Popieram Adama Glapińskiego

Browse By

Co prawda, teraz w jednej tylko ważnej sprawie, ale wobec tsunami krytyki, która spadła na prezesa NBP, głos wsparcia publicysty uważanego za nie całkiem słusznie za „opozycjonistę” i tak jest ewenementem. Chodzi o wypowiedź z ostatniej konferencji prasowej, na której prezes Adam Glapiński wyjaśniał powody kolejnej podwyżki stóp procentowych, ale – jak to ma w zwyczaju – poruszył też wiele innych kwestii.

Otóż profesor Glapiński, bez typowego dla prominentnych postaci obozu władzy ostentacyjnego entuzjazmu i gorliwości, odniósł się do projektu wakacji kredytowych dla osób, które go zaciągnęły w celu realizacji własnych potrzeb mieszkaniowych (możliwość zawieszenia spłat kredytu hipotecznego – 4 miesięcy w roku bieżącym i 4 miesięcy w roku przyszłym). – Wakacje kredytowe działają w odwrotnym kierunku niż nasza polityka zacieśniania. Ten urlop osłabia działanie stóp procentowych – powiedział prezes Glapiński. Co więcej, stwierdził, że wakacje kredytowe powinny dotyczyć tylko tych, którzy realnie znajdują się w takiej potrzebie. Zaznaczył, że są kredytobiorcy, dla których spłacanie kolejnych rat nie stanowi problemu, a nawet w ich możliwościach finansowych jest nadpłacanie spłaty długu.

Adam Glapiński był współzałożycielem Porozumienia Centrum. Od tego czasu blisko współpracuje z Jarosławem Kaczyńskim. Jego dobre prawo. Ale – przypomnijmy – wcześniej związany był z Kongresem Liberalno-Demokratycznym, partią założoną przez Donalda Tuska, Janusza Lewandowskiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego. W rządzie tego ostatniego sprawował funkcję ministra gospodarki przestrzennej i budownictwa. Jak widać, zachował cząstkę liberalnego, zdroworozsądkowego myślenia, tak też był przez trzy dekady postrzegany. Nawiasem mówiąc, nie było tu zgrzytu, bowiem środowisko Jarosława Kaczyńskiego latami głosiło wolnorynkowe poglądy, swoje szajby wyrażając na innych politycznych polach.

Co ciekawe, wątpliwości co do tego, czy z wakacji kredytowych będzie mógł skorzystać każdy obywatel, ma też Prezydent RP. W wywiadzie dla Polsat News Andrzej Duda stwierdził, że wakacje kredytowe powinny przysługiwać „przede wszystkim tym, którzy są w trudnej sytuacji, dla których te kredyty, których raty wzrastają, zaczynają powodować, że niektórym rodzinom bardzo trudno jest dopiąć koniec z końcem”. Skoro już odwołujemy się do politycznych korzeni, to warto tu przypomnieć, że prezydent rozpoczynał swą polityczną przygodę od …Unii Wolności. Był to 2000 rok, a na czele tej partii stał …Leszek Balcerowicz.

Jak widać po przypadkach Adama Glapińskiego i Andrzeja Dudy, przysłowie: „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” zawiera ludową mądrość.

Wróćmy jednak do wakacji kredytowych i tego, komu winny przysługiwać. Tak naprawdę jest to dyskusja zataczająca znacznie większy obszar. To toczący się od wieków ideowy spór o rolę państwa, skalę i model redystrybucji, zakres interwencjonizmu. Spór przekładający się na różne modele społeczno-gospodarcze. A w życiu bieżącym, na kieszenie obywateli. Wakacje kredytowe, to kosztowny prezent od państwa. Tym bardziej 500 plus, 13. i 14. emerytura, bon turystyczny czy wyprawka szkolna. Te „prezenty” po równo dostają wszyscy: milionerzy i biedacy. Żyjemy w zsocjalizowanej Europie, gdzie tego typu transfery stały się normą. Licytacja na taką skalę stała się normą w kampaniach wyborczych. I wszystko to w imię sprawiedliwości społecznej, która ze sprawiedliwością, zdrowym rozsądkiem i podstawami makroekonomii nie ma za wiele wspólnego. Jeśli już przyjmiemy, że państwo ma być opiekuńcze, to niech zatroszczy się o tych, którym pomoc jest realnie niezbędna. Stąd moje poparcie dla słów prezesa Adama Glapińskiego i prezydenta Andrzeja Dudy.

Jerzy Wysocki

Dziennikarz, publicysta

Foto: Andrzej Barabasz/wikipedia.org