Krajowa Grupa Spożywcza – czy szansa dla polskiej gospodarki?

Browse By

Tylko wydatki rozsądnie czynione doskonalą rolnictwo – te słowa patrona naszej fundacji, Stanisława Staszica, przypomniały mi się w trakcie konferencji poświęconej powołaniu Krajowej Grupy Spożywczej. Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw można założyć, że powstanie spółki długofalowo nie tylko udoskonali polskie rolnictwo, ale również zwiększy nasze bezpieczeństwo żywnościowe oraz przyczyni się do zwiększenia grubości naszego portfela, stabilizując wzrost cen detalicznych.

Na przekór patologiom

Zacznijmy nasze rozważania od marzeń, czyli od sytuacji idealnej, w której polscy rolnicy są zrzeszeni w spółdzielnie, posiadają własne giełdy i kupno ich towarów przez przetwórców po określonej cenie jest do pewnego stopnia wypadkową gry między popytem a podażą, dobrą wolą wynikającą również ze zrozumienia interesów kontrahenta, wreszcie wynika z poczucia odpowiedzialności za przeszłe i przyszłe pokolenia „kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie”. Państwo polskie w tej idealnej sytuacji życzliwie się temu procesowi przygląda, nie zapominając rzecz jasna o poborze podatków, zaś firmy, zwłaszcza  producenckie/pośredniczące, nie stosują „optymalizacji podatkowych”, jak współcześnie bywa określane najzwyklejsze oszustwo podatkowe.

Do tejże idealnej sytuacji, która jest rzeczywistością w takich krajach jak Niemcy, Francja czy Szwajcaria, niestety w dalszym ciągu nam daleko. Zdecydowały o tym zaszłości historyczne utrudniające budowanie niezbędnego kapitału społecznego tworzącego spółdzielczość, następnie „walec (anty-spółdzielczego) komunizmu” a wreszcie „walec patologicznej transformacji” – mówiąc prof. Kieżunem – który pozwolił zagranicznym podmiotom zająć dominującą pozycję w polskim skupie towarów rolno-spożywczych i maksymalizować zyski transferowane zagranicę. Co prawda jeszcze w 1992 r. rząd Bieleckiego, gdańskiego polityka związanego z KLD Donalda Tuska, zapowiadał, iż implementacja zachodnich wzorców w polskim rolnictwie będzie priorytetem, ale na zapowiedziach się skończyło. Po ponad 30 latach sytuacja na rynku spożywczym osiągnęła duży stopień patologizacji. Wspomnieć można zmowy cenowe nielicznych podmiotów kontrolujących skup – od 2017 roku, kiedy takie interwencje zostały dopuszczone, do grudnia 2021 roku urząd wszczął 16 postępowań, w wyniku których wydanych zostało 10 decyzji dotyczących nieuczciwych praktyk, wystosował również ponad 90 wystąpień do przedsiębiorców w sprawie praktyk nieuczciwie wykorzystujących przewagę kontraktową, a łączne kary finansowe wyniosły ponad 800 mln zł. Polski rząd zdecydował się zatem na bardziej energiczne działania, których skutkiem jest nowa spółka.  Czy z tego ziarna wyrośnie drzewo, które da soczyste owoce?

Silny gracz – wielkie nadzieje

(Polski) „Cukier krzepi”, mawiał pierwszy copywriter Drugiej Rzeczypospolitej Melchior Wańkowicz i, dzięki Bogu, nic w tej słodkiej materii się nie zmieniło, bowiem to ocalenie jedynej polskiej dużej spółki cukrowniczej (2,5 mld obrotu i 40% udział w rynku) umożliwia de facto powołanie nowego podmiotu, integrującego pozostałe 15 spółek z takich sektorów jak produkcja nasienna, produkcja cukru, skrobi czy przetwórstwo. Będą to m.in. Elewarr, odpowiadające za zapasy zbóż, Danko Hodowla Roślin, Hodowla Zwierząt i Nasiennictwo Roślin Polanowice, Kutnowska Hodowla Buraka Cukrowego czy Kombinat Rolny Kietrz.

Istnienie polskiej spółki cukrowniczej umożliwiło polskim rolnikom uprawiającym buraka cukrowego posiadanie wyboru firmy skupującej ich, dodajmy, nieco „gorący” towar. Choć do pewnego stopnia termin przydatności różnych towarów rolno-spożywczych różni się,  nie na darmo powstała zbiorcza nazwa FMCG (Fast Moving Consumer Goods), czyli produkty szybko zbywalne. Do pewnego stopnia zresztą przekonujemy się o tym organoleptycznie, patrząc na datę przydatności kupowanych produktów, tudzież niestety czasami wyrzucając przeterminowane jedzenie. Ale dla nas wyrzucenie np. przeterminowanych parówek to jednak finansowy drobiazg, zaś dla drobnego rolnika niemożność sprzedaży produktów rolnych/hodowlanych po godziwej cenie zapewniającej zarobek za cały rok pracy to po prostu tragedia. Dlatego tak ważne jest zapobieganie takim sytuacjom poprzez cywilizowane rozwiązania systemowe. Wydaje się, iż powołanie spółki jest krokiem w takim kierunku. I powinna ona się rozwijać „poziomo,” rozszerzając, również poprzez akwizycje, portfolio swojego skupu na wszystkie kluczowe uprawiane w Polsce surowce spożywcze – tak, aby rozszerzać liczbę beneficjentów, polskich rolników mających wybór.

