W poprzednim wykładzie dla Akademii Zarządzania i Rozwoju opowiadałem, czy warto studiować filozofię. Przypomnę: warto jeśli to twoja stała pasja i masz inny pomysł na zarobkowanie, bo pracy po takich studiach nie ma pracy w tym zawodzie. Tym razem o polityce, bo i taki incydent mi się w cv przytrafił, i jestem z tego powodu spełniony. Nie mówię czasach PRL-u, bo wtedy nie określaliśmy się politykami, tylko działaczami podziemia i opozycji antykomunistycznej, a przez naszych komunistycznych prześladowców zwani byliśmy elementem antysocjalistycznym.
Ale nawiązując do filozofii zacytuję Arystotelesa, tak żeby zrobić intelektualny podkład pojęciowy pod świat polityki: „W polityce bowiem nie może niczego dokonać ten, kto nie posiada określonej cechy, tzn. kto nie jest moralnie wartościowy. A być człowiekiem moralnie wartościowym znaczy posiadać cnoty. Wobec tego, jeśli ktoś zamierza czynnie uczestniczyć w życiu politycznym , musi być moralnie wartościowym człowiekiem.” (…). Wielu miano polityka przypada niesłusznie, ponieważ nie są politykami naprawdę, albowiem polityk dokonuje czynów pięknych ze względu na nie same , natomiast wielu bierze się do tego rodzaju życia dla majątku i z powodu chciwości.”
To słowa człowieka żyjącego w starożytnej Grecji trzysta lat przed naszą erą (dla katolików: przed Chrystusem). Czy ktoś teraz z mównicy sejmowej zacytuje greckiego filozofa? Czy w ogóle je zna i zamierza się do tych wskazań stosować?
Nie dawno pisałem wspomnienie o Janku Lityńskim. On był tym od Arystotelesa, był człowiekiem wartościowym i dokonującym czynów pięknych ze względy na nie same. Nie wielu takich ludzi pozostało. Odeszło pewne pokolenie ludzi których ukształtowało podziemie. Postaci, którym każdego dnia groziły 48 h odsiadki, areszt lub wieloletni pobyt w więzieniu. Dla których od niewyobrażalnych wówczas posad i apanaży ważniejsze były idee i służba. Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Kaczyński, Wiesław Chrzanowski, Bronisław Geremek, Henryk Wujec, Zbigniew Romaszewski, Karol Modzelewski, Jan Olszewski, wielu innych. Inni, wciąż żyjący są na politycznej emeryturze jak Leszek Moczulski, inni, zniesmaczeni współczesną polityką wycofali się w polityczny cień jak to uczynił Aleksander Hall, lub też kultywują swoje wyraziste idee, w polityce nic już nie znacząc, jak Marek Jurek, czy Piotr Ikonowicz. Jak widzicie starałem się tu wspomnieć o postaciach o bardzo różnych ideowych formatach i postawach. Ale łączy ich rozumienie polityki, jakie na wstępie, cytując Arystotelesa, przedstawiłem.
Przejdźmy do czasów współczesnych. Ponieważ portal Akademii Zarządzania i Rozwoju ma na celu młodym ludziom wskazać drogę, to pierwsze pytanie które się nasuwa brzmi, czy żeby zostać politykiem trzeba studiować politologię? Wydaje się to naturalna droga, podczas tych studiów poznajemy historię myśli politycznej, doktryny polityczne, stosunki międzynarodowe, różne konstrukcje ustrojowe, i inne szczegółowe zagadnienia z tego zakresu. Moją odpowiedzią jest: Nie zaszkodzi. Na pewno wiedza się przyda, choć wygadywanie bzdur z mównicy sejmowej jest obecnie uznawana normą. Mankamentem tych studiów jest zapewne to, że studiując czy już kończąc edukacje jesteś na politykę niemal skazanym. Chyba, że masz inne umiejętności, do czego wrócimy.
