Przemysł wysokotechnologiczny jest Polsce bardzo potrzebny, bowiem to jest obszar, w którym zarabiamy na niewyczerpanych zasobach pracy, wiedzy i umiejętności polskich inżynierów, techników i robotników, a nie na wydobyciu kopalin, które przecież się kiedyś skończą. Takiego przemysłu nie ma w Polsce dużo, ale jest wśród nich kilka znaczących zakładów lotniczych. Na szczególną uwagę zasługuje PZL Świdnik, który w tym roku obchodzi 70-lecie swego istnienia.
PZL Świdnik dziś na leży do wielkiego europejskiego koncerny Leonardo, który grupuje zakłady we Włoszech, w Wielkiej Brytanii i w Polsce właśnie. Przemysł lotniczy i obronny na całym świecie został intensywnie zintegrowany w dużych koncernach o wysokich możliwościach, takich właśnie jak Leonardo, czy amerykańska wielka trójka Boeing, Lockheed i Raytheon. Francja, Niemcy i Hiszpania połączyły swoje siły w Airbusie, w którym notabene partycypuje też i Leonardo, ale też i brytyjski koncern BAE Systems. Łączą się też firmy rosyjskie i chińskie. Próba samodzielnego przetrwania mniejszych zakładów kończy się źle, tak jak bankructwo legendarnego holenderskiego Fokkera. Proces ten nie ominął również Polski, ale cenny zakład nadal znajduje się u nas, w Świdniku pod Lublinem, a pracują w nim polscy inżynierowie, technicy, pracownicy administracji, firma w Polsce płaci podatki i pracownicze pensje. Produkty Świdnika są jak najbardziej polskie, choć noszą oznaczenia z korporacyjnego klucza.
Zakład w Świdniku powstał tuż po II wojnie światowej praktycznie od zera, z niczego, w przysłowiowym (ale i dosłownym) szczerym polu. Oficjalnie uruchomiono go w 1951 r. właśnie, ale produkcja śmigłowców ruszyła dopiero pięć lat później. Do tej pory wyposażano zakład i produkowano komponenty do samolotów wytwarzanych w Mielcu. Równo 65 lat temu, 23 marca 1956 r., w Świdniku oblatano pierwszy zbudowany w Polsce śmigłowiec SM-1, będący licencyjną odmianą radzieckiego Mi-1. Już tej maszyny, która stała się pierwszym wiropłatem naszego lotnictwa wojskowego i cywilnego, zbudowano więcej niż w samym ZSRR. Kolejnego Mi-2 zbudowano w imponującej ilości ponad 5000 egzemplarzy, co plasuje świdnicki zakład w gronie największych producentów śmigłowców na świecie. Później przyszła kolej na własne konstrukcje, W-3 Sokół i SW-4 Puszczyk, które do dziś są używane w lotnictwie polskim, a Sokoły także za granicą.
PZL Świdnik dziś
Obecnie PZL Świdnik produkuje głównie kompletne kadłuby i belki ogonowe dla bardzo znanych i popularnych śmigłowców AW139, AW149, AW169 i AW189, a także produkcja mniejszych komponentów dla różnych samolotów i śmigłowców. Kadłub z belką ogonową tworzy kompletny płatowiec śmigłowca, czyli coś w rodzaju karoserii w samochodzie. W płatowcu umieszcza się podwozie, silniki, osprzęt i wyposażenie, dołącza się wirnik i śmigło ogonowe, i tak otrzymujemy kompletny śmigłowiec.
