Jak się lobbuje w USA

Browse By

Kwestia wsparcia amerykańskich decydentów dla polityki władz Izraela ma znaczenie dla globalnego bezpieczeństwa, w tym również dla Polski. Nad Wisłą nie zauważa się złożoności tej kwestii, podobnie zresztą, jak w wielu europejskich krajach. Analiza Mearsheimera i Walta, wydana po polsku przez Nową Konfederację, to dobry przewodnik po problemie. Szkoda, że edytorsko niedopracowany, co jest winą polskiego wydawcy.

John Mearsheimer stał się idolem tak zwanych realistów. Cóż, gdyby jego pogląd na świat i wizja międzynarodowych relacji stały się ciałem, Polacy mieliby mało powodów do zadowolenia. Archaiczne i niebezpieczne podejście do światowego porządku jako koncertu mocarstw, które dzielą glob na swoje strefy wpływów w sposób nieuchronny skazywałoby Polskę na bycie satelitą Rosji (jak sugerował Mearsheimer) albo Niemiec (co bynajmniej nie przeraża części polskich polityków). Niemniej opis działań proizraelskiego lobby w USA to fakty, nie wizje i opinie.

To nie organizacje żydowskie, ale wpływowe organizacje protestanckie są w Stanach Zjednoczonych główną siłą napędową polityki, która nakazuje utrzymywać bezapelacyjne wsparcie finansowe dla żydowskiego państwa, niezależnie od jego polityki względem Palestyńczyków i świata arabskiego w ogóle. To główna teza autorów „Izraelskiego lobby”. Dla polskiego czytelnika interesujący jest opis mechanizmów lobbingu w USA, uprawianego za pośrednictwem szeregu stowarzyszeń, think tanków oraz różnego rodzaju koalicji. Coś, co u nas – w takiej formie – nie istnieje, przynajmniej na szczeblu „dużej” polityki. Bo już na poziomie samorządowym reprezentujące interesy wąskich grup tak zwane ruchy miejskie potrafią wykorzystać bezwład innych grup i podatność na wpływy samorządowców.

Autorzy rozprawiają się z kilkoma stereotypami. Między innymi z tym, jakoby Izrael od początku istnienia walczył o przetrwanie, będąc słabym państwem w otoczeniu silnych wrogów. Tymczasem, wedle nich, od lat czterdziestych świetnie wyszkolone i uzbrojone wojsko izraelskie miało przewagę nad skłóconymi państwami arabskimi. Warto jednak zapytać: czy bez wspomnianego poparcia zza Oceanu ta przewaga byłaby możliwa? Interesujące jest spojrzenie na kwestię palestyńską. Mearsheimer i Walt dowodzą, że państwa arabskie nie były zainteresowane zniszczeniem Izraela (w pierwotnych granicach), a przede wszystkim niedopuszczeniem do narodzin niepodległej Palestyny. I Jordania, i Syria ostrzyły sobie zęby na palestyńskie ziemie.

Co do strony edytorskiej książki, lepiej zamilczeć. Już na stronie tytułowej uderza literówka – „izrealskie” (sic!). W środku nie lepiej. Folke Bernadotte, postać jednak znana, z uporem jest nazywany „Bernadett”. Włodzimierz Żabotyński przemienia się w „Jabotinskiego”. Żeby przełożyć książkę, nie wystarczy mówić znakomicie po angielsku. Trzeba mieć pojęcie o detalach, których książka dotyczy, a przynajmniej poświęcić czas na ich weryfikację. Tu najwyraźniej tego zaniedbano. Szkoda.

John J. Mearsheimer, Stephen M. Walt: Izraelskie lobby a polityka zagraniczna USA. Warszawa, Wydawnictwo Nowej Konfederacji, 2022.

(rk)