Dla młodego człowieka nie ma w Polsce jasnej ścieżki dojścia do świata zawodowej polityki. Są partyjne młodzieżówki gdzie możesz się wykazać sprawnym zbieranie podpisów dla jakiegoś kandydata, czy rozklejając wyborcze plakaty. Banalne, ale prawdziwe. W tych młodzieżówkach, słusznie zwanych kuźnią kadr, poznajesz ludzi, budujesz środowiskową rozpoznawalność, możesz błysnąć intelektem, oratorskimi talentami i po prostu zostać dostrzeżonym przez dojrzałego polityka, który budować będzie twoją karierę, powierzając na początku choćby pracę we własnym biurze poselskim, czy skutecznie rekomendując na listę partyjną w wyborach do władz dzielnicy, czy gminy. A tu już pojawiają się pierwsze, bardzo skromne, ale jakieś tam pieniądze. I znowu, dalsza twoja kariera zależeć będzie od tego, jak się wykażesz, jakim okażesz się organizatorem, ilu nowych ludzi przyciągniesz, czyli jaką wartość dodaną przyniesiesz protektorowi. Protektor będzie szedł w górę, a ty wraz z nim. Protektor popadnie w niełaskę partyjnych liderów, ze ścieżki awansu spadasz jak z urwiska. Ryzyko tego zawodu. Obok młodzieżówek, podobną możliwość stwarzają ruchy miejskie, organizacje pozarządowe, stowarzyszenia, fundacje. Ważne, żeby gdzieś zaistnieć i być dostrzeżonym.
Tak jest w przypadku absolwentów politologii bez dodatkowego wykształcenia. Dlatego umiarkowanie zachęcałem do tych studiów. W dużo lepszej sytuacji są pasjonaci polityki, którą wiedzę nabyli z lektur, czy modnych teraz wykładów on line, którzy ponadto mają konkretne wykształcenie i umiejętności. Są młodymi prawnikami, ekonomistami czy dziennikarzami. Dla politycznych protektorów taki osobnik jest merytorycznie bardziej atrakcyjny i użyteczny. Może go wsadzić do jakieś spółki skarbu państwa czy spółki komunalnej, budując w ten sposób swoje polityczne zaplecze. A ty, mając konkretny zawód, w razie fiaska politycznej przygody, możesz łatwo przekierować swoją karierę na inne, apolityczne tory.
Do polityki można trafić także inną ścieżką. Taktując politykę – tu znów przywołam Arystotelesa – by dokonywać czynów pięknych, ze względu na nie same. Ten moment musi jednak poprzedzić udana kariera w innej dziedzinie i zgromadzony majątek zapewniający suwerenność. Jeśli jesteś znanym lekarzem, adwokatem, pisarzem, artystą, twarzą telewizyjną, to może czekać cię propozycja startu w wyborach, by pociągnąć partyjną listę. Jeśli nie chcesz być partyjną twarzą, możesz spróbować samodzielnie do senatu. To, z natury rzeczy, lepsza ścieżka. Ale o tym młodzi ludzie na razie nie mają co myśleć. Chyba, że chcą zaplanować całą życiową karierę, co sensu większego nie ma.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę myśląc o politycznej karierze? O tym, czy się do tego nadajemy. Współczesna polityka dalece odbiega nie tylko od wskazań Arystotelesa, ale od tej jaką uprawiali twórcy transformacji ustrojowej w Polsce. Polityka stała się brutalną walką, wręcz wojną plemion z użyciem wszelkich możliwych środków. Zbieranie kompromatów, nagrywanie rozmów, szukanie haków, prześwietlanie majątku twojego i tobie najbliższych, badanie historii twoich przodków, korupcja polityczna, oszukiwanie wyborców, zawłaszczanie państwa na niespotykaną skalę, to teraz norma. Zastanówcie się dobrze, czy do takiej polityki chcecie aspirować? Mam nadzieję, że nie. A jeśli tak, to – mam nadzieję – żeby po ją zmienić, nadając prawdziwy arystotelesowski sens.
Jerzy Wysocki
Dziennikarz i publicysta, działacz opozycji demokratycznej w latach 80., a w latach 90. – Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Autor książki „Głos cynika. Terapia liberalna”.