Choć kwestie związane z cyberbezpieczeństwem ulegają nieustannym zmianom, a miejsce znanych i neutralizowanych zagrożeń zajmują coraz to nowsze, w ostatnich latach znacząco poprawił się stan badań naukowych bezpośrednio traktujących o cyberzagrożeniach w kontekście militarnym, ze szczególnym uwzględnieniem zagrożenia bezpieczeństwa narodowego i właśnie cyberwojen. A jak w tym kontekście wygląda kwestia dezinformacji? Zwłaszcza w czasie tak trudnym, jak pandemia koronawirusa?
Sytuacja naprawdę poważna
Kraje, które jako pierwsze zaczęły korzystać z cyberataków lub te, które były najczęściej atakowane, na przestrzeni lat zdążyły już wypracować rzetelne mechanizmy obronne (na szczeblu administracyjnym i narodowym), jak również scenariusze potencjalnych ataków. Działa to na podobnej zasadzie, jak tzw. plany ewentualnościowe. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że znany z czasów zimnej wojny wyścig zbrojeń przeniósł się do cyberprzestrzeni, a kolejne doniesienia medialne o nowych wirusach i wykorzystaniu sieci do osiągania strategicznych celi potwierdzają, że zagadnienia dotyczące cyberwojny z literatury naukowej i rzeczywistości wirtualnej przeniosły się do realnego świata.
Analizując w swojej książce ogólny stan świadomości poszczególnych państw w kwestii cyberbezpieczeństwa, zwracałem uwagę, że w kwestii ochrony przed cyberwojną jest jeszcze wiele do zrobienia. Pomimo chęci wypracowania skutecznych metod cyberobrony na szczeblu narodowym, na przełomie XX i XXI wieku pojawiło się bardzo wiele nowych zagrożeń. Co prawda swego rodzaju punktem zwrotnym była w tym przypadku pierwsza cyberwojna w Estonii (rok 2007), minęło sporo czasu, zanim zaczęto wdrażać skuteczne metody ochrony przed cyberwojna i cyberterroryzmem. Dopiero w 2011 roku na szczeblu NATO przyjęto założenia nowej strategii bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni. Może właśnie dlatego, że przez lata temat cyberbezpieczeństwa traktowany był przez wielu wojskowych w kategoriach science-fiction, nadal w kręgach militarnych i rządowych nie tylko w Polsce, ale i na świecie pokutuje podejście, zakładające, że właśnie wkraczamy w „nowy etap działań wojennych”. Na szczęście w tym aspekcie wiele zaczęło zmieniać się na lepsze, jednak wciąż jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Największe braki dostrzegalne są na „pierwszej linii frontu”, czyli na płaszczyźnie statystycznych użytkowników internetu. A wszystko to dzieje się na naszych oczach w czasach pandemii – w realiach, na które chyba nikt z nas nie był przygotowany. Nagle zaczęto bombardować nas zewsząd informacjami z zakresu szeroko pojętej medycyny, dotyczących tematyki zdrowotnej i epidemicznej. Każdy z nas w ciągu kilku tygodni stał się takim domorosłym wirusologiem, analizującym najnowsze doniesienia epidemiologów o skali i zasięgu koronawirusa na świecie. Dlatego tak ważna jest publiczna debata na temat cyberbezpieczeństwa i zwrócenie uwagi opinii publicznej na powagę sytuacji. Bo sytuacja jest naprawdę poważna.
Informacyjna wojna przeciwko Polsce
Analiza głównych wątków identyfikowanych w prowadzonej przeciwko Polsce wojnie informacyjnej daje do myślenia. Z informacji przekazanych przez rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych wynika, że w mediach, a zwłaszcza mediach społecznościowych, pojawia się zdecydowanie tzw. fake newsów, które mają wprowadzać chaos informacyjny w polską debatę publiczną. „Polska od lat jest na celowniku rosyjskiej dezinformacji. Przekłada się to na częste ataki informacyjne, propagandowe oraz operacje dezinformacyjne, które uderzają w Polskę. W ostatnim czasie takie działania nasiliły się” – ostrzega Stanisław Żaryn.
Choć celem ataków informacyjnych i propagandowych ze strony Federacji Rosyjskiej Polska pozostaje od lat, wraz z ogłoszeniem pandemii koronawirusa te działania uległy znacznemu nasileniu. Oczywiste jest, że coraz większa jest liczba ataków informacyjnych na Polskę, ale także fake newsów, które w czasie walki z epidemią mogą mieć szczególnie groźne skutki.
Poniżej przedstawiam zestawienie najgroźniejszych przejawów dezinformacji, propagandy i ataków informacyjnych, które w czasach pandemii koronawirusa zidentyfikowały polskie służby:
Okazuje się, że na przykład w ramach prowadzonej w polskiej przestrzeni kampanii informacyjnej wykorzystano fake newsa dotyczącego rzekomego skażenia, jakie znajdzie się nad Polską. „Działania informacyjne były prowadzone w wielu kanałach, zaś cała kampania miała cechy zorganizowanej operacji informacyjnej” – wynika z analizy służb. Przekaz bazował na informacjach o faktycznych pożarach na Ukrainie, korzystał z historycznych skojarzeń związanych z elektrownią w Czarnobylu, wykorzystywał oficjalne i nieoficjalne, w tym prywatne, kanały informacyjne, korzystał z autorytetów i ich „wiedzy ukrytej”, np. znajomych/naukowców/pracowników instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo RP.