Dodatkowo zasadną wydaje się integracja pionowa, która będzie ułatwiała nie tylko przetworzenie surowców, ale i pewny product placement w sieci handlowej. Mechanizmy rynkowe potrafią być czasami bardzo złożone i wymykające się akademickim ustaleniom, zwłaszcza w obszarze barier wejścia. Najkrócej rzecz ujmując, nie zawsze dobry i tani produkt może dotrzeć do klienta. Poza tym w pewnym sensie handel spożywczy to „pewny zarobek” na potężnym rynku. Wielu zakupów możemy sobie odmówić, zwłaszcza w sytuacji spowolnienia gospodarczego, ale na pewne „jesteśmy skazani”, warunkuje to bowiem biologia. Doprawdy nie widzę powodu, dla którego polski kapitał, prywatny czy państwowy, nie powinien brać udziału w tym wielkopowierzchniowym 😉 i dochodowym biznesie z korzyścią właściwie dla wszystkich, od rolników zaczynając, a na klientach i polskim budżecie kończąc. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby państwowa firma stosowała wzorem większości zagranicznych firm „optymalizację podatkową”, czyli oszukiwała Polaków.

Kolejnym argumentem na rzecz powołania KGS jest fakt, iż może ona stać się graczem na rynku zakupów pasz i nawozów. Korzystając z efektu skali, co będzie miało przełożenie na cenę, będzie mogła zaoferować współpracującym z nią rolnikom, co z kolei będzie miało pozytywny wpływ na niższy koszt wytworzenia przez nich swoich towarów/produktów. Ale możliwość takich zakupów przez KSG, zwłaszcza na rynkach zagranicznych, wiąże się z kolejną bardzo istotną kwestią, czyli bezpieczeństwem żywnościowym. Państwowa spółka, ze względu na swe usytuowanie, ma po prostu więcej kanałów dotarcia m.in. dzięki ściślejszej współpracy z dyplomacją czy możliwościami, jakie dają personalne kontakty polityków różnych państw, jest też druga strona medalu, czyli sprzedaż zakupionych od polskich rolników towarów zagranicą. Żywność staje się coraz bardziej strategicznym i pożądanym towarem i tym samym przyciąga uwagę agend rządowych. Nie sądzę, aby w przyszłości polska nadwyżka spożywcza nie znalazła odbiorców zagranicą i KSG miałaby problemy z jej upłynnieniem w sytuacji braku klientów w Polsce.

Ale potencjalna możliwość bardziej preferencyjnych zakupów strategicznych komponentów potrzebnych do produkcji żywności czy sprzedaży towarów zagranicę nie jest jedyną i najważniejszą. Ważniejszą w mej opinii sprawą jest możliwość magazynowania, które, jak wiemy, sporo kosztuje. Tylko państwowa firma, podlegająca również dyscyplinie bezpieczeństwa obywateli swojego państwa, a nie jedynie finansowemu rachunkowi zysku i straty, może gromadzić duże i strategiczne zapasy spożywcze, co wydaje się szczególnie ważne w dzisiejszych, niespokojnych czasach. Obecność Elewarru (odpowiadającego za magazynowanie zbóż) w strukturach spółki jest dobrym prognostykiem dla rozszerzania jej „magazynowego portfolio” i tym samym naszego bezpieczeństwa.

Trzy obawy, czyli jak ominąć rafy

Naturalnie, jak w przypadku każdej nowej inicjatywy, powołaniu spółki towarzyszą obawy o jej przyszłość i skuteczność. Cześć obaw ma charakter pozamerytoryczny (tzw. nowe stołki etc.) i nie warto tracić na ich rozważanie czasu. Nad obawami w pewnym zakresie merytorycznymi warto się pochylić i spokojnie zawczasu przeanalizować, bowiem w obecnym otoczeniu politycznym i biznesowym skuteczny rozwój spółki to będzie mimo wszystko mozolna „orka na ugorze”.

Pierwsza obawa to „odwieczna kwestia”, czyli założenie, iż zarządzanie w spółce z przewagą kapitału państwowego musi być gorsze od tego w prywatnej spółce. Nie tylko przykłady z rynku francuskiego czy dalekowschodniego, ale również ostatnio z polskiego, wyraźnie pokazują, iż ta prawidłowość nie działa i można, krótkokresowo „podwajać EBITDA”. Zwłaszcza w sytuacji, w której kluczową rolę w rozwoju spółki będą odgrywać sprawdzeni menagerowie integratora projektu, Krajowej Spółki Cukrowej, którzy przecież z „niejednego pieca chleb jedli” (nawet jeśli przyprószonego cukrem, a nie solą ;-). Skuteczna akwizycja i integracja wielu podmiotów oraz rywalizacja z niemiecką konkurencją na przestrzeni ostatnich lat jest bez wątpienia solidnym assetem w każdym racjonalnym „due diligence”. 

