To, że polska Marynarka Wojenna tonie bez wojny, to powszechnie wiadomo. Jasnym punktem jest podpisanie kontraktu na trzy fregaty Miecznik 27 lipca 2021 r. Optymistycznie założono, że pierwszy okręt pojawi się za cztery lata od kontraktu, czyli w połowie 2025 r. W tej sytuacji absolutnie konieczna jest współpraca wiarygodnego partnera zagranicznego, który przyjdzie z własnym, sprawdzonym projektem.
Fregaty i korwety, czyli obrona na morzu
Bojowe okręty nawodne, jakie mogą trafić do polskiej marynarki wojennej należą do czterech podstawowych klas: fregaty, korwety, małe okręty rakietowe i niszczyciele min (niegdyś zwane trałowcami). Te ostatnie w żadnym razie nie wolno mylić z niszczycielami, ponieważ mają one z „czystymi” niszczycielami tyle wspólnego, co ptak znany jako żuraw z żurawiem budowlanym. Niezależnie od użytej terminologii niszczyciele min służą do prowadzenia wojny minowej, czyli do stawiania i usuwania min.
Co do pozostałych klas, to małe okręty rakietowe to szybkie jednostki służące do przeprowadzenia ataku rakietowego na wrogie okręty nawodne. Są to jednostki ofensywne, mające osłabić potencjał wrogiej floty morskiej, walczącej z nami, w ramach ogólnej operacji obronnej państwa.
Dwie pozostałe klasy, fregaty i korwety, to w naszym przypadku jednostki defensywne (choć nie zawsze). Ich główną rolą jest obrona morskich szlaków komunikacyjnych, a te na wypadek wojny będą dla Polski niezwykle ważne. Przecież trudno oczekiwać, że takie surowce, jak ropa naftowa, gaz ziemny czy węgiel kamienny będziemy otrzymywać od tego, kto być może na nas napadnie… I choć dziś przewozy morskie odgrywają niewielką rolę w bilansie naszego handlu zagranicznego, to jednak na wypadek wojny ta sytuacja ulegnie diametralnej zmianie. Czy polskie porty są przygotowane na taki odbiór towarów, to zupełnie inna sprawa, ale wydaje się, że poleganie wyłącznie na zespole portów Szczecin -Świnoujście byłoby błędem, część transportów trzeba będzie prowadzić do trójmiasta pod samym nosem Floty Bałtyckiej operującej z Obwodu Kaliningradzkiego, z jej okrętami nawodnymi, lotnictwem uderzeniowym i naziemnymi bateriami rakiet przeciwokrętowych.
Korwety to małe jednostki eskortowe, a fregaty duże. Z reguły korweta jest wyspecjalizowana w określonym zadaniu, podczas gdy fregata jest okrętem uniwersalnym, zdolnym do dowodzenia zespołami okrętów. W zasadzie współczesne fregaty przejęły rolę dawnych niszczycieli, które tym się od fregat różniły, że nie osłaniały konwojów statków handlowych, lecz działały jako okręty osłony zespołów floty, czyli współcześnie lotniskowcowych grup uderzeniowych. Dlatego dzisiaj klasyczne niszczyciele budują tylko Amerykanie, Rosjanie i Chińczycy, choć od fregaty odróżnić je trudno, bowiem są niemal identyczne. O ich nazewnictwie decyduje ich przeznaczenie we flocie danego państwa, a nie cechy techniczne, bowiem obrona lotniskowca przed wrogim atakiem jest bardzo podobna do obrony grupy statków handlowych przed atakiem.
Kosztowna katastrofa
W Polsce podjęliśmy dwie próby samodzielnego zbudowania korwet. Wydawałoby się, korweta jako jednostka prostsza, mniejsza i mniej skomplikowana od fregaty powinna nam się udać. Niestety, tak się nie stało. W obu przypadkach skończyło się to kosztowną katastrofą. Wyspecjalizowana w zwalczaniu okrętów podwodnych pojedyncza korweta ORP Kaszub ma niewielkie możliwości bojowe, a przed atakami lotniczymi jest niemal bezbronna. Jeszcze gorzej wyszło w przypadku programu „Gawron”, w ramach którego zamiast serii zbudowano pojedynczą korwetę ORP Ślązak, która miała być bardziej wyspecjalizowana w obronie przed atakami z powietrza. Efekt był jednak taki, że kosztujący horrendalne pieniądze niedozbrojony okręt wstyd było nawet nazwać korwetą, dlatego sklasyfikowano go jako „okręt patrolowy”. Nie trzeba dodawać, że jest on niemal kompletnie bezużyteczny.
Tym razem jednak chodzi nie o korwety, do budowy których trzeba będzie jednak powrócić jako uzupełnienia dla posiadanych (miejmy nadzieję) fregat, lecz o znacznie bardziej wszechstronne okręty o dużych możliwościach w zakresie obrony szlaków komunikacyjnych, obrony wybrzeża, obrony przed ofensywnymi atakami rakietowymi od strony morza na obiekty położone w głębi naszego kraju, co przekłada się na walkę z okrętami nawodnymi i podwodnymi.
Od razu rzuca się w oczy, że najtrudniejszym zadaniem będzie obrona eskortowanych statków, wybrzeża i zespołów portów przed atakami z powietrza. Dlatego nasze korwety muszą mieć silne uzbrojenie przeciwlotnicze. Takie uzbrojenie pozwala też na bardziej efektywne wykorzystanie naszych szybkich sił ofensywnych – pod przeciwlotniczym parasolem fregat mogą one śmielej sobie poczynać w atakach na wrogie jednostki nawodne, nim te poczynią szkody w naszej krajowej infrastrukturze własnym uzbrojeniem ofensywnym, takim jak groźne rakiety skrzydlate Klub.
