Przedsiębiorcy z przerażeniem patrzą na wyborczy kalendarz – zanosi się na to, że w trakcie brutalnych zmagań przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi nikt specjalnie nie będzie się przejmował ich losem. Pewnie gdyby przedsiębiorców było w Polsce więcej, niż emerytów i beneficjentów programów socjalnych, scenariusz byłby inny.
Starcie PiS i PiS 2.0
Przez siedem lat Platforma Obywatelska starała się być anty-PiSem – z wiadomym skutkiem. Ostatnie wypowiedzi i działania jej liderów wskazują jednak, że taka postawa odchodzi w przeszłość. Platforma nie chce być już przeciwieństwem PiS (co niejednokrotnie stawiało ją w roli rozkapryszonego dzieciaka, który zawsze mów „nie”), ale nową, ulepszoną wersją PiS. Czy można wybrać z polityki partii rządzącej to, co jest do zaakceptowania z punktu widzenia liberalno-lewicowego elektoratu, a resztę odrzucić – nie zważając, że są to jednak elementy większej całości? W sferze deklaratywnej na pewno można, a w sferze działań? Cóż, jeśli PO wygra wybory, to wtedy będzie czas na rozmyślania, a jeśli nie wygra – problem przestanie istnieć.
Co to oznacza dla małych i średnich przedsiębiorców? Mówiąc krótko i brutalnie: niewesołe perspektywy. Ich głos w trakcie roku wyborczego zapewne będzie słyszalny, ale czy będzie słuchany? Dwukrotne podniesienie płacy minimalnej w 2023 roku to dobry przykład. Organizacje przedsiębiorców oceniły ten ruch krytycznie, wskazując (poniekąd słusznie), że trudno walczyć z inflacją, windując płace. Czy jednak któraś z największych partii otwarcie poparła to stanowisko? Ano nie, bo pomijając oczywistość, że PiS nie może krytykować własnego pomysłu, byłoby to wizerunkowo ryzykowne. I z pewnością zostałoby wykorzystane przez przeciwnika.
Mniejsi gracze sojusznikami biznesu?
Przedsiębiorcy nie mogą mieć złudzeń, że znajdą się na sztandarach największych konkurentów o władzę. Ale mogą budować – lub przynajmniej spróbować budować – symbiozę z mniejszymi. Konkretne sygnały w stronę tego środowiska wysyła PSL. Nieprzypadkowo podczas XXXI Forum Ekonomicznego w Karpaczu zorganizowany przez Pracodawców RP panel poświęcony problemom polskich przedsiębiorców i czekającym ich wyzwaniom prowadził lider PSL, polityk znający się na gospodarce i przedsiębiorczości – Władysław Kosiniak-Kamysz. Ciekawe (i symptomatyczne), że bądź co bądź lider opozycyjnej partii był w swoich wypowiedziach o polityce rządu Zjednoczonej Prawicy wobec przedsiębiorców mniej radykalny, niż reprezentujący polski biznes uczestnicy dyskusji. Wśród przedsiębiorców narasta frustracja i rozgoryczenie nie tylko na rządzący dzisiaj obóz, ale na klasę polityczną jako taką.
Pytanie, czy ludowcy zdołają ten temat w udany sposób zagospodarować? Może to okazać się sposobem na wymarzone od lat wejście PSL do dużych miast. Ludowcy starają się pokazywać jako partia środka – opozycyjna, ale jednak centrowa, niebędąca kolejną odsłoną obozu liberalnego, jak Polska 2050. Wbrew mitowi, że wybory wygrywa się dzięki centrum, PSL od lat nie jest w stanie przebić kilkuprocentowego sufitu. Tym razem jednak Stronnictwo ma doskonałą perspektywę do zwiększenia poparcia, wchodząc właśnie w tematykę gospodarczą i pokazując się jako obrońca nie interesów wielkich korporacji, ale małych i średnich przedsiębiorców. Zresztą głos polityków i ekspertów PSL jest w ostatnich miesiącach coraz bardziej słyszalny – wspomnieć trzeba choćby o członku Rady Polityki Pieniężnej profesorze Przemysławie Litwiniuku. Perspektywy i szanse są zatem obiecujące, ale czy uda się te szanse wykorzystać, będąc pośrodku między wielkimi, ścierającymi się blokami PO i PiS?
Oczywiście, jest i drugie sejmowe ugrupowanie, które nie zapomina o MŚP. Mowa oczywiście o Konfederacji. Podczas Forum Ekonomicznego z przedsiębiorcami spotkał się Krzysztof Bosak. W odróżnieniu jednak od PSL Konfederacja ma mniejsze szanse stać się częścią koalicji rządowej (ktokolwiek okaże się zwycięzcą) po wyborach. Przede wszystkim z powodu, który w dzisiejszej, polskiej polityce jest rzadką cnotą – bardzo ostro nakreślonej wyrazistości ideowej i niechęci do kompromisu w wielu sprawach. To, co w dłuższej perspektywie daje Konfederacji szanse na zwiększenie poparcia, powoduje jednocześnie, że trudno byłoby jej stworzyć trwałą koalicję.
Kiedy traci się wiarę…
Tyle o politykach i partiach. A co o przedsiębiorcach? Ich rozczarowanie do całej klasy politycznej, niewiara w konstruktywny dialog może mieć fatalne skutki dla naszej gospodarki. Łącznie z przenoszeniem części biznesów do sąsiednich państw. Da się bowiem prowadzić z sukcesem biznes w niesprzyjającym otoczeniu, ale nie da się w otoczeniu nieprzewidywalnym. Świetnie to zilustrował prezes Fundacji „Teraz Polska” Krzysztof Przybył w jednym z felietonów na portalu NaTemat.pl, wskazując na powód bardzo złych wskaźników PMI, nieznajdujących uzasadnienia w faktycznej kondycji naszej gospodarki. Otóż jeśli jeden obóz mówi, że Polska jest gospodarczym rajem, a drugi – że Polska jest w stanie totalnej zapaści, to biznes nie wie, jak jest naprawdę. Nastawia się więc na wariant pesymistyczny. A chciałby posłuchać kogoś, kto powie mu prawdę – niechby ciężką, ale prawdę.
Marcin Rosołowski
Rada Fundacji Instytut Staszica