Tak się niedawno złożyło, że odwiedziłem działającą na poligonie 21. Brygadę Strzelców Podhalańskich im. gen. bryg. Mieczysława Boruty-Spiechowicza i ze zdziwieniem zobaczyłem, że żołnierze są uzbrojeni w nowe polskie karabinki MSBS Grot. Tyle pisano o tej broni złego, a tymczasem Podhalańczycy chwalą sobie nowe karabinki, są lekkie, celne, a i z niezawodnością problemów nie ma. Jest to jeden z tych przykładów, kiedy polski przemysł obronny potrafi dostarczyć dobry produkt dla Wojska Polskiego.
Kluczowe są rozsądne wydatki
Jaką dziś mamy sytuację, wszyscy widzą. Na naszej wschodniej granicy dzieje się jak nigdy, sytuacja ociera się o otwartą wojnę. W tej sytuacji wydatki na naszą obronność nie powinny dziwić. Całkiem dobrze się stało, że od dłuższego już czasu Polska konsekwentnie wydaje 2,2 % PKB na Siły Zbrojne i wzmocnienie naszego bezpieczeństwa. Dziś chyba już nikt nie ma wątpliwości.
Pieniędzy na modernizację sił zbrojnych i tak nie ma zbyt wiele. Dlatego rozsądne ich wydawanie jest kwestią absolutnie kluczową. I chyba nie ma co przekonywać czytelników do tego, że im więcej wydamy w Polsce, a nie za granicą, tym więcej na tym zyskamy. Bo wówczas większość tych pieniędzy i tak wróci do kasy państwa. A Polacy będą mieli zatrudnienie, wydając zarobione pieniądze u nas, w kraju.
Czego obecnie najbardziej potrzebujemy? Moim zdaniem, w świetle obecnego kryzysu na granicy, najbardziej potrzebujemy trzech rzeczy: małych, lekkich bezpilotowych aparatów latających do obserwacji terenu w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, lekkich śmigłowców dla wojska i samolotów dla Straży Granicznej, osobistego wyposażenia żołnierza, w tym indywidualnych środków obserwacyjnych, lekkiej broni strzeleckiej, efektywnych środków łączności. Można by do tego dodać odpowiedni system dowodzenia i wymiany informacji o otwartej architekturze, w który mogły by się wpiąć takie służby, jak Straż Graniczna czy Policja Państwowa, a przynajmniej do zarezerwowanego do takiej kooperacji modułu sieci.
Drony, śmigłowce, lekkie samoloty…
Wojsko nadal nie ma systemu mini-dronów, które mają być zakupione dla batalionów w ramach programu Wizjer. Ale to nie wszystko, odpowiednie aparaty należy zakupić dla jednostek artylerii i dla oddziałów rozpoznawczych (trzech istniejących pułków). To nie są kosztowne zakupy, a eksploatacja małych bezpilotowych aparatów latających w klasie masy startowej do 200 kg czy nawet taktycznych aparatów w klasie masy startowej do 1 tony nie jest zbyt droga. Naprawdę, wydatek niewielki, a pożytek nieoceniony. Szczególnie dziś widać, jak bardzo nam brakuje takich systemów powietrznej obserwacji.
Poza dronami przydałyby się też lekkie śmigłowce zdolne do uzupełnienia ich działania patrolami z powietrza, transportującymi uzbrojoną drużynę zdolną do natychmiastowej interwencji po lądowaniu. W wojsku mamy dziś dwa typy śmigłowców, które się do tego nadają: Mi-2 i W-3 Sokół. Pierwszy z nich, eksploatowany już sporo ponad 50 lat, zdecydowanie dobiega już kresu swojej eksploatacji. Rzucenie leciwych Mi-2 do patroli wzdłuż granicy szybko wykończy resztki ich resursu, spowoduje zużycie uniemożliwiające przywrócenie ich do stanu lotnego. Tak naprawdę nasze Mi-2 są używane wyłącznie po to, by personel miał na czym trenować do czasu otrzymania nowych śmigłowców podobnej klasy w ramach programu Perkoz. Istnieją w formie przetrwalnikowej. Z kolei W-3 Sokół to znacznie większe śmigłowce o innym przeznaczeniu, w klasie jeszcze cięższego Blackhawka. Zużywają zbyt wiele paliwa, a zatem ilość takich patroli byłaby z konieczności ograniczona. A następca Mi-2 jest w zasięgu ręki, w dodatku produkuje go polski przemysł obronny. Mowa o śmigłowcach AW139, których niemal kompletne płatowce powstają w Świdniku, a jedynie ostateczny montaż prowadzi się we Włoszech.
