Efektem wizyty prezydenta Dudy w USA, poza zwiększeniem bezpieczeństwa militarnego i przebazowaniem wojsk, ma być budowa w Polce – z amerykańskim finasowaniem i technologią – elektrowni atomowej. Z punktu widzenia uwarunkowań z ostatnich 10 lat to w zasadzie jedyna szansa na realne stworzenie jądrowej alternatywy dla węgla. Warto wiec przypomnieć kilka strategicznych uwarunkowań wpływają na które możliwości budowy elektrowni w Polsce.
Po pierwsze, przy naszym poziomie udziału węgla w miksie energetycznym (choć spada, to wciąż dochodzi do 80%) a jednocześnie przyspieszającej polityce dekarbonizacyjnej i klimatycznej UE nie ma innej realnej szansy na płynne i możliwe do wytrzymania dla gospodarki przechodzenie od węgla do czystszej energii.
Oczywiście pojawiają się glosy o tym, że wszelkie paliwa kopalne i atom są technologiami niewystarczająco zielonymi i w zasadzie jedynie OZE powinny być brane pod uwagę. Niemniej tego typu stwierdzenia trzeba traktować jako element bądź ideologicznego zaślepienia, bądź ostrego lobbingu. Jakby nie patrzeć, atom jest źródłem zeroemisyjnym i stabilnym, a właśnie stabilność (a raczej jej brak) jest głównym mankamentem OZE. Zresztą dowody są „na stole” – projektu jednoczesnego odchodzenia od atomu od węgla nie wytrzymuje nawet potężna gospodarka niemiecka (przy okazji budująca sobie alternatywę w postaci energetyki gazowej opartej na Nord Stream). W efekcie – a w ramach dekarbonizacji oczywiście – zamykana w świetle kamer elektrownia atomowa jest zastępowana otwieraną po cichu węglową.
No, ale co wolno Niemcom, u nas nie przejdzie, dlatego potrzebna będzie asertywność i konsekwencja w budowie atomu. Oczywiście nie oznacza to ze całą energetyka ma być na tym źródle oparta; raczej chodzi o budowę mocy „pomostowej” pomiędzy węglem a OZE, która pozwoli w miarę szybko zastąpić te bloki węglowe, które trzeba będzie wyłączać z powodu zaostrzanych norm środowiskowych oraz pozyskiwać zeroemisyjną energię, która będzie uśredniać cenę prądu poprzez „rozpuszczanie” energii węglowej, obciążonej opłatami za emisję. Generalnie wszystkie potencjalne problemy, jakie generuje atom, są mniejsze od podstawowego – czyli tego, że go nie mamy! Gdyby rząd Tuska zaczął jakiekolwiek działania w kierunku budowy elektronu (nie licząc powołania spółki i prezesa) która zgodnie z planem miała ruszać w 2022, to problem cen energii elektrycznej i, co za tym idzie, ubiegłoroczna ekwilibrystyka finansowa dla zahamowania skokowego wzrostu jej ceny nie byłaby de facto potrzebna.
Przechodzimy więc do kolejnego zagadnienia: czy nie mogliśmy tego zrobić sami? Jak widać z doświadczeń z lat poprzednich, scedowanie tego zadania na państwowego giganta nie posunęło nawet o krok realizacji projektu. Tym bardziej teraz, kiedy spółki energetyczne są mocno wydrenowane finansowo i sama PGE deklaruje, iż nie jest w stanie zrealizować tego zadania, jedyną realną alternatywą wydaje się zakup pakietu „technologia + finasowanie,” które będzie się zwracać z przychodów już działającej elektrowni. Dodatkowo Amerykanie znani są z dbałości o swoje inwestycje, więc realizacja tego projektu przy ich udziale daje szanse na to, że nie powstrzymają go protesty, naciski z zagranicy czy przysłowiowa polska niemożność. Dalego Amerykanie? W tej chwili technologie atomowe poza nimi oferuje Rosja i Francja. Rosja odpada z powodów oczywistych, zaś wybór między USA a Francją jest w te sytuacji wyborem mocno geopolitycznym i w świetle szerokiego rozumienia polskiej polityki nie dziwi.
Jaką więc technologię zaoferują Amerykanie? Teoretycznie korzystniejszy byłby wariant nowocześniejszy, czyli kilka „kieszonkowych” reaktorów typu BWRX-300 oferowanych przez amerykańsko-japoński GEH (GE Hitachi Nuclear Energy) – to taki, jaki planuje postawić w swoich zakładzie w Oświęcimiu Synthos. Problem w tym, że BWRX-300 nie spełnia oczekiwań polskiej energetyki: uzyskuje moc rzędu 300 MWe, a polski rząd zamierza inwestować reaktory o mocy 1000-1500 MW. Dodatkowo, trzeba by postawić ich kilkanaście w różnych regionach Polski, a to oznacza inwestycyjna drogę rzez mękę – uzyskiwanie zgód, protesty społeczne i ekologiczne itp. Pragmatycznie więc jest skoncentrować inwestycję w jednym miejscu i tam stopniowo rozbudować np. z 2 do 6 planowanych przez rząd bloków.
Wśród nowoczesnych konstrukcji na rynku amerykańskim dostępny jest AP-1000 produkowany przez firmę Westinghouse (WEC). Kilka reaktorów oddano do użytku w Chinach, dwa pozostają w fazie budowy w Stanach Zjednoczonych, część wstrzymano z przyczyn budżetowych. Co prawda WEC przezywa potężne problemy finansowe, natomiast technologia jest dostępna na rynku.
W tym obszarze, jak w mało którym innym, nasza polityka energetyczna musi się stać sztuką rzeczy możliwych, czyli realności. Szybkość realizacji tego projektu powinna przeważyć nad innymi argumentami, jeśli chcemy przejść cało przez unijną zieloną rewolucję.
Dawid Piekarz
Wiceprezes Instytutu Staszica