Określenie „państwo z kartonu”, „z dykty”, czy czegoś podobnego, jest od lat ulubionym zwrotem wielkiej rzeszy publicystów, dyskutantów, internetowych wujków Dobra Rada. Rzecz w tym, że ci, którzy krytykują państwo z kartonu krytykują samych siebie.
„Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie” – kończył swą genialną krytykę Rosji Nikołaj Gogol. To samo odnosi się do wszystkich, którzy grzmią o państwie z kartonu. Krytykując „kartonowość” naszego państwa krytykują samych siebie. Bo to oni odpowiadają za to, jakie państwo polskiej jest. Albo inaczej – państwo polskie jest dokładnie takie, jacy my sami jesteśmy. Jest wynikiem naszej pracy, naszych cech, wad i zalet.
Bohaterem tego tekstu musi być założyciel i prezes pewnego think-tanku, który przez lata słynął z bezpardonowej krytyki państwa polskiego. Zwrot „państwo z kartonu” był niemal jego znakiem rozpoznawczym. Aż tu pewnego dnia prezes think-tanku ogłosił żałobny apel o wsparcie finansowe, gdyż jedna z pracownic zarządzanej przez niego instytucji doprowadziła do straty pół miliona złotych. Efekt był taki, że think-tank przestał płacić honoraria, obciął pensje pracownikom, a prezes uniżenie prosił o wsparcie, bo inaczej groziła likwidacja całego interesu. Reakcja w Internecie była automatyczna – przede wszystkim, że to ów stratny think-tank jest z kartonu, a nie państwo polskie. Drwiono z tego, że ktoś, kto nie potrafi upilnować swojego niezbyt licznego personelu nie ma prawa do krytyki innych. Konkludując apelujący o wsparcie prezes śmiejąc się z kartonowego państwa z siebie samego się śmiał.
Rzecz jednak nie w tym, że ów think-tankowy Katon nie upilnował swojej pracownicy. To może zdarzyć się wszędzie. Strata pieniędzy nie jest dowodem na to, że owa instytucja była źle prowadzona. Przynajmniej autor tego tekstu nie ma takiej wiedzy. Każdy, kto kierował jakąś strukturą – instytucją, firmą, redakcją, wie jak trudne to zadanie. Że najtrudniej jest być „executive”, gdy wszyscy dokoła wolą być „creative”. Zatem problem jest gdzieś indziej, a konkretniej w braku pokory. Krytycy, komentatorzy, publicyści w stylu wujka Dobra Rada, mają łatwość oskarżania i oceniania rzeczy, o których tak naprawdę mają marne pojęcie. Sami nie działaliby skuteczniej na miejscu tych, których krytykują.
I jeszcze bardziej dotyczy to hasła „kartonowego państwa”. My wszyscy zbudowaliśmy to państwo i nadal budujemy. Od trzydziestu lat każdy ma w tym udział. Rządziły partie od lewicy do prawicy. Każdy liczący się odłam polskiego społeczeństwa był reprezentowany przez odpowiednią siłę polityczną. Przyjmowane rozwiązania nie były narzucane przez zaborców. Politycy, gdy je uchwalali pilnie za każdym razem patrzyli na słupki sondażowe. Owszem, bywało tak, że jakieś rozwiązanie nie odpowiadało dużej części społeczeństwa. Ale odpowiadało innym grupom, które akurat wtedy miały silniejszą reprezentację u władzy. A jeśli ktoś powie, że nie uczestniczył, bo nie głosował to znaczy, że też miał swój udział – tyle, że przez własne zaniechanie. Gdy jest młody, to znaczy, że jest dzieckiem budowniczych „kartonowego państwa”. Od tej odpowiedzialności nie da się uciec. Zresztą gdzie.
Wchodzimy w czasy, gdy rzucanie hasła o „kartonowym państwie” przestaje być tylko irytującą retoryką. Idzie czas ostrej międzynarodowej rywalizacji i brutalnych konfliktów, łącznie z wojnami. Czy ktoś chce, czy nie skuteczniejsze będą wspólnoty narodowe bardziej spójne i solidarne. I odwrotnie – te, które cechuje niski poziom wzajemnego zaufania i chęci kooperacji oraz wiary we własne siły będą bardziej narażone na różnego rodzaju szkody. Będą bardziej podatne choćby na napady zbiorowej paniki – w tym sztucznie wywoływane, jak ta, którą obserwujemy w związku z masowym wykupem cukru. Głoszenie hasła „kartonowego państwa” nie wzmacnia naszej państwowości. Przeciwnie, osłabia ją jeszcze bardziej. Nie jest krytyką. Jest po prostu defetyzmem.
Piotr Gursztyn
Historyk, dziennikarz, fundator Instytutu Staszica