Niewielka książeczka – w sam raz na jedno popołudnie – a jakże aktualna. Alfred Łaszowski dzisiaj znany jest głównie badaczom polityki II RP i wielbicielom Leśmiana. Aspirował bowiem do roli narzeczonego córki poety i związek ten zakończył ponoć skandalem. Człowiek z miękkim kręgosłupem, bez moralnej busoli, mimo to (a raczej dlatego) dożył starości i zmarł już w III RP.
Najpierw socjalista, potem oenerowiec, wychwalający włoski faszyzm i niemiecki narodowy socjalizm. W czasie okupacji jego losy były dosyć tajemnicze – on sam opowiadał na temat swoich przeżyć niesamowite historie. Miał ponoć pisać powieść o Hitlerze i… przekazywać jej kolejne partie do recenzji samemu bohaterowi. Oczywiście wedle własnych relacji, w które nikt nie wierzył i chyba sam Łaszowski nie spodziewał się, że ktokolwiek w nie uwierzy. Po wojnie, mimo prohitlerowskich apologii i wątpliwości co do swej okupacyjnej postawy, wylądował na czterech łapach. Przedwojenny wódz, Bolesław Piasecki, nie pozwolił mu zginąć. Ba, wydawał jego nie najwyższych lotów powieści. „Z biegiem czasu stał się konserwatywnym ramolem” – twierdzi autor książeczki o publicyście. No cóż, nie każdy, kto za młodu był socjalistą, choćby i narodowym, na starość świnią nie będzie… A owo „złagodnienie” Łaszowskiego niczego nie tłumaczy ani nie usprawiedliwia, choć Kowalczyk próbuje dowodzić, że życie tej postaci dzieli się na dwie części, a starość przyniosła ekspiację.
„Ballada” jest opowieścią nie o wyjątkowym, utalentowanym czy jakkolwiek oryginalnym człowieku, ale o postaci banalnej w swojej małości. Takich Łaszowskich z lewego i prawego skrzydła radykalnego w II Rzeczypospolitej nie brakowało. Wielbicieli Hitlera, Mussoliniego, Lenina czy Stalina, władających sprawnie piórem i odznaczających się czymś, co przy odrobinie dobrej woli można wziąć za erudycję. Niejeden z nich gładko przeszedł przez wiry historii, odnajdując się doskonale w komunistycznej Polsce. Łaszowski jest raczej modelowym przykładem sprytnego przeciętniaka, o przeciętnych zdolnościach i pewnej dozie sprytu, niż postacią wybijającą się w jakikolwiek sposób.
Takich Łaszowskich pełno i dziś wokół nas. Dlatego z wielkim dystansem warto podchodzić do cudownych nawróceń i przemian, od lewicowego radykalizmu do konserwatyzmu i od manifestacyjnego katolicyzmu do nibychrześcijańskiego liberalizmu. Nie ujmując nic nader nielicznym jednostkom, którzy swoją ideową przemianę zawdzięczają refleksji, a nie widokom na osobiste korzyści – wielu „nawróconym” bliżej do Łaszowskiego, niż świętego Augustyna.
Andrzej Stanisław Kowalczyk: Ballada o Alfredzie Łaszowskim. Kraków, Austeria, 2022.
(mr)