłady Chemiczne. Wilcha wystrzeliwana jest w systemie Multiple Launch Rocket System (MLRS) z 12-prowadnicowej wyrzutni, powstałej na bazie BM-30 Smiercz. Prace nad autorską wyrzutnią Wilcha prowadzone m.in. przez firmę Ukraińska Bronietechnika były przed wybuchem wojny bardzo zaawansowane. Co najważniejsze wszystkie testy potwierdzały, iż rozrzut jest co najwyżej kilku metrowy (co przy tej sile ładunku nie ma, aż tak dużego znaczenia) zaś wiele odpaleń trafiało w punkt. Choć decyzje dotyczące polskiego programu Homar wstępnie zapadły i jak wiadomo planujemy zakupić 500 szt M142 Himarsów od USA, bez wątpienia warto rozważyć wykorzystanie doświadczeń ukraińskich w dotychczas kulejącej, ujmując rzecz dyplomatycznie, produkcji polskich systemów rakietowych tego typu. Ale nie tylko, bowiem produkcja ukraińska dotyczy również pocisków zasięgowo zbliżonych do odpowiednika amerykańskich rakiet typu ATACMS (do 300 km), czyli manewrującego systemu rakiet Neptun, które opowiadają m.in. za zatopienie krążownika Moskwa na Morzu Czarnym.
Wreszcie, kończąc omawianie segmentu rakiet ziemia-ziemia (względnie woda-ziemia), warto odnotować, iż Ukraińcy ze względu na swe wysokie kompetencje w obszarze silników rakietowych podjęli współpracę z Turkami przy projekcie opracowania manewrującej rakiety woda-ziemia Gezgin o zasięgu ponad 1000km i głowicy bojowej o masie 1,5 tony. Systemy te będą wyposażone w ukraińskie silniki AI-35 od firmy Iwczenko-Progress. To kolejny przykład, jak, nomen omen, dalekosiężne mogą być plany kooperacji polsko-ukraińskiej w tym sektorze.
Drony – współczesne oczy (i pazury) wojny
Wspominając o Turcji, pozwolę sobie miękko przejść do kolejnego strategicznego obszaru, który w tej wojnie ma oblicze Bayraktara, tj. ciężkiego drona bojowego (UCAV) klasy MALE, którego w dalszym ciągu brakuje w portfolio polskiej zbrojeniówki i ciężko jej odpowiedzieć na monowski Program Gryf/Zefir. I choć pojawiły się pierwsze na to nadzieje w związku z kontraktem MON z WB Electronic na produkcję systemu Gladius (wraz z dronem UCAV/BSP-U), to wiele wskazuje, iż będzie to dron kamikadze, rodzaj większego i bardziej zasięgowego Warmate. Tym samym kwestia wytworzenia „polskiego Bayraktara” pozostanie otwarta. Pisząc to, warto zatem pamiętać, iż Ukraińcy są w posiadaniu Bayraktarów już od pięciu lat, uzyskali od Turków zgodę na produkcję/integrację na licencji na terenie Ukrainy a niektóre źródła podają nawet, iż zgodę na produkcję swojego autorskiego projektu wykorzystującego rozwiązania technologiczne TB2. Co więcej, Ukraińcy zaangażowali się w kolejny turecki projekt firmy Baykar Defence tj. Akinci, największy w historii tamtejszej zbrojeniówki (UCAV 12,7 m długości, 20 m rozpiętości), któremu Ukraina zapewniła 750-konne silniki AI-450C firmy Iwczenko-Progress z Zaporoża. W językiem konkretu, można o tym wszystkim powiedzieć tyle, iż Ukraińcy posiadają bardzo duży know-how potrzebny do powstania dużego drona bojowego i polska zbrojeniówka powinna tą szansę wykorzystać. Tureckie inspiracje, są tu bardzo pouczające. Dość powiedzieć, iż w 2019 r. powstała spółka joint venture o nazwie Black Sea Shield. W jej skład wchodzą Baykar Defence oraz Ukrspetsexport, będący częścią Ukroboronpromu.
