Zaiste, nie ma trudniejszego zadania, niż napisanie interesującej książki o własnej rodzinie. Z pozoru łatwy projekt (szczególnie, gdy chodzi o rodziny zapisane na kartach historii) w praktyce okazuje się wyzwaniem przerastającym wielu autorów. Pisanie takiej książki przypomina stąpanie po wąskiej kładce nad przepaścią. Krok w lewo – wyjdzie informator przeładowany suchymi faktami; krok w prawo – wyjdzie niestrawny panegiryk. Maciej Łubieński przeszedł przez tę kładkę, można powiedzieć, tanecznym krokiem. Nie znudził, nie przygniótł blaskiem świetności pokoleń, a wciągnął w lekturę.
W przypadku dziejów polskich banalne stwierdzenie, że historia znakomitych rodów jest zarazem historią kraju, staje się najzupełniej ścisłe. Choćby ze względu na sto dwadzieścia trzy lata zaborów i, po krótkim epizodzie, kolejne dekady zniewolenia. Instytucje funkcjonujące w państwie były zastąpione przez aktywność tych, których stać było (i finansowo, i moralnie) na znaczący udział w sztafecie polskości. Rodzina Łubieńskich w tym czasie zapisała piękne karty.
„Łubieńscy” nie są, jak niestety większość prac o polskich rodach, lekturą z definicji przeznaczoną dla czytelnika, który ojczyste dzieje ma w małym palcu, podobnie jak wiedzę genealogiczną. To książka, której nie trzeba, a nawet nie wolno czytać z herbarzem i encyklopediami pod ręką. Maciej Łubieński dobiera informacje w sposób staranny, tak, by z jednej strony przekazać wiele, a z drugiej nie zasypywać danymi, które do ciekawej lektury nie są niezbędne. Portretując poszczególnych Łubieńskich, tworzy wyrazisty portret rodziny – a to również rzecz rzadka w naszych rodowych monografiach. To portret niezwykle barwny, pokazujący, że Łubieńscy, ze swoimi zaletami i grzechami, byli postaciami z krwi i kości. Autor skupia się na pokazaniu wybitnych indywidualności, osąd zostawiając czytelnikowi.
Styl narracji – nie wiem, czy świadomie – trąci szlachecką gawędą. Dlatego wiele tu dygresji, opowieść płynie swoim tokiem, co czytelnika przyzwyczajonego do pewnej systematyczności może zirytować, ale innego tym bardziej wciągnąć w lekturę. Na pewno nie jest to książka tuzinkowa, a autor wybrał znacznie lepszą drogę opowiedzenia o rodzinnej tradycji od autorów koturnowych opracowań.
Maciej Łubieński: Łubieńscy. Portret rodzinny z czasów wielkości. Warszawa, W.A.B., 2020.
(asm)