Rehabilitacja: nie ma na co czekać!

Browse By

Dane pokazujące, że polska gospodarka wychodzi obronną ręką z pandemii, to tylko jedna strona medalu. Bowiem warto, a nawet należy, dokonać bilansu spustoszeń, jakie powracające lockdowny dokonały w zdrowiu Polaków. Także tych najmłodszych. Czy Polska jest w stanie poradzić sobie z wyzwaniami rehabilitacji postcovidowej?

To, co przed pamiętnym marcem 2020 roku uchodziło za postawę godną krytyki, nagle stało się nieomal obywatelską cnotą. Specjaliści obliczali, ile milionów złotych tracą polskie firmy przez bezruch Polaków – bo chociaż z roku na rok zwiększała się liczba osób regularnie oddających się różnym formom wysiłku fizycznego, to cały czas ten poziom pozostawiał wiele do życzenia. Wskazywano na negatywne konsekwencje tkwienia nastolatków w wirtualnym świecie. Piętnowano również złe zwyczaje żywieniowe Polaków, a zwłaszcza objadanie się fast foodami.

I nagle – zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Kluby fitness zamknięto jako jedne z pierwszych, wbrew europejskim badaniom, które wskazywały, że są one obiektami względnie bezpiecznymi. Politycy przekonywali, że można sobie przecież pobiegać – tak, jakby ćwiczenia były jedynie sposobem na spalanie kalorii… Postawa siedzenia w czterech ścianach została uznana za wzorową. Młodzież, którą siłą odganiano od komputerów, została skazana na naukę zdalną, odcięta od wielu relacji w świecie niewirtualnym. I to na wiele, wiele miesięcy. A szybkie jedzenie? Cóż, restauracje zamknięto, zaś najłatwiejszą opcją stało się zamówienie pizzy, hamburgera, kebaba.

Z pandemii wychodzimy – o ile, odpukać, nic nas nie zaskoczy – w fatalnym stanie zdrowotnym. I to nie z powodu przebytych zakażeń, lecz z powodu cofnięcia się o jakieś dwadzieścia lat, jeżeli chodzi o dbanie o własne zdrowie. Do bezruchu i złego odżywiania się wypada dorzucić ograniczenie wizyt u specjalistów, badań kontrolnych itp.

To jest zaległość, którą trzeba jak najszybciej nadrobić. Polski Ład przewiduje zwiększenie wydatków na system opieki zdrowotnej i dodatkowe opodatkowanie na ten cel lepiej zarabiających. Ma być nowocześniej, szybciej, kolejki do lekarzy mają się skrócić. Tyle tylko, że jeśli fatalne nawyki, których nabraliśmy w czasie pandemii, zakorzenią się na dobre, dodatkowe pieniądze pójdą na borykanie się ze schorzeniami spowodowanymi naszym trybem życia.

Nie wystarczy mówić, że najgorsze za nami i teraz, jak za dotknięciem magicznej różdżki, Polacy mogą wrócić do ćwiczeń i zdrowego odżywiania. Bo Polacy – tak sądzę – nie posłuchają. I nie dlatego, że polubili lenistwo, ale że koronawirus odbił się też na ich psychice. Do psychologów i psychiatrów trafiają coraz młodsi, a ci, którzy uchodzili za pełnych werwy optymistów, nie radzą sobie z własnymi problemami.

Potrzebny jest kompleksowy, społeczny program rehabilitacji postcovidowej. Uwzględniający rehabilitację psychofizyczną. Ruch to element dbałości o kondycję fizyczną, lecz i psychiczną równowagę. A każda złotówka zainwestowana przez państwo lub biznes w powrót do dobrych zwyczajów może zwrócić się wielokrotnie. O ile, rzecz kluczowa, zostanie mądrze zainwestowana. Nie w kampanię reklamową, zachęcającą do ruchu – owszem, niejedna firma na niej zarobi, acz efekt będzie mizerny. Ale na przykład ulgi dla pracodawców, którzy zapewnią zatrudnionym dostęp do ćwiczeń, sportu, treningów?

Kierunek jest jasny, a o szczegółach powinni porozmawiać specjaliści i decydenci. Bez zbędnej zwłoki, bo każdy miesiąc pogłębia tylko problem.

Marcin Rosołowski

Rada Fundacji Instytut Staszica

Foto: pixabay.com