Na ratunek małym księgarniom

Browse By

Małe księgarnie powoli znikają z miejskiego pejzażu. Oczywiście, najłatwiej wskazać jako głównego winnego Internet. Ten sam Internet, który rzekomo zabija w Polsce prasę. Tymczasem przyczyną tego stanu rzeczy jest małe zainteresowanie samorządów wspieraniem takich placówek. Pogląd, że księgarnia jest w takim samym lokalem handlowym jak sklep z alkoholem, cały czas pokutuje wśród naszych samorządowców. Otóż nie: jeśli szukać analogii, to raczej wśród galerii i teatrów – placówek kultury.

Warszawski Ratusz patronuje plebiscytowi na ulubioną niezależną księgarnię – placówkę wskazują sami mieszkańcy. Inicjatywa ciekawa, cenna i (wciąż) nieocenzurowana. Mimo zachęt ze strony lewicowych dziennikarzy i aktywistów, tegorocznego głosowania nie anulowano, chociaż wygrała w nim żoliborska księgarnia, w której sprzedawana jest literatura niepoprawna politycznie…

Plebiscyty i wszelkiego rodzaju kampanie promocyjne są oczywiście potrzebne, niemniej nie pozwolą wygrać z rynkowymi realiami. A te są jasne: niezależna księgarnia nie jest w stanie utrzymać się, płacąc rynkowe stawki za dzierżawiony od miasta lokal. O ile w części miast (w tym w Warszawie) niekiedy idzie się na rękę takim placówkom, to i tak wszystko zależy od widzimisię urzędników.

Plagą polskich metropolii – mam na myśli ich centra – jest brak jakiegokolwiek planowania, jeśli chodzi o lokale handlowe i usługowe. To dlatego na reprezentacyjnych ulicach turystów witają szyldy banków i lokale z fast foodami. To dlatego brak jest ulic „księgarskich”, jakie znajdziemy w Londynie, Nowym Jorku, Paryżu. Miasta dysponują potężnym zasobem lokali, ale czy nim planowano i racjonalnie zarządzają? Niestety nie.

Mówi się, że niezależne księgarnie nie są w stanie wygrać wyścigu z sieciówkami i przede wszystkim z handlem internetowym. Oczywiście, jeśli będą traktowane jako najemca taki sam, jak bank, to szybko z tego wyścigu odpadną. Niemniej handel internetowy odbiera klientów bardziej wielkopowierzchniowym księgarniom sieciowym. A małe księgarnie mogą na nich skorzystać – są bowiem w stanie sprowadzić żądaną przez klienta pozycję.

Pandemia COVID-19 spowodowała wzrost sprzedaży książek w Polsce (i kilkuprocentowy wzrost czytelnictwa), ale jednocześnie przyczyniła się do upadku wielu niezależnych księgarń – choć nie były one objęte lockdownem. Widać więc, że problem nie leży w tym, że Polacy nie chcą czytać. Być może czas na rozsądne wsparcie dla tych placówek kultury na poziomie regulacji ustawowych – oczywiście w dialogu z samorządami, na które władza centralna tradycyjnie lubi przerzucać obowiązki, za czym nie idą dodatkowe środki…

Marcin Rosołowski

Rada Fundacji Instytut Staszica