Straży Granicznej z kolei brakuje lekkich samolocików patrolowych, które pozwoliłyby na uzupełnienie dronów obserwacją przez „żywego” człowieka. A są przecież dostępne takie konstrukcje jak cała gama różnych samolotów Diamond, 2-4 miejscowych, jednosilnikowych, bądź większych, 6 miejscowych, dwusilnikowych. Szczególnie te pierwsze są na tyle tanie w eksploatacji, że na 100 km trasy lotu zużywają mniej paliwa, niż pędzący autostradą SUV, a zatem naprawdę niewiele. Loty patrolowe takich maszyn są naprawdę tanie, a obserwacja jest podstawą efektywnej osłony samych granic, jak i rejonów przygranicznych. Także w razie pełnoskalowego konfliktu znalazłyby one zastosowanie – poszukiwanie wrogich sił specjalnych i dywersantów, którzy przeniknęli na nasze tyły, we współdziałaniu z wojskami WOT.
Wyposażenie pod kątem wojny hybrydowej
Jak dziś pokazują działania przy białoruskiej granicy osobiste wyposażenie żołnierzy jest niemal kluczem dla ich efektywnych działań. Żołnierze muszą mieć lekkie środki ochrony osobistej, kevlarowe hełmy i lekkie, efektywne kamizelki kuloodporne, które przecież chronią ich także przed rzucanymi kamieniami czy innymi przejawami agresji. Muszą mieć dobre noktowizory i lornetki, odbiorniki GPS do lokalizacji i efektywne radia indywidualne, których łączność byłaby utajniona, nie tak łatwa do podsłuchania. No i oczywiście muszą mieć dobrą, lekką, niezawodną i celną broń. Dlatego tak ważna jest wymiana ciężkich „kałachów” i broni powstałej na ich bazie (np. Beryl) na nowe lekkie Groty. Szczególnie jeśli chodzi właśnie o stworzoną przez naszych inżynierów rodzinę karabinków MSBS Grot musimy zwrócić uwagę na różne zagrożenia i działania, które będą próbować podważyć zaufanie opinii publicznej do tej konstrukcji, a także poprzez nią do sił zbrojnych, w tym Wojsk Obrony Terytorialnej. Nieudolne działania w tej kwestii miały już miejsce na początku tego roku. Kolejne, próbujące wykorzystać te same wątki mogą pojawić się w ponownie w przyszłości. Tym razem kierowane nie tylko ze strony konkurencji, przeciwników politycznych, ale też ze strony sił, którym może zależeć na osłabieniu zdolności obronnych Polski. Szczególnie, że Grot może być symbolem tego, że bezpieczeństwo narodowe Polski łączy ludzi z różnych politycznych ugrupowań. Wszak proces powstawania karabinka rozpoczął się jeszcze za rządów poprzedniej władzy, a dokończony przez ich politycznych oponentów.
Warto przeprowadzić przegląd planów rozwoju Sił Zbrojnych pod kątem zagrożeń hybrydowych, które już się zmaterializowały. Otwarta wojna w starym stylu jest o wiele mniej prawdopodobna, bowiem na taką wojnę NATO jest akurat doskonale przygotowane. A na już występujące zagrożenia hybrydowe – najwyraźniej nie za bardzo. I nie dotyczy to wyłącznie Polski.
mjr rez. dr inż. Michał Fiszer
Collegium Civitas