Wybory w Rosji: stan ciężki, rokowania niepomyślne

Browse By

Odpowiedzią kremlowskich spin-doktorów na coraz poważniejsze wyzwania gospodarcze, społeczne i polityczne, które stoją przed skostniałym reżimem Putinowskim, jest ucieczka w alternatywną rzeczywistość. Testowane w 2020 roku technologie wyborcze umacniają fasadowy charakter elekcji w Rosji: mają zapewnić bezkarne, masowe manipulowanie wynikami głosowania. Ich celem jest ostateczne pozbawienie wyborców podmiotowości politycznej i przekonanie ich o daremności sprzeciwu wobec władzy. Pusty rytuał wyborczy ma dostarczać dowodów na rzekomą popularność rządzących i świadczyć o efektywności kontroli Kremla nad systemem politycznym. Jednak likwidacja jednej z nielicznych już namiastek dialogu społeczeństwa z władzą może doprowadzić w najbliższych latach do poważnych turbulencji politycznych.   

We wrześniu, jak co roku, odbyły się w Rosji wybory regionalne, podczas których wybierano tym razem 20 szefów regionów (gubernatorów), deputowanych 11 parlamentów regionalnych oraz przedstawicieli władz lokalnych. Według oficjalnych wyników, wszyscy kandydaci Kremla w wyborach gubernatorskich zwyciężyli w pierwszej turze (mimo że większość politologów prognozowała drugie tury w co najmniej dwóch regionach). Partia władzy – Jedna Rosja – utrzymała też dominującą pozycję we wszystkich parlamentach regionalnych, natomiast straciła większość w radach miejskich Tomska, Nowosybirska i Tambowa.

Kontekst wyborów

Tegoroczne wybory miały z kilku względów szczególny charakter. Po pierwsze, stanowiły swego rodzaju próbę generalną przed wyborami do Dumy Państwowej w 2021 roku. Po drugie, odbywały się w warunkach pandemii i recesji gospodarczej: według oficjalnych danych (wiarygodność statystyk państwowego Rosstatu stoi pod znakiem zapytania), w II kwartale PKB spadł o 8,5%. Dodatkowo, negatywny wpływ COVID-19 nałożył się na trwałe problemy strukturalne, związane z opartym na surowcach, kleptokratycznym modelem rosyjskiej gospodarki. Po trzecie, problemom ekonomicznym towarzyszy od około dwóch lat zauważalny spadek poparcia społecznego dla władz, rosnące oczekiwanie zmian systemowych oraz zapotrzebowanie na sprawiedliwość społeczną.

Wyrazem rosnącej frustracji obywateli są zarówno niekorzystne dla Kremla sondaże opinii publicznej, jak i utrzymujący się potencjał protestacyjny w rosyjskich regionach. Jego przyczyny to przede wszystkim zła jakość zarządzania, arogancja władz, fatalna sytuacja ekologiczna, problemy socjalne, choć coraz częściej wybrzmiewają również postulaty stricte polityczne. W szczególności rozczarowanie polityką centrum federalnego wobec regionów znalazło ujście w trwających od początku lipca masowych protestach społecznych na rosyjskim Dalekim Wschodzie (Kraj Chabarowski). Niepokojącym sygnałem dla władz powinien być również bezprecedensowo niski poziom zaufania Rosjan do telewizji – stanowiącej główny kanał przekazu propagandy państwowej (w sierpniu 2020 roku, według niezależnego Centrum Lewady, telewizji ufało 48% repondentów, podczas gdy w 2009 roku było to 79%).

W ostatnich latach Kremlowi przydarzały się przykre niespodzianki wyborcze: nie tylko reprezentanci opozycji demokratycznej, ale nawet tzw. kandydaci techniczni potrafili wygrywać w wyborach regionalnych lub lokalnych z kandydatami Kremla. Działo się tak pomimo zaangażowania potężnego aparatu administracji państwowej w zapewnienie pożądanych rezultatów. Ponadto technologie cyfrowe ułatwiały nagłaśnianie przypadków manipulacji wyborczych: coraz większe rzesze internautów mogły zapoznawać się ze starannie zbieranymi dowodami fałszerstw.

Stłuczony termometr zamiast kuracji

Ponieważ logika rosyjskiego systemu politycznego i gospodarczego wyklucza znalezienie skutecznej odpowiedzi na wyżej wymienione wyzwania, kremlowscy spin-doktorzy opracowali strategię „stłuczonego termometru”. Polega ona na tym, by móc rysować na papierze dowolne wyniki głosowania, a jednocześnie uniknąć aktywnego sprzeciwu społeczeństwa. Uczyniono zatem wszystko, by drastycznie ograniczyć konkurencję wyborczą, głównie w najważniejszych dla Kremla wyborach gubernatorskich, lecz przede wszystkim zminimalizowano możliwość dokumentowania fałszerstw i manipulacji.