Mimo pandemii, która boleśnie dotknęła wiele gałęzi gospodarki, zakład w Świdniku przetrwał bez znaczącego uszczerbku, choć niestety produkcja siłą rzeczy spadła, a zatem zmalało i zatrudnienie. Obecnie wszystko wraca do normy. W tym roku zaczną się dostawy dla Marynarki Wojennej czterech dużych wielozadaniowych śmigłowców AW101 Merlin, które przede wszystkim wzmocnią nasz potencjał w zakresie ratownictwa morskiego, ale też i walki z okrętami podwodnymi i nawodnymi. Cztery to zdecydowanie za mało, ale może dokupiona zostanie druga czwórka, by było ich tak jak planowano, osiem. Do końca marca 2021 r. ma być zakończona faza analityczna programu Perkoz, w ramach której ma być wyłoniony następca śmigłowców Mi-2 w Wojsku Polskim. A staruszek Mi-2 to wciąż koń roboczy naszej floty wiropłatów Wojsk Lądowych. Jest używany do obserwacji pola walki, jako powietrzne stanowisko dowodzenia, śmigłowiec łącznikowo-dyspozycyjny, ratownictwa lądowego, do szkolenia taktyczno-bojowego. Nowe śmigłowce przejmą te same zadania, a jednocześnie będą mogły utrzymywać komunikację z wysuniętymi jednostkami prowadzącymi walkę w oderwaniu od sił głównych, będą ewakuować rannych z pola walki, itd. Najlepszym kandydatem na tego następcę jest śmigłowiec AW139, niezwykle popularna maszyna zakupiona też przez Amerykanów dla obsługi swoich strategicznych oddziałów rakiet międzykontynentalnych – MH-139 Grey Wolf. A jak Amerykanie kupują dla wojska zagraniczny statek powietrzny, to jest to wydarzenie doprawdy niezwykłe. Notabene płatowce tych maszyn też pochodzą ze Świdnika. Z Polski do US Air Force, choć zwykle bywa odwrotnie…
Kolejną potrzebą wojska będą nowe śmigłowce szturmowe, pozyskiwane w ramach programu Kruk. Takie śmigłowce są Wojsku Polskiemu potrzebne jak powietrze. Będą stanowiły ważny element systemu obrony przeciwpancernej, zdolny do zadawania poważnych strat nieprzyjacielskim wojskom pancernym. A jak wiadomo, nasz potencjalny przeciwnik czołgami stoi. Pancerno-zmechanizowane walce mogą się przetoczyć przez Polską w szybkim tempie, chyba że do kwestii obrony przeciwpancernej podejdziemy bardzo poważnie. A ta składa się z czterech filarów: jednostek przeciwpancernych Wojsk Lądowych z rakietami kierowanymi, oddziałów własnych czołgów, floty śmigłowców przeciwpancernych i możliwości uderzeniowych własnego lotnictwa taktycznego. Dlatego właśnie zakup śmigłowców przeciwpancernych podniesie poziom bezpieczeństwa Polski na wyższy poziom.
I w tej dziedzinie znów najbardziej rokującą nadzieję propozycją jest będący w fazie opracowania śmigłowiec AW249. Włoski producent ma już na koncie udany śmigłowiec szturmowy A129 Mangusta, będący niewielką, zwinną i bardzo kąśliwą maszyną, dostępną za niezwykle przystępną cenę. AW249 ma powtórzyć jej sukces – za niewielką cenę uzyskamy stosunkowo niewielki i tani, ale bardzo skuteczny i nowoczesny śmigłowiec szturmowy. I co ważne, zakupiony przez Polskę może być montowany u nas w Świdniku, gdzie może też powstawać wiele jego istotnych komponentów.
Mniej sztandarowym programem, który pozostaje nieco w cieniu zakrojonych na szeroką skalę Perkozów i Kruków jest plan zakupu kilku pokładowych śmigłowców bojowych dla Marynarki Wojennej, w ramach programu Kondor. Dzięki Kondorom nasze okręty rakietowe będą w stanie skutecznie używać swoich pocisków do niszczenia wrogich okrętów, a i brzegowe wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych też na tym skorzystają. W ten sposób nadwodna i podwodna (dzięki bezpośrednim działaniom Kondorów) flota będzie trzymana z dala od szlaków komunikacyjnych wiodących do świnoujskiego gazoportu czy terminali wyładowczych w Szczecinie i Świnoujściu, bo Gdynia i Gdańsk raczej bezpieczne nie będą. Nie trzeba chyba dodawać, że jednym z najpoważniejszych kandydatów na śmigłowiec pokładowy Kondor jest AW159 Wildcat, stanowiący rozwinięcie bardzo udanego Lynxa, śmigłowiec z pochodzenia brytyjski, a jak wiadomo Brytyjczycy do sprzętu morskiego rękę mają. Nawet i do tej maszyny kupowanej obecnie przez coraz więcej krajów świata, w Świdniku produkowane są komponenty, na przykład stateczniki, ale też i inne części.
Jakie są zalety zapełniania Wojska Polskiego śmigłowcami ze Świdnika lub z korporacji, w skład której wchodzi Świdnik? Przede wszystkim takie, że cała posiadana flota śmigłowców będzie następnie serwisowana w samym Świdniku, bądź we współpracującymi z nim Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1 w Łodzi, które od lat remontują wojskowe śmigłowce. A zachowanie autonomii w zakresie utrzymania sprzętu wojskowego, to niezwykle cenna wartość dodana.
Życzmy więc Świdnikowi wszystkiego najlepszego z okazji 70-lecia istnienia. Pamiętajmy, że o taki wysokotechnologiczny przemysł trzeba dbać. Dzięki temu zakładowi uniezależniamy się w zakresie dostaw śmigłowców dla wojska, a co ważniejsze – na polu ich dalszego utrzymania i wsparcia logistycznego, od obcych, położonych za granicą zakładów. A Polska nadal znajduje się wśród producentów techniki lotniczej, z czego możemy być dumni.
mjr rez. dr inż. Michał Fiszer
Collegium Civitas
Foto: www.pzl.swidnik.pl