Druga obawa to przełamanie wspomnianych barier wejścia i osiągnięcie sensownego, gwarantującego racjonalność przedsięwzięcia udziału w rynku. O ile w przypadku sektora cukrowego (KSC) czy zbożowego (Elewarr) bariery są przełamane, w innych sektorach potrzebna będzie realizacja sensownej strategii inwestycyjnej, „greenfieldowej” lub akwizycyjnej, w zależności od okoliczności i specyfiki rynku oraz powolne zdobywanie zaufania klientów. Nie są to procesy łatwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę raczej „nieprzychylną prasę”, jaką te działania będą miały. Może to wszystko wpływać na pozyskiwanie funduszy, czy to na rynku, czy w ramach podwyższenia kapitału etc. Udziały rynkowe spółki na starcie, w porównaniu do wyzwań, są raczej skromne. Aby lepiej to sobie uświadomić, wystarczy spojrzeć na liczby. Polski rynek nieprzetworzonych towarów rolno-spożywczych wart jest grubo ponad 100 mld złotych. Przewidziany obrót nowo powstającej spółki to 3,5 mld zł. Ale to, rzecz jasna, może się szybko zmienić.

Trzecia obawa wiąże się pośrednio z poprzednią, tj. kwestią potencjalnego przeskalowania nie tylko integracji poziomej, ale również pionowej. Z tą pierwszą wiąże się kwestia ewentualnych udziałów np. na rynku mleczarskim, który jest silnie spolonizowany, ma strukturę właściwie spółdzielcza etc. Przestroga „If it ain’t broke, don’t fix it” może mieć tu zastosowanie. Jeśli zaś chodzi o integrację pionową, czyli budowę sieci handlowych, trzeba te działania prowadzić z „chłopskim sprytem”, tj. nie przejmować istniejących polskich sieci, a jednocześnie nie wejść w otwarty konflikt z sieciami zagranicznymi, które posiadają silne wpływy w KE, o czym mogliśmy przekonać się chociażby na przykładzie wdrożenia podatku od handlu wielkopowierzchniowego – choć 4 lata irracjonalnej „udręki” w KE ostatecznie opłaciły się. Inwestycje handlowe typu greenfield w tej chwili wydają się mało prawdopodobne, ale z drugiej strony nigdy nie powinny być wykluczane. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy okazałby się, iż panuje szeroki konsensus, co do tego, iż mamy czas, pieniądze i determinację.

…by było sprawiedliwiej

Polskie rolnictwo było przez wieki źródłem bogactwa. Dzisiejsze liczby (m.in. 178 mld zł wpływów z eksportu w 2021 r.) też imponują, a w świetle niepokojów na zagranicznym rynku spożywczym, wywoływanych wojną i trendami demograficznymi, możemy spodziewać się tylko wzrostu marżowości w tym biznesie. Ale, niestety, tak jak przed wiekami, można odnieść wrażenie, iż to polskie bogactwo jest niesprawiedliwie dzielone. A co więcej, spora część zysków wypływa nieopodatkowana zagranicę. Warto chyba spojrzeć na ten model polskiego rolnictwa 2.0 nieco szerzej i znów przytoczyć słowa naszego patrona, wypowiedziane m.in. do targowiczan: „…tak nieludzką i nierozumną jest zasada ustawy waszej Rzeczypospolitej, iż przeszkadza do pracy, do powiększania się urodzaju i do ludności… Własność i jej bezpieczeństwo są każdej ciągłej pracy człowieka przyczyną.” Bez zadbania o sprawiedliwą cenę skupu owoców pracy wielu polskich rolników nie przyczynimy się do urodzaju naszej ojczyzny i każdego z nas z osobna.

Swoje rozważania rozpocząłem nieco marzycielsko, przywołując modelowe rozwiązania niemiecko-francuskie, choć nie bez absmaku związanego z „pustą gadaniną” premiera Bieleckiego z ówczesnego KLD. Tym razem absmak mi nie towarzyszy, zaś przekonaniu, iż marzenia się spełniają towarzyszy konkretny czyn, czyli pierwszy krok powołujący Krajową Grupę Spożywczą, która, jak powiedział były minister rolnictwa odpowiedzialny za prace koncepcyjne, Andrzej Ardanowski „będzie docelowo własnością polskich rolników, którzy sukcesywnie, przez wiele lat, będą mogli ze swoich corocznych dochodów obejmować kolejne akcje, kolejne udziały tego przedsięwzięcia… tak, żeby w ustalonej perspektywie może 20, może 25 lat, stali się właścicielami tej interweniującej na rynkach rolnych grupy…”. Piękny cel, dobrze, że już wbito „pierwszą bronę”, a ja życzę powodzenia w zaoraniu tego polskiego pola (wzdłuż i wszerz 😉 sprawnie i jak najszybciej!

dr Piotr Balcerowski, MBA

Wiceprezes Instytutu Staszica