Wyścig z czasem pomiędzy sankcjami USA, wyrzucającymi z prac przy NS2 kolejne firmy, a determinacją Niemiec i Rosji nie jest rozstrzygnięty, ale kolejne jego etapy rozgrywają się na naszych oczach. Jeśli najpierw Rosjanie niemal chałupniczo kładą rury do końca niemieckich wód terytorialnych (a tam sankcje USA nie sięgają) i deklarują zakończenie budowy w 2021, to zaraz potem wycofuje się – pod naciskiem sankcji – norweska firma certyfikująca. Tym niemniej zaprzestanie budowy byłoby dla Polski scenariuszem skrajnie optymistycznym (a te sprawdzają się rzadko), natomiast opóźnienia generowane przez sankcje ewidentnie działają na naszą korzyść dając nam przestrzeń do budowania naszej infrastruktury i polityki energetycznej.
Pamiętając, że niezależnie od niemieckich zapewnień, projekt ten jest znacznie bardziej polityczny niż ekonomiczny, warto przyjrzeć się politycznej atmosferze wokół niego. Trump, wprowadzając sankcje na firmy budujące i finansujące rurociąg, doprowadził de facto do przerwania prac przy nim, a być może nawet do zarzucenia tego projektu. Pamiętajmy, że w budżecie obronnym USA na 2012 przeszły kolejne sankcje i nie wydaje się, aby Biden zarzucił ten kierunek powstrzymywania Rosji zapoczątkowany przez Trumpa. Co najwyżej może być on mniej twardy, ale przy trwałości strategii w amerykańskiej polityce nie będzie to mieć znaczenia kluczowego.
Inną okolicznością była kwestia propozycja ściślejszego sojuszu ekonomicznego i militarnego pomiędzy Niemcami a USA, wystosowana do Białego Domu tuż przed wyborami. Oczywiście teoretycznie była ona adresowana niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu, ale siłą rzeczy Niemcy wskazywały jako swego faworyta Bidena i to w jego politykę miała się wpisywać. Można było zakładać, że „odpuszczenie” NS2 przez USA będzie ceną za nowy pakt z Niemcami, natomiast, po pierwsze, pewnie nawet Biden obwaruje go warunkami osłabiającymi Rosję. Po drugie, uzgodniona w ostatnim dniu roku umowa handlowa UE – Chiny, której beneficjentem będą de facto Niemcy, musi być przez Amerykanów odczytana jako wyłamywanie się ze wspólnego frontu z USA, który potencjalnie mógł powstać. Być może w przyszłości podbije to to cenę amerykańsko-niemieckiego sojuszu, ale w krótkim horyzoncie raczej zniechęci USA do ustępstw.
Nie można też lekceważyć determinacji Rosji, dla której NS2 jest nie tylko szansą na powstrzymanie gospodarki opartej na eksporcie surowców energetycznych, ale także na używanie ich jako narzędzi wpływu politycznego. Rok 2020 był dla Gazpromu fatalny – rozchody spadły o 44%. Stało się tak z kilu powodów, z których ciepła zima i nagromadzone w Europie zapasy gazu oraz epidemia koronawirusa wcale nie są jedynymi. Eksport poprzez gazociągi idące do Turcji – Blue Stream i Turkish Stream – spadł o niemal połowę, łącznie z tym, że Blue Stream o przerwie konserwacyjnej nie został ponownie uruchomiony, ze względu na prawdopodobny niski popyt gazu ze strony tureckich odbiorców. Turcja w 2020 roku sprowadziła 30 procent gazu poprzez terminale LNG, a dodatkowo od 2019 roku działa gazociąg transanatolijski, dostarczający 10 mld m sześciennych surowca z Azerbejdżanu, który staje się staje się ważnym partnerem Turcji. Także mający być szansą na niemal nieograniczony eksport gazociąg wiodący do Chin (Siła Syberii) nie tylko ma problemy z wydobyciem odpowiedniej ilość gazu ze złóż, ale też Chińczycy wykorzystują swoja przewagę i eksport odbyta się z minimalną rentownością.
Dlatego dla Kremla NS2 jest w zasadzie ostatnią szansą na podtrzymanie modelu przychodów opartego na eksporcie surowców zwłaszcza gazu.
Z polskiej perspektywy wygląda to następująco. Jeszcze dwa lata temu mogliśmy pomarzyć o zastopowaniu NS2 i stąd, niezależnie od jego losów i postępów, prowadzimy politykę konkurencyjną w stosunku do niemieckiej. Zatem w najgorszym razie będziemy mieli po prostu sytuację, na jaką od sześciu lat i tak się przygotowujemy. Tym niemniej czas gra tu rolę kluczową: jeśli chcemy zbudować swoją logistykę gazową i spozycjonować się jako środkowoeuropejski hub gazowy, ogromnym zagrożeniem dla ekonomiki projektu byłby właśnie NS2, który oferowałby naszym środkowoeuropejskim partnerom relatywnie tani gaz (w pakiecie z zachętami politycznymi), zabierając tym samym popyt na gaz norweski i LNG. Tymczasem opóźnienia i niepewność co do losów NS2 działają na naszą korzyść, gdyż gaz LNG i Baltic Pipe, wspierany ewentualnym importem z Adriatyku przez system połączeń pomiędzy krajowymi systemami gazociągów, będzie obciążony mniejszym ryzykiem. Dlatego nawet nie tyle wstrzymanie, a już samo opóźnienie NS2 daje nam wymierną korzyść. Tym niemniej, kluczowym czynnikiem naszego powodzenia w tym obszarze jest fakt, że nie oglądamy się na szanse i zagrożenia dla NS2, tylko robimy swoje.
dr Dawid Piekarz
Wiceprezes Instytutu Staszica