Z Jolantą Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, rozmawiał Piotr Wolniewicz
Po tragicznych wydarzeniach w Gdańsku można było usłyszeć opinię, że politycy w pierwszych dniach zachowywali się bardziej umiarkowanie od dziennikarzy. Czy faktycznie media w Polsce przestały być obserwatorem politycznych sporów, a stały się ich aktywnym uczestnikiem?
Niestety tak, dziennikarze stali się
uczestnikami sporów politycznych, od
dawna przecież publikowane przez media treści wpływają prawie
bezpośrednio na przebieg życia politycznego – praktycznie cała historia III
RP i tzw. transformacji ustrojowej
przebiegła z ogromnym wpływem mediów na życie publiczne. Dziś środowisko
dziennikarskie jest mocno spolaryzowane politycznie, komentowanie wszystkiego,
co dzieje się wokół nas przez dziennikarzy
np. w mediach społecznościowych
ma wielkie znaczenie dla przebiegu zdarzeń, politycy bardzo szybko widzą
reakcję mediów na swoje działania i w zależności od tego je modyfikują,
dziennikarze więc nawet mimowolnie stają się kreatorami rzeczywistości
politycznej. Ale już się do tego przyzwyczaiłam . Z punktu widzenia
odbiorcy treści publikowanych przez media jest to zjawisko nawet
pozytywne – każdy czytelnik, widz, czy internauta ma szansę zorientować
się z kim ma do czynienia, kim jest człowiek opisujący dla niego
świat, wg jakich wartości ocenia i przedstawia wydarzenia. Ta
postawa jest uczciwsza wobec odbiorców mediów, bo zrywa z sytuacją , gdy
pod pozorem dziennikarskiego obiektywizmu przemyca się wręcz podprogową ocenę –
ten polityk jest „dobry”, a ten – jest „zły”.
Osobiście wolałabym, by zjawisko
tak ostrego podziału politycznego także w mediach
nie występowało, ale póki co raczej się go nie pozbędziemy, spór
polityczny w ogóle jest dziś po prostu bardzo ostry.
Ale powtarzam – nie jest on zagrożeniem dla wolności słowa,
dopóki każdy bez przeszkód może wyrażać swoje poglądy i dopóki ścierają
się one w przestrzeni publicznej.
Wrócił pomysł specjalnej ustawy przeciwko „mowie nienawiści”. Czy da się w ogóle zdefiniować precyzyjnie „mowę nienawiści”? Czy specustawa może ograniczyć wolność mediów?
„Mowa nienawiści” jest pojęciem
bardzo nieostrym i od dawna jest
wykorzystywana jako uzasadnienie do działań o charakterze cenzorskim w stosunku
do mediów. Nie miałam okazji analizować założeń ustawy, o której jest mowa w
powyższym pytaniu, ale praktyka
pokazuje, iż pojęcie to często bywa nadużywane, o czym wielokrotnie informowaliśmy
np. na konferencjach organizowanych przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy
SDP. Odsyłam np. do konferencji organizowanej przez nas 8 maja 2018 r.
pt. „Cenzura w sieci
?” Przyszło na nią mnóstwo osób , które opowiadały z jak niepokojącymi
zjawiskami w sieci zetknęły się w mijających miesiącach, a większość z nich
uzasadniano właśnie „mową nienawiści”. Skutkiem tego jest np. usuwanie stron i
profili, często patriotycznych i chrześcijańskich, banowanie użytkowników za
dodawanie niepopularnych komentarzy, wyłączanie
możliwości zarabiania na reklamach w sieci i brak jasnych reguł,
naruszenie których skutkuje działaniami takimi jak te opisane powyżej – to
rzeczywistość, z którą użytkownicy mediów społecznościowych stykają się coraz
częściej. Bardzo trudno jest wyciągnąć konsekwencje wobec tych, którzy
stoją za takimi działaniami, nie radzą sobie z tym ani państwa, ani wielkie
korporacje, ani niestety pojedynczy obywatele. Najlepszą na dziś metodą
zwalczania tych niebezpiecznych zjawisk jest w mojej ocenie ujawnianie tych
praktyk, szczegółowe opisywanie tych mechanizmów i podmiotów, które za tym
stoją i na tym zarabiają. Ale żeby jednoznacznie odnieść się do pomysłu
stworzenia „specustawy” o mowie nienawiści, konieczne byłoby poznanie i
przeanalizowanie jej założeń. Istotą tego typu przepisów są szczegóły.
Dziennikarze mediów publicznych wskazują, że stosuje się wobec nich osobne kryteria, niż wobec dziennikarzy mediów komercyjnych. Czy media utrzymywane z pieniędzy publicznych faktycznie obowiązują inne standardy? Jak Pani skomentuje argument w rodzaju: „to prywatne medium, więc może robić, co chce”?
W mojej ocenie nie jest właściwe dzielenie dziennikarzy na tych z mediów publicznych, od których powinniśmy wymagać więcej i na dziennikarzy mediów komercyjnych, od których mamy wymagać mniej. Media publiczne to przecież co najwyżej 1 /4 , 1/5 rynku mediów w telewizji, i jeszcze mniej, jeśli chodzi o radio, więc ich wpływ na społeczeństwo jako całość jest naprawdę ograniczony. Musimy więc wymagać zachowania etycznego i zgodnego ze standardami zawodowymi dziennikarstwa od każdego, kto zajmuje się komunikowaniem masowym – zarówno w gazecie, jak i w telewizji, czy w Internecie, w mediach tradycyjnych i społecznościowych. W dzisiejszym świecie media odgrywają fundamentalną rolę praktycznie we wszystkich dziedzinach życia publicznego. Zdanie „to prywatne medium, więc może robić, co chce” jest więc niebezpieczne dla wszystkich odbiorców, którzy przecież korzystają z różnych mediów , nie patrząc na to , czy są one „prywatne” czy „publiczne”.