Oczywiste jest, że głównym celem tego typu operacji dezinformacyjnej było sianie paniki i generowanie tzw. szumu informacyjnego, a także antagonizowanie stosunków w relacjach polsko-ukraińskich oraz budowanie negatywnych emocji wokół energetyki atomowej. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, czy podłożenie przynęty i budowanie podłoża dającego szansę do dalszego manipulowania Polakami w przyszłości, a co szczególnie groźne podaje w wątpliwość zaufanie do instytucji państwowych i w znaczący sposób osłabia wiarygodność informacji.
Podgrzewanie politycznych konfliktów
W kampaniach dezinformacyjnych wykorzystano również ingerencję próbę podgrzewania bieżących sporów politycznych. Do tej kategorii bez wątpienia należały chociażby przekazy Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych (RISS), którego eksperci przekonywali, że w Polsce pogarsza się sytuacja związana z epidemią COVID-19, a za planem przeprowadzenia wyborów prezydenckich stoją obawy o dalsze notowania prezydenta Andrzeja Dudy. Jak twierdzili, zorganizowanie wyborów w maju „stanowiłoby nie tylko bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia Polaków, ale również łamie podstawowe swobody demokratyczne przysługujące obywatelom RP”.
Tego typu narracja przebiła się nawet do wielu mediów utożsamianych uznawanych w Polsce za opiniotwórcze.
Poniżej kilka konkretnych przykładów z analizy udostępnionej przez rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych:
- Prorosyjski portal podaje, że opozycja w Polsce bojkotuje kampanię prezydencką, co oznacza, że wygrana obecnego prezydenta Andrzeja Dudy przyczyni się do osłabienia pozycji głowy państwa, a jego zwycięstwo będzie podważane w Polsce i na świecie.
- Znane z szerzenia dezinformacji rosyjskie portale internetowe publikują fake newsy, z których treści wynika, że Polska z powodu COVID-19 zrezygnowała z rozwoju energetyki jądrowej. Scenariusz jednego z takich ataków informacyjnych przedstawia się następująco: Portal zajmujący się energetyką publikuje opinię dotyczącą polskiego programu atomowego. Choć jest to tekst typowo publicystyczny, rosyjskie portale internetowe, powołując się na ten artykuł, ogłaszają rezygnację Polski z programu jako fakt. Polska energetyka, w szczególności programy uniezależniające nas od Rosji, od dawna znajdują się na celowniku kremlowskiej propagandy.
- W działania przeciwko Polsce często włączają się osoby trwale zaangażowane w szerzenie rosyjskiej propagandy. Jedną z nich jest oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin Mateusz Piskorski, który zasugerował, że odwołanie wizyty w Katyniu w 2020 roku było spowodowane rzekomym chaosem w naszym kraju. Epidemia COVID-19 miała być – według Piskorskiego – jedynie pretekstem.
- Jedną z najczęstszych teorii spiskowych promowanych obecnie w mediach są fake newsy łączące rozprzestrzenianie się koronawirusa z technologią 5G. Z doniesień medialnych wynika, że wirus jest rozsiewany za pomocą masztów 5G, albo że epidemia została wymyślona w celu przykrycia szkodliwego działania nowej technologii.
To tylko kilka przykładów kampanii dezinformacyjnych, które mogliśmy obserwować na przestrzeni ostatnich miesięcy, tygodni, a nawet dni. Skutki tego typu działań są bez wątpienia szczególnie niebezpieczne. Na przykład rozpowszechnianie podobnych teorii spiskowych w na temat 5G w Wielkiej Brytanii doprowadziło do podpalenia w tym kraju kilku masztów 5G. Takie działania informacyjne identyfikowane są również w Polsce. „Reakcje, jakie wywołują, są bardzo niebezpieczne – ataki na sieci telekomunikacyjne mogą zakłócić łączność między instytucjami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo i zdrowie obywateli” – zwraca uwagę Stanisław Żaryn.
Bardzo duże zamieszanie wywołała też inna akcja, w ramach której jeden z niszowych portali opublikował materiał z wykorzystaniem wypowiedź eksperta WHO o potencjalnej potrzebie izolowania osób chorych na COVID-19 od pozostałych członków rodziny. Całość „wzbogacono” clickbaitowym tytułem: „WHO: będziemy was wyciągać z domu siłą”.
„Możliwymi skutkami wskazanych działań informacyjnych jest manipulowanie odbiorcami poprzez szerzenie chaosu informacyjnego oraz strachu przed instytucjami odpowiedzialnymi za walkę z COVID-19” – przestrzega Żaryn.
Jak się bronić?
I tu należałoby postawić pytanie – czy przed tego typu działaniami dezinformacyjnymi można się w ogóle bronić? Warto zwrócić uwagę na prawidłowość tego typu działań. Fake newsy, z którymi mieliśmy i nadal mamy do czynienia, często opatrzone są sensacyjnymi tytułami, które mają wywołać możliwie największą panikę i doprowadzić do masowego rozpowszechnienia fałszywych informacji. To czysta socjotechnika i działanie skalkulowane precyzyjnie na wywarcie konkretnych reakcji społecznych, a także na podważanie wiarygodności instytucji państwowych oraz informacji podawanych w mediach.
Co zatem robić? Stosować zasadę ograniczonego zaufania i sprawdzać źródło informacji, które mamy zamiar udostępnić znajomym.
Dr Piotr Łuczuk
Medioznawca, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa.
Adiunkt w Katedrze Internetu i Komunikacji Cyfrowej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Redaktor naczelny serwisu FilaryBiznesu.pl. Ekspert Instytutu Staszica.