Wolny wybór? Wolne żarty

Browse By

Polska nie jest „państwem z dykty”. Sprawnie działa, jeśli jest polityczna wola. Ale nieszczęściem współczesnej Polski jest uzależnienie nawet najbardziej elementarnych aktywności od politycznych kalkulacji. Lawirowanie z narzędzia politycznej gry stało się cnotą – choć jego skutki będą opłakane.

A właśnie, że segregacja!

Nie jesteśmy oczywiście wyjątkiem ani w Europie, ani na świecie. Parlamentarna arytmetyka ma swoje reguły i, jeśli się da, większość stara się realizować założone cele tak, by swoich szabel nie stracić. Dotyczy to również decyzji koniecznych, acz niepopularnych. Skoro wszystko podlega kalkulacji w zakresie politycznych zysków i strat to czasami warto mieć na względzie, że lawirowanie i unikanie stanięcia twarzą w twarz z problemem może w ostatecznym rachunku kosztować najwięcej. I cnotę się straci, i rubelka też nie zarobi.

Termin „segregacja sanitarna”, którym chętnie szermują koronasceptycy i osoby niewierzące w skuteczność szczepień przeciwko COVID-19, budzi oburzenie tej części społeczeństwa, która w szczepieniach widzi jedyną szansę na uniknięcie kolejnych fal pandemii. Dywagacje na temat pandemii, „plandemii”, maseczek, wszczepiania chipów zamiast antyciał i różnych innych podobnie ekscytujących kwestii zajmują sporą przestrzeń Internetu, więc śmiało można je sobie darować. Zresztą dla oceny postawy, jaką zajmuje władza – czyli państwo – nie ma to absolutnie żadnego znaczenia.

Nie rozumiem oburzenia, gdy nazywa się rzeczy po imieniu. To, co się proponuje, wzorem Francji, to nic innego, jak właśnie sanitarna segregacja. Akceptacja takiego modelu jest niezmiernie groźna dla demokracji, i tak w warunkach unijnych coraz bardziej się kurczącej.

Nie można karać za korzystanie z praw

Jedną z fundamentalnych zasad demokracji i demokratycznego porządku prawnego jest, że nie można nikomu czynić zarzutu z tego, że korzysta z przyznanych mu praw. W świetle obowiązującego w Polsce prawa szczepienie przeciwko COVID-19 jest dobrowolne. Podobnie, jak dobrowolne jest ograniczanie cukru w diecie, jedzenie warzyw czy abstynencja. Co prawda nie tak dawno, przy forsowaniu opłaty cukrowej, uzasadniano ten nowy podatek troską o zdrowie Polaków, którzy nie powinni raczyć się zbyt obficie słodkimi napojami, ale mimo wszystko nie przewidziano represji wobec tych, którzy wolą płacić więcej, byle się dosłodzić. Skoro zaszczepienie się to mój wybór, to jasne, nic mi do tego, że decydujący się na szczepienia otrzymają specjalne korzyści, ale za skorzystanie z prawa wyboru nie można mnie karać. A odmowa dostępu do szerokiej gamy usług czy ograniczanie możliwości przemieszczania się, korzystania z transportu publicznego etc. etc. to nie brak nadzwyczajnych korzyści, ale represje.

Przerażeni sondażowymi słupkami, decydenci nasi kochani skomplikowali sprawę prostą jak konstrukcja cepa. Albo szczepienia są na tyle ważne dla zdrowia i życia wspólnoty, że wprowadza się ich obowiązek – ze wszystkimi konsekwencjami – albo uznajemy, że nie ma powodu do takiego wzmożenia i dajemy obywatelom wolną rękę. W pierwszym przypadku, jeśli obowiązek zostanie wprowadzony zgodnie z zasadami dobrej legislacji i w zgodzie z ustawą zasadniczą, kary za nieprzestrzeganie obowiązku są logiczną konsekwencją. W drugim owszem, można zachęcać czy to pieniędzmi, czy przywilejami, ale nie można karać za uznaną przez państwo możliwość swobodnego wyboru.

Logika sondaży na pierwszym miejscu

Jakże rozsądnie – wbrew stanowisku własnej partii, która ustami Donalda Tuska podkreśliła, że jest przeciwko obowiązkowym szczepieniom – zachował się senator Antoni Mężydło, stwierdzając wprost: skoro tylko szczepienia zapobiegną kolejnej tragedii, to niech będą obowiązkowe. Nie logika z podręczników jest jednak decydująca w dzisiejszych czasach, a logika z kantarów i ibrisów. Spory odsetek Polaków jest przeciwko obowiązkowym szczepieniom, więc i rządząca większość nie będzie ich forsować. Szczególnie, że kierując się tą samą sondażową logiką, „demokratyczna” opozycja z miejsca taki projekt zaatakuje, mimo że przeciwników szczepień wyzywa od ciemnogrodu. Głos senatora – i odosobnione głosy niektórych parlamentarzystów Lewicy – nie mają szansy na przebicie się.

Chce się nam implementować nową jakość. Bez spojrzenia na jej długofalowe skutki, bez jakiejkolwiek refleksji nad tym, że raz uczyniony w systemie prawa wyłom będzie się tylko poszerzał. Jeśli władza – i obywatele – zgodzą się na to, by odbieraniem praw zmuszać do dokonania jedynego słusznego wyboru w kwestii szczepień, to dlaczego tego samego mechanizmu nie wykorzystać w innych obszarach? Wypisz wymaluj, jak w przypadku uczestnictwa w pochodach pierwszomajowych w latach pięćdziesiątych. Nie było przymusu, ale kto dokonał wyboru niewłaściwego, ten mógł mieć pretensje tylko do siebie… Za kilka lat w ten sam sposób państwo może nas „przekonywać” do wywieszania odpowiednich dekoracji w świąteczne dni, uczęszczania na manifestacje pod określonymi hasłami, podpisywania się pod apelami itp. Prawica pierwsza będzie rozdzierać szaty, choć dzisiaj chce torować do tego drogę.

Marcin Rosołowski

Rada Fundacji Instytut Staszica

Foto: pixabay.com