Prawico, nie uciekniesz od pytań od LGBT

Browse By

Przełom roku zaczął się komicznie. Komiczna, a przy tym niesmaczna, była awantura o tęczowe opaski, przywdziane podczas „Sylwestra Marzeń” TVP przez importowanych na tę imprezę muzyków. Nie odnosząc się do pyskówki, która rozgorzała, warto odnotować całą awanturę. Pokazuje ona, że polska prawica nie ma żadnego pomysłu, jak sobie radzić ze zmieniającym się nastawieniem społecznym do ideologii LGBT. Dominują dwie postawy: zamykanie oczu na dokonującą się ewolucję alb wezwanie do krucjaty. Obie nie są żadną odpowiedzią. A polska prawica nie może od tej odpowiedzi uciekać w nieskończoność.

Złudna wiara w zdrowy rozsądek

Tak, wiem: nie ma rzekomo „ideologii LGBT”, są tylko ludzie. Ale każdy trzeźwo myślący człowiek zdaje sobie sprawę, że wrzucenie do jednego worka wszystkich, którzy nie są heteronormatywni, to właśnie ideologia. Nie wiem, czy na przykład Jerzy Waldorff byłby szczęśliwy, że wylądował w jednym zbiorze z typami w rodzaju osławionego cwaniaka Margota. Trochę to działanie w stylu bolszewickim, którzy do wspólnego mianownika sprowadzali rzeczywistych spekulantów i oszustów, sklepikarza i średniozamożnego chłopa.

O ogromnym biznesie, który się dokonuje na tęczowej ideologii, o manipulacjach z nimi związanych można by pisać dużo. Ale w ten sposób nie można uniknąć pułapki, w którą wpadła polska prawica i z której nie próbuje się wydostać. To, kto w sporze o LGBT ma rację, jest zdecydowanie mniej istotne od tego, co dzieje się na naszych oczach. Mianowicie od tego, że z roku na rok stosunek polskiego społeczeństwa – nie tylko młodych – do kwestii ujętej skrótem LGBT zmienia się. A nasi konserwatyści nie mają pomysłu, jak na te zmiany wpływać. Mówiąc obrazowo, marzy się im zasypanie rzeki, zamiast próba jej uregulowania. Problem w tym, że im więcej czasu upływa, tym ta regulacja staje się trudniejsza, jeśli nie niemożliwa.

Kluczem do sukcesu jest narzucenie przeciwnikowi swojego sposobu postrzegania rzeczywistości i swojego języka. Niestety, to się skrajnej lewicy udało. Wrzucili do zbioru pod nazwą LGBT i inne orientacje seksualne, i całą paletę dziwactw. A prawica to bez zastrzeżeń kupiła. Nieliczne głosy (odsyłam do świetnego wywiadu obecnego rzecznika MSZ Łukasza Jasiny dla „Rzeczpospolitej” sprzed bodaj roku) pozostają bez szerszego echa. Lewica nie chce niuansować kwestii LGBT, a paradoksalnie – większość prawicy też nie. Co najwyżej sądzi, że „ludzie mają swój rozum” i nie pozwolą na zaszczepianie szaleństw w postaci zastępowania w dokumentach rubryk „matka” i „ojciec” rubrykami „rodzic 1” i „rodzic 2”. Znowu błąd: europejska historia świadczy o tym, że wierzący w tak zwany zdrowy rozsądek obywateli z reguły przegrywają.

Oczy szeroko zamknięte na zmiany

Prawica nie ma żadnej, dosłownie żadnej oferty związanej z kwestią umownie nazywaną LGBT. Oczywiście nie chodzi o to, by puszczać oko do zwolenników homoadopcji czy w ogóle dyskutować o dopuszczalności takich postulatów. Jak się kończą nieudolne próby flirtu z lewackimi aktywistami, pokazuje przykład protestanckich kościołów. Wielu wiernych straciły, nowych nie pozyskały. Niemniej wyborca prawicowy czy centroprawicowy AD 2023 ma inne spojrzenie na świat, niż wyborca z roku 1993. A tego politycy na prawo od centrum zdają się nie zauważać. No, może za wyjątkiem nielicznych polityków PSL, którzy są pragmatykami. I widzą, jak ewoluują postawy ich – bądź co bądź konserwatywnego – elektoratu z małych miast i ze wsi.

Przez siedem lat rządów prawica tkwi w trudnej, niewygodnej kwestii LGBT w tym samym miejscu. A tymczasem przez siedem lat postrzeganie sprawy przez Polaków, w tym ich elektorat, mocno się zmieniło. W 2015 było to „my się tylko chcemy odwiedzać w szpitalach”, dzisiaj na agendzie są adopcje malutkich dzieci przez jednopłciowe pary. Trudno zrozumieć dlaczego prawica polska nie stara się prowadzić własnej gry. Przecież na postulaty „odwiedzania się w szpitalach” czy „zabezpieczenia zmarłego partnera” można było odpowiedzieć wprowadzeniem rozwiązania, umownie nazwanego paktem cywilnym. Czy mieszkasz z krewnym, konkubiną, partnerem, kochankiem – państwu nic do tego. Jeśli chcesz korzystać z dodatkowych praw, których słuszności trudno odmówić, podpisujesz notarialnie stosowny akt czy składasz deklarację w urzędzie. I możesz „odwiedzać się w szpitalach”, zapewnić dostęp do konta itp. itp. Z prawej strony było słychać tylko wezwania do krucjaty anty-LGBT, z roku na rok brzmiące coraz bardziej operetkowo.

Cel: utrzymać środek

Powtarzam: czas płynie, a zmiany postępują, chociaż jest przestrzeń do działania. W sondażu Ipsos dla OKO.press z listopada br. 64% respondentów zadeklarowało, że homoseksualizm to orientacja, jak każda inna, a 20% uznało je za zaburzenie. Jedynie 13% deklaruje, że nie akceptuje „osób LGBT”, choć aż 30% swoją akceptację opatruje zastrzeżeniem, że nie chce, by takie osoby się mocno eksponowały. Reasumując – Polacy nie kupują narracji o tęczowym niebezpieczeństwie i dystansują się od histerycznych tonów. Zarazem dystansują się od postulatów radykalnej lewicy. Mówiąc krótko, większość Polaków chce podążać środkiem, między skrajnościami.

Błędem jest zakładanie, że tak będzie zawsze. Jeśli prześledzi się, jak ta postawa ewoluowała, to wyraźnie widać, że upływ czasu przy bierności albo histerii na prawej stronie sprzyja lewackim aktywistom. Polska prawica powinna przestać udawać, że nie ma potrzeby zajmowania się tematem. Powinna wypracować swój konkretny program w odniesieniu do postulatów związanych ze środowiskami nieheteronormatywnymi. I nie może to być program wielkiej wojny, która – po pierwsze – zostanie niechybnie przegrana, a po drugie – nie będzie mogła liczyć na wielu sojuszników.

Temat będzie istniał, i to mocno, w tegorocznej kampanii wyborczej. Politycy obozu prawicy powinni się do tego przygotować. Inaczej za pięć lat możemy obudzić się w całkiem innej rzeczywistości, zmienionej po trosze na życzenie rodzimych konserwatystów. Można być jak hrabia Chambord, który z powodu białego sztandaru otworzył we Francji wrota dla lewicowej republiki, ale czy nie lepiej, parafrazując prof. Bartyzela, „umierać, ale powoli”?

Marcin Rosołowski

www.tvp.info

Rada Fundacji Instytut Staszica