Ucichły głosy, domagające się zakazu wydawania gazet przez samorządy. W roku wyborczym taki postulat oczywiście nie jest na rękę żadnemu z dużych ugrupowań. Czy uważa Pani, że fakt, iż samorządy wydają własne tytuły prasowe, negatywnie wpływa na rynek prasy lokalnej i utrudnia patrzenie władzy na ręce?
Dokładnie tak. Samorządy nie powinny być wydawcami gazet, powinno być wyraźnie zaznaczone, w gazecie, czy na portalu internetowym, iż wydają jedynie „biuletyny informacyjne” o swojej działalności, a nie gazety. To samo dotyczy ich portali internetowych, czy innych mediów. Niestety w praktyce jaka wykształciła się w Polsce po 1989 r. na styku dziennikarz – samorząd, często można zetknąć się z patologiczną wręcz sytuacją, gdy w władze samorządowe finansują np. pojedyncze materiały dziennikarzy, całe gazety, lub są po prostu tak znaczącym ich reklamodawcą, iż zachowują się w redakcjach jak bezpośredni właściciele. To sprawia, iż kontrolna funkcja mediów, jaką środki masowego komunikowania powinny pełnić w społeczeństwie demokratycznym staje się fikcją. Z mojej obserwacji funkcjonowania mediów w Polsce wynika iż skala tego zjawiska jest bardzo duża, a większość mediów lokalnych uzależnia się od funduszy przekazywanych im od władz samorządowych bardzo łatwo i w niczym nieograniczony sposób. Pragnę jednak zaznaczyć, iż opisana sytuacja nie stanowi naruszenia przepisów Prawa prasowego, gdyż nie zawiera ono uregulowań dotyczących zasad finansowania redakcji, w tym promocji / reklamy, a w zakresie etyki zawodowej określa jedynie ogólnie wymóg jej przestrzegania, co oznacza odesłanie do zasad etyki poszczególnych organizacji, a to sprzyja nadużyciom. Wielokrotnie takie przypadki opisywali członkowie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich np. na naszych zjazdach i konferencjach, ale nasz postulat doprecyzowania Prawa Prasowego w tym zakresie nie był realizowany, ani przy obecnej, ani przy każdej poprzedniej władzy.
CMWP jest instytucją o długiej tradycji. W jakich sprawach najczęściej interweniuje? Czy widać efekty tych interwencji?
W lipcu minął rok od czasu objęcia przeze mnie funkcji dyrektora Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Ten czas wypełniły konferencje, oświadczenia, stanowiska, sprawy międzynarodowe, krajowe i całkiem lokalne, wypowiedzi dla mediów i pojedyncze porady prawne… Sporo tego było. Ewenementem ostatnich dwóch lat są niespotykane wcześniej różnego rodzaju ataki na dziennikarzy telewizji publicznej . To przede wszystkim hejt w sieci, ale także ataki wręcz fizyczne w czasie wykonywania przez nich obowiązków służbowych – popychanie i poszturchiwanie jak np. red. Rachonia, wyrywanie dziennikarzowi mikrofonu , jak robił to np. poseł Grupiński, czy uniemożliwianie red. Ogórek wyjechania z pracy. O wyzwiskach i pomawianiu ich np. o sprawstwo zabójstwa prezydenta Adamowicza, czy nazwaniu „burą suką” red. Anity Gargas przez byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego już nawet nie wspominam, jest tego naprawdę bardzo dużo. We wszystkich tych sprawach interweniuję wydając oświadczenia publiczne.
Szczegółowy opis naszej pracy w każdym miesiącu łatwo znaleźć, jest na naszej stronie cmwp.sdp.pl w zakładce aktualności pod nazwą „sprawozdania”. Bardzo mnie cieszy duża liczba zgłaszanych do nas spraw i problemów dotyczących naszego zawodu, bo świadczy to o zaufaniu, jakim darzą nas dziennikarze i instytucje związane z mediami. O randze naszej instytucji świadczą także spotkania międzynarodowe, na które CMWP jest zapraszane w gronie ekspertów. To np. spotkanie z udziałem zastępcy Sekretarza Stanu USA Johnem Sullivanem na zaproszenie ambasador p. Georgette Mosbacher w ambasadzie USA w Warszawie w grudniu ub. roku, czy spotkanie z przedstawicielami Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES). Wszędzie padały pytania o stan wolności słowa i wolności mediów w Polsce i za każdym razem udzielam odpowiedzi zgodnej ze stanem faktycznym – wolność słowa w Polsce nie jest zagrożona, polski system prasowy działa prawidłowo i we właściwy sposób zabezpiecza wszystkie elementy tego systemu, jak w każdym demokratycznym państwie. Nie znaczy to, że każdy jego element funkcjonuje w sposób idealny, ale z realnym zagrożeniem wolności słowa nie ma to nic wspólnego.