Dwumilionowa rzesza ukraińskich uchodźców w Polsce budzi obawy z powodu kosztów ich utrzymania. Pojawia się hasło przymusowej ich relokacji do innych krajów Unii. To nieopłacalny i niebezpieczny dla Polski pomysł.
Idealnym rozwiązaniem w obecnej trudnej sytuacji byłaby pomoc finansowa ze strony Komisji Europejskiej dla krajów takich jak Polska. Czyli tych, które przyjęły najwięcej uchodźców z Ukrainy. Dotyczy to nie tylko nas, ale też i Rumunii oraz Węgier. Dla sprawiedliwości trzeba dodać również Republikę Mołdawii, kraj poza UE, ale którego dobro jest naszym strategicznym interesem, a który mimo swego ubóstwa przyjął największą liczbę uchodźców w proporcji do ilości własnych obywateli.
Niestety wszyscy jesteśmy tzw. „nową Unią”, więc pomoc z Brukseli będzie skapywała w aptekarskich ilościach, albo nawet wcale. Jest prawdopodobne, że to celowy zamysł, aby poszkodzić krnąbrnym „nowym” członkom UE, którzy nie godzą się na ustalony przez „starych” porządek dziobania. Ale jest w tym jeszcze jeden zamysł. Czyli pomysł przymusowej relokacji uchodźców z Ukrainy.
Dla Polski to niebezpieczna idea. Dobrze, że władze RP – przynajmniej na razie – ją odrzucają. Jej przyjęcie to powrót do 2015 r. i ówczesnych pomysłów rozładowania fali imigrantów z krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu. To pomysł na inżynierię społeczną.
Uchodźcy ukraińscy chcą w swej masie przebywać w Polsce z oczywistych powodów, mimo tego, że dalej na zachód są kraje wyraźnie bogatsze od nas. Chcą u nas zostać, bo mają blisko do swojego kraju – a wielu z nich, a dokładniej wiele z nich, deklaruje chęć jak najszybszego powrotu na Ukrainę. Bo mają tu przyjaciół i znajomych z racji wcześniejszej licznej imigracji zarobkowej. Bo nie muszą tu konkurować o pomoc z imigrantami pozaeuropejskimi. Bo wreszcie – a to najważniejsze – Polska jest dla nich krajem bardzo bliskim kulturowo. Łatwo się dogadujemy i z pewnych powodów nie dochodzi w zauważalnej skali do konfliktów i incydentów między Ukraińcami a Polakami. Ludzie głosują nogami. Idą tam, gdzie im dobrze, nawet jak widać nie tylko w sensie materialnym.
Przeforsowanie przymusowej relokacji oznacza dla Polski oczywiste niebezpieczeństwa. Europa nie raz jeszcze będzie narażona na fale imigracji i uchodźstwa z Azji i Afryki. Niewykluczone, że odczuje to już w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Agresja na Ukrainę zatamowała import tamtejszego zboża i innych produktów rolnych. Działania wojenne nie ustają, więc można być pewnym spadku ukraińskiej produkcji rolnej także w następnych latach. Efektem będzie katastrofa żywnościowa na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Czyli tym samym ogromna fala imigrantów do Europy.
Tak więc jeśli Polska zgodzi się na przymusową relokację i odda „swoich” Ukraińców (a właściwie Ukrainki i ich dzieci), to w zamian będzie musiała przyjąć „lekarzy” i „inżynierów” z Syrii, Egiptu, Nigerii i innych krajów o kulturach jednak nieco odleglejszych niż nasza. Przyjąć ze wszystkimi dobrze już znanymi kosztami społecznymi, które wiążą się z tego typu imigracją.
Nikt z polityków tego głośno nie powie, że imigranci imigrantom nie są równi. Ale taka jest prawda, o której wszyscy wiedzą. Dlatego w naszym dobrze pojętym interesie jest to, aby obecni u nas Ukraińcy nie wyjeżdżali do innych krajów unijnych. Aby tu dobrze się czuli. Aby mogli podjąć pracę lub naukę. Życzmy im, aby jak najprędzej mogli wrócić do swojego rodzinnego kraju i odbudować swe życie. Wtedy zresztą dobre wspomnienia o Polsce i Polakach będą cennym kapitałem dla podtrzymywania więzi gospodarczych, kulturalnych, turystycznych, czy też tylko towarzyskich. Zapewne wśród naszych ukraińskich gości będą osoby, które postanowią u nas zostać. Wystarczy przypomnieć sobie nasze wskaźniki demograficzne, by stwierdzić, że to też czysty zysk dla Polski. Mówimy bowiem o młodych kobietach z dziećmi, do których dołączą ich mężowie. A wszyscy wiemy, że są to ludzie pracowici, zdeterminowani do osiągnięcia własnego dobrobytu i dążący do ułożenia jak najbardziej poprawnych relacji z polskimi sąsiadami.
Widać więc, że przymusowa relokacja to rozwiązanie złe i dla uchodźców ukraińskich i dla Polski. To pułapka, którą należy mijać z daleka.
Piotr Gursztyn
Historyk, dziennikarz, fundator Instytutu Staszica
Foto: pixabay.com