Czołg – czyli Zmech rządzi
Nie jest również tajemnicą, iż Ukraińcy wraz ze swymi zbrojeniowymi „perłami w koronie” tj. przede wszystkim zakładami z Charkowa (Charkowskie Biuro Konstrukcyjne/Zakłady Czołgowe im. Małyszewa) i Lwowa (Lwowska Fabryka Czołgów) produkują nowoczesne czołgi Opłot i Opłot2 zdobywające uznanie nie tylko na polu bitwy, ale i na zagranicznych rynkach. Co ważne, jest to produkcja bazująca w ok 80% na własnych częściach z sercem każdej maszyny, czyli ukraińskimi silnikami 6TD-3 o mocy 1500 KM. Choć w przypadku polskiego czołgu ostatnio wiele się dzieje, i wszystko wskazuje na to, iż będziemy ostatecznie produkować w Gliwicach na licencji koreańskie czołgi K2, przyszłe możliwości produkcji spolonizowanego Opłota w kooperacji z Ukraińcami powinny być skrupulatnie analizowane. Podstawy wspólnej pracy przecież mamy, jak chociażby w przypadku opracowania prototypu czołgu PT-17. Podobnie jak w przypadku segmentu tzn. „wozów bojowych”. Wszak w nieodległej przeszłości PCO S.A. podpisało dwie umowy z ukraińską firmą Ukrinmasz należącą do Grupy UkrOboronProm dotyczące dostaw komponentów optycznych dla PCO S.A. Z Żytomierskich Zakładów Pancernych, druga zaś dostaw przez PCO S.A. do ukraińskiego partnera przyrządów stanowiących optoelektroniczny komplet modernizacyjny do wozów bojowych.
Samoloty – sky is the limit
Kończąc, ze względu wymogów felietonowych, selektywny i niepełny (Mangusta, Stokrotka itd.) przegląd kluczowych produktów, które możemy lub powinniśmy z Ukraińcami współtworzyć, napiszę jeszcze dwa słowa o najbardziej wymagającym, z polskiej perspektywy, sektorze lotniczym. Jestem bowiem przekonany, iż towarzyszyć powinna nam perspektywa, nomen omen, sky is a limit, którą można przetłumaczyć na słowa „Polska będzie wielka, albo nie będzie jej wcale”. Zresztą, podstawy do tej wielkości w przemyśle zbrojeniowym są, nie tylko ze względu na tradycję (np. PZL.37 Łoś), ale i „20 politechnik” oraz ocalenie w czasie patologicznej transformacji fundamentów polskiego przemysłu lotniczego, nawet jeśli rozczłonkowanego i skupionego na „poddostawstwie”. Choć nasze umowne PZ-‚e (Okęcie, Kalisz, Mielec, Rzeszów etc.) przy takich firmach, jak Antonow,Iwczenko-Progress czy Motor Sicz, to, używając języka grzecznościowego, junior partners, wykorzystanie ich potencjału do przyszłej produkcji polsko-ukraińskiego samolotu, najprawdopodobniej transportowego, nie powinno być całkowicie odrzucane na obecnym etapie. Warto tu znów śledzić współpracę ukraińsko-turecką, w której Ukraińcy dostarczają Turkom m.in. swe rewelacyjne silniki D-436-148FM i AI-28 do transportowych modeli An-188 i An-178. Współpracy ukraińsko-tureckiej, obejmującej aż 18 obszarów, warto się zresztą bacznie przyglądać, projektując perspektywy współpracy polsko-ukraińskiej. Być może poświecę kiedyś tym 18 punktom odrębną analizę.
Trudny język konkretów
Bez wątpienia napaść rosyjska na Ukrainę otwiera nowe możliwości współpracy polsko-ukraińskiej w przemyśle zbrojeniowym, tworzy swoiste window of opportunity. Ale, też przełożenie tej okazji na „produktowy język konkretów”, nie będzie łatwe. Jak zresztą zarządzanie każdym projektem w sytuacji, nomen omen, frontowej, gdzie sytuacja jest dynamiczna i o sukcesie decyduje wiele zmiennych.
Z jednej strony, operując językiem SWOT-owskim, nasza słabość technologiczna, uwarunkowania sojusznicze, presja czasowa na szybkie uzbrojenie, limitowane zasoby finansowe, z drugiej fizyczne zagrożenie pracowników i parku maszynowego sektora zmuszonego intensywnie produkować sprzęt na potrzeby bieżącej wojny, tworzą szereg ograniczeń dla szybkich i trafnych decyzji. Ale mimo wszystko mam wrażenie, że dla rozwoju polskiego i ukraińskiego sektora zbrojeniowego nadchodzą owocne czasy. Dajmy zatem naszym rządzącym i ekspertom choć chwilę na uzgodnienie fair conditions przyszłej współpracy a tymczasem niechaj „Groty & Opłoty” przemawiają na wschodnim froncie jak najdonośniej i jak najskuteczniej!
dr Piotr Balcerowski, MBA
Wiceprezes Instytutu Staszica