Czy klasyfikacja biblioteczna może być faszystowska?

Browse By

Zaczyna się niewinnie i spokojnie: esej o książce, czytelnikach, księgarzach – na przestrzeni epok. Jednak w miarę kolejnych rozdziałów dobrze zapowiadająca się, pisana lekkim piórem opowieść ustępuje miejsca politycznemu manifestowi. Oczywiście z gatunku tych politycznie poprawnych. Tyrmand w „Dzienniku” pisał, że za życia Stalina w każdej książce o pszczołach było więcej o Generalissimusie, niż o pszczołach. W „The Bookseller’s Tale” mamy zaś – nieproporcjonalnie dużo wobec głównego tematu – dywagacji o prześladowaniach mniejszości, kobiet i strasznych konserwatystach.

Podejrzana politycznie – ba, pachnąca faszyzmem i opresją – może być pozornie niewinna klasyfikacja biblioteczna. Martin Latham poświęca wiele stron dowodzeniu, jak (stosowana m.in. w warszawskiej Bibliotece Uniwersyteckiej) klasyfikacja piśmiennictwa Biblioteki Kongresu USA prześladowała homoseksualistów i w ogóle wszystkie mniejszości. Co prawda udało się to usunąć jakiś czas temu, ale bibliotekarz antyfaszysta nie może tracić czujności. Pojawiają się bowiem takie kwiatki, jak hasło „nielegalni cudzoziemcy”, a przecież każdy postępowiec wie, że żaden człowiek nie jest nielegalny. Wiedzą to szczególnie ci, którzy od tych legalnych-nielegalnych odgrodzeni są w swoich bezpiecznych rezydencjach i apartamentach. Na szczęście dla demokracji straszne hasło zniknęło z klasyfikacji.

Niemniej klasyfikacja Library of Congress to pikuś przy stosowanej na całym świecie klasyfikacji dziesiętnej autorstwa wybitnego bibliotekarza Melvila Deweya. Mówiąc dokładniej, sama klasyfikacja nie jest faszystowska i wsteczna, ale Dewey – jak pisze Latham – był uosobieniem prawicowego diabła. Zajadły konserwatysta, nie tolerował palenia papierosów przez kobiety w męskim towarzystwie, ortodoksyjny chrześcijanin itp. itp. Autor skwapliwie dorzucił, że nie lubił Żydów i Murzynów. Co prawda wbrew tej tezie utrzymywał relacje z czarnoskórnymi intelektualistami, ale Latham swoje wie: to był czysty PR i obłuda. Postępowy księgarz-gawędziarz stawia kropkę nad i: Amerykańskie Stowarzyszenie Bibliotekarzy przyznaje prestiżowy medal imienia Deweya. Czas zmienić patrona! Podpowiadam: Lew Trocki miał sporą prywatną bibliotekę.

Nie zmienia to faktu, że sama książka jest arcyciekawa, pełna mniej znanych szczegółów, anegdot, prawdziwie erudycyjna. Tylko po co ubabrana w ideologicznym sosie?

Natrętne, głupawe bombardowanie ideologią, wciskanie jej na siłę tam, gdzie tylko się da, bez ładu i składu, jest znakiem czasu. Przypomina, ze systemy, które za cel uczyniły oduczenia ludzi samodzielnego, a przede wszystkim krytycznego myślenia, nie odeszły do lamusa historii. Pozostaje mieć nadzieję, że nie nadejdą czasy, w których ideologiczny śmietnik zastąpi nam naukę.

Martin Latham: The Bookseller’s Tale. London, Penguin Books, 2021.

(mr)