W miarę przybliżania się wrześniowych wyborów parlamentarnych Kreml coraz bardziej dokręca śrubę w polityce wewnętrznej. Aktualnie zarysowały się trzy główne kierunki działań władz. Po pierwsze, podjęto decyzję o ostatecznej rozprawie z siecią organizacji stworzonych przez Aleksieja Nawalnego. Po drugie, trwa kampania zastraszania i represjonowania aktywistów, pokojowych demonstrantów, niezależnych dziennikarzy. Po trzecie – żelazny elektorat Putinowski jest mobilizowany przy użyciu tradycyjnej, quasi-sowieckiej retoryki. Przedstawia ona Rosję jako „oblężoną twierdzę”, zagrożoną spiskami Zachodu i „kolorową rewolucją”.
Podczas gdy oczy świata i znacznej części Rosjan od wielu tygodni zwrócone są na Aleksieja Nawalnego, bezprawnie uwięzionego i nękanego w kolonii karnej, jego współpracownicy na wolności zmagają się z najdotkliwszymi jak dotąd represjami. Kontynuacja projektu politycznego, jaki nawalniści mozolnie realizowali od dekady, stanęła pod znakiem zapytania.
Projekt ten opiera się na dwóch filarach, a jego celem jest stopniowa zmiana mentalności społecznej, wyrwanie Rosjan ze stanu politycznej apatii i atomizacji, zbudowanie alternatywy wobec skorumpowanego reżimu. Po pierwsze, od lat badano i nagłaśniano korupcję w elicie rządzącej. Zajmuje się tym Fundacja Walki z Korupcją, która w styczniu 2021 r. opublikowała kolejny, tym razem rekordowo popularny (ponad 116 mln odsłon na YouTube) materiał „Pałac dla Putina. Historia największej łapówki”. Po drugie, od 2018 r. przed każdymi wyborami regionalnymi i lokalnymi w Rosji sztaby regionalne Nawalnego aktywnie agitowały na rzecz tzw. inteligentnego głosowania. Jego celem jest przełamanie monopolu politycznego partii władzy – Jednej Rosji. Chodzi w nim o zachęcanie obywateli do oddania głosu na osoby, które mają największe szanse pokonać kandydatów reżimu. Działalność nawalnistów wyróżnia się przy tym na tle reszty rosyjskiej opozycji demokratycznej zarówno stopniem organizacji, jak i skuteczną strategią komunikacji ze społeczeństwem.
W zależności od klimatu „na górze”, Nawalnemu pozwalano swobodnie działać (w 2013 r. dopuszczono go nawet do wyborów mera Moskwy) lub próbowano paraliżować działalność jego struktur poprzez zatrzymania i areszty aktywistów, rewizje, konfiskaty sprzętu. Towarzyszą temu od lat nagonki w państwowych mediach. Polityk nie jest w stanie zmobilizować znaczącego potencjału aktywnego protestu (na demonstracje poparcia wobec niego wychodzi średnio kilkadziesiąt tysięcy osób w 145-milionowym kraju). Jednak odsetek jego sympatyków w sondażach niezależnego Centrum Lewady sięga 20%, co stanowi bardzo dobry wynik w systemie autorytarnym.
W 2020 r. na Nawalnego ostatecznie wydano wyrok: w wyniku operacji Federalnej Służby Bezpieczeństwa opozycjonista został otruty bojowym środkiem chemicznym Nowiczok. Kiedy cudem przeżył i postanowił kontynuować swój „długi marsz” po władzę, uderzono ponownie: nie tylko w niego (prawie trzyletnim więzieniem), ale i w stworzone przez niego struktury.
Kryminalizacja działalności opozycyjnej
W połowie kwietnia br. moskiewska prokuratura zwróciła się do stołecznego sądu miejskiego z wnioskiem o uznanie organizacji stworzonych przez Aleksieja Nawalnego za organizacje ekstremistyczne. Dotyczy to zarówno Fundacji Walki z Korupcją, jak i sztabów regionalnych. Zgodnie z oficjalnym komunikatem podmioty te „pod pozorem szerzenia haseł liberalnych” zajmują się m.in. „tworzeniem warunków dla destabilizacji sytuacji społeczno-politycznej” w Rosji w drodze „kolorowej rewolucji”. Kilka dni później ich działalność zawieszono aż do wyroku sądu.
Zgodnie z rosyjskim prawem konsekwencje uznania organizacji za ekstremistyczną są bardzo poważne. Maksymalne kary za organizowanie, finansowanie czy udział w działalności ekstremistycznej wahają się od sześciu do dziesięciu lat więzienia, mogą też obejmować wpisanie danej osoby na listę ekstremistów (co odbywa się bez wyroku sądu). Oznacza to m.in. blokadę kont bankowych. Zakazane jest posługiwanie się symboliką organizacji ekstremistycznych, a wszelkie wzmianki o nich w mediach wymagają wspomnienia o ich statusie.
