Dla przeciętnego mieszkańca ostatnie wybory sprowadziły się do kampanii kandydatów i dwóch głosowań. Dla samorządu oznaczały spory wysiłek organizacyjny, począwszy od przygotowania lokali wyborczych i pakietów do głosowania korespondencyjnego, przez umożliwienie mieszkańcom dopisywania się do spisu wyborców, wydawanie zaświadczeń o prawie do głosowania, a skończywszy na organizacji pracy obwodowych komisji wyborczych. Wyborcza logistyka była o tyle trudniejsza niż podczas poprzednich głosowań, że musieliśmy wszystko zorganizować w wyjątkowo krótkim czasie.
Przypomnę – wybory zostały przesunięte. A sytuacja epidemiczna jeszcze komplikowała i tak niełatwą pracę. Po raz pierwszy też samorządy od początku do końca zajmowały się przygotowaniem głosowania korespondencyjnego. Wcześniej, na nieporównywalnie mniejszą skalę (wyłącznie dla osób niepełnosprawnych), takie głosowanie przygotowywała rządowa agenda – Krajowe Biuro Wyborcze. Piszę o tym nie dlatego, że oczekuję pochwał, ale by uświadomić przeciętnemu wyborcy, jak dużą pracę – poza normalnymi obowiązkami – musieli wykonać samorządowi urzędnicy. Ci sami, którzy równolegle wydawali dowody osobiste czy organizowali pracę zarządu dzielnicy.
Pracy było dużo, bo wybory cieszyły się wyjątkowym zainteresowaniem. Frekwencja na Białołęce wyniosła w drugiej turze 79,78% (o prawie 2,5% więcej niż w pierwszej turze, pomimo sezonu urlopowego!). Ważnych głosów oddano 71 tys. To szóste miejsce spośród 18 dzielnic Warszawy i najwyższy wynik w historii Białołęki. O tym, jak bardzo mieszkańcom zależało, by w głosowaniu wziąć udział świadczy fakt, że aż 6,8 tys. osób dopisało się do spisu wyborców, by głosować na terenie naszej dzielnicy. Rekordowa liczba 7,1 tys. osób pobrała zaświadczenia o prawie do głosowania, by móc oddać głos na wakacjach. Gdyby do frekwencji dzielnicy doliczyć wyborców, którzy pobrali zaświadczenia i głosowali poza dzielnicą, wynik byłby wyższy o kolejnych kilka procent!
Ta wysoka frekwencja cieszy tym bardziej, że Białołęka to młoda dzielnica, która wciąż się buduje. Ćwierć wieku temu liczyła 50 tys. mieszkańców, dziś już – 150 tys. Białołękę tworzą w większości nowi mieszkańcy, a każde wybory, czyli wzięcie odpowiedzialności za kraj czy samorząd działają na lokalną społeczność integrująco. Dzięki aktywnemu udziałowi w wyborach mieszkańcy stają się świadomymi obywatelami. Oznacza to, że chcą decydować o losach kraju, ale też zdają sobie sprawę z możliwości wpływania na przyszłość małych wspólnot, bo przecież parlament i prezydent kraju tworzą prawo także dla samorządów. Wysoka frekwencja to też dowód na to, że białołęczanie nie traktują dzielnicy wyłącznie jak „sypialni”, ale aktywnie działają – na każdym polu – by była wygodnym, przyjaznym miejscem do życia.
Nie
tylko frekwencja wyborcza świadczy o rosnącej aktywności mieszkańców Białołęki.
Od lat dzielnica jest na podium jeśli chodzi o frekwencję w głosowaniu na
projekty Budżetu Obywatelskiego (BO). Białołęka jest też w ścisłej czołówce pod
względem liczby zgłaszanych przez mieszkańców pomysłów do BO. Budżet Obywatelski, czyli część budżetu
samorządu, o którym decydują mieszkańcy, cieszy się niesłabnącą popularnością w
naszej dzielnicy. Daje mieszkańcom poczucie bezpośredniego wpływu na sąsiedztwo.
Projekty zgłoszone i wybrane przez mieszkańców realizuje potem urząd. Nasze są
wykonywane w dobrym tempie i z ogromną dbałością o jakość. Mieszkańcy to
doceniają także angażując się licznie w kolejne edycje BO.
Siłą samorządu nie jest tylko liczba zrealizowanych inwestycji czy wpływy do budżetu. Według mnie największą siłą lokalnej społeczności jest jej zaangażowanie, mierzone liczbą aktywnych mieszkańców. Na tym polu – co mnie ogromnie cieszy – Białołęka pnie się w górę i pozytywnie wyróżnia się na tle innych samorządów.
Grzegorz Kuca
Burmistrz dzielnicy Białołęka m.st. Warszawy