Najważniejszą innowacją było rozproszenie głosowania w czasie i przestrzeni. Taka formuła   była eksperymentalnie przetestowana w czerwcowym głosowaniu nad poprawkami do konstytucji. Według niezależnych ekspertów około 30% oddanych wówczas głosów nie mieściło się w standardowym rozkładzie statystycznym. Wrześniowe wybory regionalne trwały trzy dni i odbywały się na masową skalę poza lokalami wyborczymi – co władze uzasadniały sytuacją epidemiczną. W praktyce ograniczyło to do minimum możliwości niezależnej obserwacji wyborów, a tajność głosowania w wielu przypadkach była iluzoryczna. Głosowanie odbywało się np. w zaparkowanych przy drodze samochodach, na placach zabaw, w sklepach; zniesiono praktycznie wszelkie ograniczenia odnośnie do wysoce nieprzejrzystego głosowania w domach (prawo rosyjskie przewiduje taką możliwość).

Tradycyjnie zmobilizowano lojalny elektorat – głównie grupy społeczne uzależnione od władzy, jak pracownicy budżetówki, beneficjenci pomocy socjalnej czy emeryci, w tym poprzez przymuszanie do udziału w głosowaniu przedterminowym (pierwsze dwa dni głosowania) i  na terenie zakładów pracy. Głosowaniu towarzyszyły represje wobec niezależnych obserwatorów, aktywistów społecznych i kandydatów opozycji – tendencja ta wyraźnie przybiera na sile. Utrudniony był też dostęp do rezultatów głosowania publikowanych na oficjalnych stronach internetowych, co w praktyce uniemożliwiło niezależnym ekspertom opracowanie statystycznych analiz wyników.

Oficjalna frekwencja w zależności od regionu wahała się od ok. 25% (tam, gdzie była ona liczona stosunkowo uczciwie) do prawie 80%. W niektórych regionach – według wersji władz – przedterminowo zagłosowało nawet ponad 70% wyborców. To dość prosta metoda fałszowania frekwencji i wyników, bowiem przepisy dotyczące przechowywania tak oddanych głosów były często łamane. Według niezależnej organizacji Gołos, od dawna monitorującej wybory w Rosji, liczba zgłaszanych naruszeń była najwyższa od czterech lat, a standardy prawa wyborczego – najniższe w ostatnim ćwierćwieczu.

Co dalej?

Rodzi się pytanie, dlaczego tak ostentacyjny demontaż instytucji wyborów nie wywołał zauważalnej reakcji społecznej. Wydaje się, że Kreml właściwie zdiagnozował „okno możliwości” dla tego rodzaju eksperymentów. Przede wszystkim, problemy socjalno-bytowe, będące konsekwencją pandemii, przełożyły się na spadek społecznego zainteresowania polityką. Aktywność przedwyborcza opozycji była ograniczana pod pretekstem walki z COVID-19, a fiasko czerwcowej agitacji przeciwko zmianom w konstytucji pogłębiło niewiarę wyborców w sens walki z Kremlem. Głosy niezadowolonego elektoratu zostały częściowo rozproszone poprzez wprowadzenie do gry czterech nowych, niewielkich partii politycznych, kontrolowanych przez Kreml. Zarazem znoszenie wprowadzonych wiosną dotkliwych restrykcji sanitarnych poprawiło przejściowo wizerunek władz.

Władza uznała bezproblemowy przebieg głosowania i brak protestów społecznych za swój sukces. Wszystko wskazuje na to, że ta sama strategia zostanie zastosowana w wyborach parlamentarnych, tak by partia Jedna Rosja uzyskała co najmniej taką większość jak obecnie (75% mandatów). Biorąc jednak pod uwagę cały szereg niewiadomych odnośnie do dalszej dynamiki pandemii i jej konsekwencji społeczno-gospodarczych, a także długofalowe, niekorzystne dla Kremla trendy w nastrojach społecznych, strategia ta może okazać się przeciwskuteczna. Zamknięcie  kolejnego kanału dialogu społeczeństwa z władzą – kiedy sprzeciw wyrażony przy urnie staje się całkowicie niesłyszalny – likwiduje jeden z nielicznych wentyli bezpieczeństwa w systemie politycznym. Może to wywołać eskalację napięć i zachwiać stabilnością reżimu przed kolejnymi wyborami prezydenckimi (zaplanowanymi na 2024 rok). 

Maria Domańska

Analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich

Foto: pixabay.com