Sądy niezwykle szeroko interpretują przepisy o przeciwdziałaniu ekstremizmowi, a niekiedy nadają im nawet moc wsteczną. Zdarzało się to np. w odniesieniu do oskarżeń o upowszechnianie symboliki organizacji ekstremistycznych. To kolejny przykład pełnej instrumentalizacji rosyjskiego prawa w interesach rządzących. Tym samym, po spodziewanym uznaniu organizacji Nawalnego za „ekstremistyczne”, karze mogą potencjalnie podlegać wszyscy, którzy w ostatnich latach publikowali w mediach społecznościowych jakiekolwiek materiały nawalnistów. Wątpliwe jest jednak, by ścigano z tego tytułu dziesiątki tysięcy osób. Celem władz jest raczej osiągnięcie efektu mrożącego, zmuszenie Rosjan do autocenzury i dystansowania się od opozycji.
Prześladowanie niepokornych
Od chwili zatrzymania Nawalnego w styczniu br. odbyły się trzy ogólnorosyjskie demonstracje solidarności z opozycjonistą (dwie w styczniu, jedna w kwietniu), które gromadziły od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu tysięcy osób. Wszystkie one miały formalnie status „nielegalnych”. Mimo że wolność zgromadzeń jest gwarantowana przez art. 31 rosyjskiej konstytucji, w praktyce jest ona fikcją: każda akcja niesankcjonowana przez władze uznawana jest za bezprawną. Po brutalnym stłumieniu styczniowych protestów zatrzymano ponad 10 tysięcy osób. Kraj obiegły informacje o przepełnionych aresztach oraz zdjęcia funkcjonariuszy, używających pałek i paralizatorów przeciw pokojowym demonstrantom. Protest 21 kwietnia przebiegał spokojnie (poza Petersburgiem), a represje stosowano tym razem z dala od dziennikarskich kamer (przed lub po proteście). Część koordynatorów sztabów regionalnych została prewencyjnie zatrzymana lub aresztowana pod zarzutem „organizacji nielegalnej akcji”, w wielu innych miały miejsce rewizje.
Standardowo już władze uczelni organizują „pogadanki profilaktyczne”, którym towarzyszą groźby relegowania z uczelni w przypadku udziału w „nielegalnej” akcji. Zdarzają się też przypadki zwalniania z pracy za sympatyzowanie z opozycją. FSB zorganizowała wyciek danych stronników Nawalnego z bazy internetowej, po którym wiele osób dostało listy z pogróżkami. Organy ścigania zatrzymują sympatyków Nawalnego za udostępnianie w mediach społecznościowych informacji o demonstracjach. O udział w protestach bądź nawoływanie do nich oskarża się też, wbrew przepisom, dziennikarzy relacjonujących wydarzenia. W ostatnich tygodniach na celowniku władz znalazło się pismo studenckie DOXA oraz kilka innych niezależnych redakcji.
Syndrom „oblężonej twierdzy”
Władze uzasadniają represje wobec dziennikarzy, aktywistów i niepokornych internautów koniecznością obrony przed knowaniami wrogiego Zachodu, pragnącego zdestabilizować Rosję. Szczególnie wyraźnie w tej narracji obecny jest wątek rzekomego dążenia Zachodu do ingerowania w rosyjskie wybory parlamentarne (to cyniczne odwrócenie tematu rosyjskiej ingerencji m.in. w wybory w USA). Świadczy to o niepokoju Kremla co do przebiegu i wyników elekcji, mimo szerokich możliwości eliminowania konkurencji i fałszowania wyników. Antyzachodnia narracja i eskalowanie lęku przed wrogiem, mające służyć mobilizacji obywateli wokół władzy, będzie podstawą przedwyborczej strategii propagandowej – obok transferów socjalnych dla wybranych grup ludności.
Strategię tę wyraźnie zarysował Putin w swoim orędziu 21 kwietnia., gdzie temat opozycji politycznej, niewymienionej wprost, został między wierszami wpleciony w oskarżenia pod adresem Zachodu o próby destabilizacji Rosji (m.in. przygotowywanie „prowokacji” wymierzonych w bezpieczeństwo państwa). Agresywna antyzachodnia narracja była przede wszystkim adresowana do twardego elektoratu Putinowskiego, podatnego na retorykę „oblężonej twierdzy” i ceniącego ponad wszystko stabilność (chodzi głównie o osoby w wieku emerytalnym, a także część sfery budżetowej). Poważne strukturalne bariery wzrostu, dysfunkcyjność zarządzania państwem obnażona ostatecznie przez pandemię (więcej: http://instytutstaszica.org/2021/02/19/rosja-w-pandemii-podsumowanie-2020-roku/) oraz pogłębiająca się frustracja ubożejącego społeczeństwa skłaniają Kreml do eliminowania wszelkich zalążków przyszłej alternatywy politycznej. Quasi-sowiecka narracja i narastające represje są traktowane przez rządzących jako sposób na legitymizację reżimu i utrzymanie stabilności. Choć tej ostatniej nic poważnie nie zagraża, to jednak władze dmuchają na zimne.
dr Maria Domańska
Analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Zajmuje się badaniem rosyjskiej polityki wewnętrznej.
Foto: wikipedia.org, Evgenyfeldman