Rozmowa z Piotrem Maciążkiem, niezależnym ekspertem od rynku energetyczno-paliwowego
Czy ostatnie wydarzenia – list intencyjny, podpisany w Seulu przez ZE PAK, PGE i KHNP oraz uchwała rządu w sprawie partnera dla pierwszej lokalizacji elektrowni jądrowej – przybliżają nas do budowy energetyki jądrowej w Polsce? Pojawiają się bowiem głosy, że tryb postępowania, mówiąc łagodnie, nie budzi entuzjazmu Komisji Europejskiej?
W moim przekonaniu nie należy identyfikować zaangażowania PGE i ZE PAK jako elementu toczącego się od lat projektu budowy elektrowni atomowych. To zupełnie nowa inicjatywa licząca sobie kilka tygodni, w dodatku niezrozumiała z biznesowego punktu widzenia. Spółka PGE około rok temu wycofała się w projektu jądrowego sprzedając swoje udziały w PGE EJ1 – podmiocie mającym realizować projekt atomowy w Polsce. Dziś PGE wchodzi do tej samej rzeki i zapowiada zaangażowanie w realizację siłowni jądrowej, w dodatku z partnerem koreańskim, który jest objęty postępowaniem mającym wyjaśnić, czy może eksportować własną technologię jądrową.
Co do wyboru amerykańskiej firmy Westinghouse na partnera budowy elektrowni atomowej w pierwszej lokalizacji właściwego projektu atomowego to pojawiają się rzeczywiście zastrzeżenia, czy procesu nie spowolni decyzja KE. Wybór oferenta w trybie bezprzetargowym, z pominięciem prawa zamówień publicznych, powinien być transparentny. Wszyscy oferenci powinni być traktowani tak samo. Tymczasem Amerykanie byli preferowani, a najbardziej jaskrawym tego przykładem jest oparcie o ich technologię kluczowego raportu oddziaływania na środowisko.
Premier zapowiedział, że decyzja dotycząca drugiej lokalizacji zapadnie za kilka kwartałów. Czy może to oznaczać, że nie stanie się to przed wyborami?
Trudno powiedzieć. Cały proces wyboru partnerów w polskim projekcie jądrowych jest chaotyczny i coraz mniej transparentny. Kluczowe wydaje się pytanie dlaczego nie wybrano Amerykanów na partnerów przy komplecie lokalizacji? Wydaje się, że aspekt unijny, o którym już wspomniałem może pełnić tu istotną rolę. Potwierdzałaby to wypowiedź prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego, który na początku listopada wprost odniósł się do oferty francuskiej i zapowiedział, że zostanie rozpatrzona, jeśli Paryż zmieni politykę zagraniczną wobec Warszawy. Być może chodziło tu o pośrednictwo w unormowaniu relacji z UE?
Czy atom jako element unijnej taksonomii nadal budzi kontrowersje wśród państw członkowskich? Czy możliwy jest wariant, że przeciwnicy atomu znowu spróbują podjąć ofensywę?
Oczywiście. Niemcy pozostają głęboko niechętne wobec atomu. Mimo głębokiego kryzysu energetycznego chcą wycofać swoje elektrownie z użytku i przedłużyły ich pracę jedynie o rok – do 2023 r. Walka trwa, a Berlin będzie próbować narzucać własną wizję sektora całej Europie. To tłumaczy narastające napięcia na linii Berlin – Paryż.
Pytanie niby oczywiste, ale rzadko zadawane: skąd Polska weźmie pieniądze na budowę trzech elektrowni atomowych?
Nie jest to pytanie oczywiste, ponieważ rząd nie przedstawił modelu finansowego dla elektrowni atomowych. Nie wiemy więc na ten temat nic. No prawie nic, ponieważ Ministerstwo Klimatu zaprezentowało własną wersję modelu spółdzielczego, w którym po sfinansowaniu pierwszej elektrowni emitowano by akcje, a wpływy z nich przeznaczano by na kolejną siłownię. Ten model tzw. SaHO został opracowany przez dwójkę urzędników, jest teoretyczny, nigdzie nie wdrażany. Ciężko mi powiedzieć, czy należy tę inicjatywę traktować poważnie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Radosław Konieczny