Trzy oferty – ze wskazaniem na hiszpańską
Jak ostatnio donosi specjalistyczna prasa, mamy trzech konkurentów oferujących nam swoje jednostki. Jest to brytyjska firma Babcock International Group plc z częścią morską Babcock Marine w Rosyth w Szkocji (tam buduje się fregaty), niemiecka ThyssenKrupp Marine Systems GmbH (TKMS) z Hamburga i hiszpańska państwowa Navantia, mająca kilka stoczni, ale fregaty buduje stocznia w Ferrol nad Zatoką Biskajską.
Brytyjska fregata typu Arrowhead 140 zbliżona do budowanych dla Wielkiej Brytanii Type 31 to jednostki zoptymalizowane do działań na otwartych wodach Atlantyku. Ponieważ przeciwnik powietrzny nie jest tam bardzo groźny, to uzbrojenie przeciwlotnicze sprowadza się do wyrzutni pocisków przeciwlotniczych MBDA Common Anti-Air Modular Missile (CAMM) znanych też jako Sea Ceptor o zasięgu 45 km. Są one skuteczne w zwalczaniu skrzydlatych rakiet przeciwokrętowych odpalanych z rosyjskich samolotów dalekiego zasięgu Tu-22M3, jakie mogą się pojawiać nad Atlantykiem. Jednak uzbrojenie przeciwlotnicze tych fregat na Bałtyku, na którym może być gęsto od samolotów różnych typów z pobliskich baz lądowych, jest zdecydowanie niewystarczające. Na Bałtyku nie osłonią one eskortowanych statków, a być może i same się nie obronią.
Oferowana nam przez Niemców fregata typu Meko A300 jest w fazie opracowania i jeszcze nie ma żadnego odbiorcy. Jedną z jej najważniejszych cech ma być silne uzbrojenie przeciwlotnicze, złożone między innymi z pionowych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych Raytheon RIM-162 Evolved SeaSparrow Missile (ESSM) o zasięgu 50 km. Być może, tego na razie nie wiemy, będzie też możliwość przenoszenia amerykańskich pocisków RIM-66 StandardSM-2, bowiem takie przenosi podobna fregata typu F124 Sachsen, która jest zbliżona do projektu A300PL.
To co oferują Niemcy jako „ma być”, Hiszpanie dają już jako gotowe. Hiszpańska oferta, moim zdaniem najciekawsza, obejmuje fregaty typu F100, czyli takie jak zbudowane dla Hiszpanii pięć fregat typu Álvaro de Bazán. Nie zupełnie identyczne, ale unowocześnione, choć wymienione okręty stare nie są. Co najważniejsze, mają one bardzo silne uzbrojenie przeciwlotnicze w postaci 32 rakiet przeciwlotniczych Standard SM-2MR Block IIIA o zasięgu do 170 km, o możliwościach takich samych, jak lądowe rakiety Patriot. Dodatkowo okręty te przenoszą 64 pociski RIM-162 ESSM, a całość jest zarządzana przez sprawdzony system walki z celami powietrznymi i nawodnymi, oparty na amerykańskim Aegis Combat System, z trójwspółrzędnym radarem Lockheed Martin AN/SPY-1D. Na bazie tego amerykańskiego systemu w Hiszpanii, przy współpracy z Amerykanami, powstała ulepszona odmiana Aegisa, która jest z powodzeniem używana na tych fregatach.
Co do uzbrojenia do walki z okrętami nawodnymi, to wszystkie trzy dysponują hangarem i lądowiskiem dla śmigłowca, który jest w stanie wskazywać cele dla przenoszonych rakiet przeciwokrętowych, albo sam takie rakiety przenosić. I znów, najmniej wiadomo o niemieckiej propozycji, która wydaje się jeszcze dość enigmatyczna. Mówi się w niej o 16 rakietach przeciwokrętowych, ale jakiego typu? Podobne niemieckie F124 Sachsen mają wyrzutnie pocisków RIM-84 Harpoon, ale tylko osiem.
Z kolei brytyjskie jednostki nie są w ogóle wyposażone w wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych, bowiem są to stosunkowo małe jednostki i ich uzbrojenie (oraz możliwości bojowe) są dość ograniczone. Hiszpańskie fregaty mają natomiast osiem wyrzutni rakiet RIM-84 Harpoon, zaś przenoszony na pokładzie śmigłowiec może też w być uzbrojony w odpowiednie pociski do niszczenia okrętów.
Co do niszczenia okrętów podwodnych, to uzbrojenie wszystkich trzech fregat jest mniej więcej podobne i składa się z wyrzutni torped kierowanych, a ponadto uzbrojenie przeciwpodwodne jest przenoszone przez pokładowe śmigłowce, obecne na wszystkich trzech.
Podsumowując, chciałoby się, by to właśnie hiszpańska oferta znalazła drogę do naszej floty, bowiem ich propozycja wygląda najciekawiej pod względem taktyczno-bojowym. Także pod względem transferu technologii Hiszpanie deklarują gotowość dostawy całości systemów bojowych budowanych w Polsce jednostek, a także integracje wybranych przez stronę polską elementów wyposażenia radioelektronicznego lub innego, nawet jeśli jest ono polskiej produkcji. Jest zatem szansa, że otrzymamy naprawdę wartościowe i silnie uzbrojone okręty.
mjr rez. dr inż. Michał Fiszer
Collegium Civitas
Foto: pixabay.com