Kolaboracja z mitów odarta

Browse By

Każdy, kto nie znudził się jeszcze dyskusją nad tym, czy w 1939 roku Polska powinna przejść do obozu Osi, czy też dokonała najmniej szkodliwego ze złych wyborów, powinien sięgnąć po książkę Piotra M. Majewskiego. Książkę, która Polski nie dotyczy, ale która mimowolnie stanowi mocny, poparty faktami głos w rzeczonej dyskusji. Chodzi o monografię Protektoratu Czech i Moraw, a w zasadzie osnutą na tle wojennych dziejów ziem czeskich rozprawę o kolaboracji.

Przykład Czech jest jednym z ulubionych argumentów, po które sięgają zwolennicy ugodowej postawy Polski w 1939 roku. Ma on dowodzić, że terror niemiecki, który dotknął Polaków, był efektem polskiej manii liberum conspiro. Oczywiste ma być, że Polska, jako dumny partner III Rzeszy, zachowałaby niepodległość i nie splamiła się mordami na Żydach, a nawet po nieszczęsnej kampanii wrześniowej (która, rzecz jasna, jest winą sanacji i perfidnego Albionu) mogła ustrzec się tak wielkiej liczb ofiar. Oto patrzmy – Czesi, realiści do szpiku kości, przetrwali wojnę bez większych ofiar i udało im się podjąć chytrą grę z Niemcami. Mogą za to cieszyć się niezniszczoną Pragą i jedna spalona wieś urosła tam do rangi symbolu największego niemieckiego barbarzyństwa.

Od razu zaznaczę, że książkę Majewskiego wydało Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, a więc żadna tam piłsudczykowsko-pisowska oficyna. Argument o wpisywaniu się w oficjalną politykę historyczną obozu władzy zatem odpada. Natomiast Majewski w swojej znakomitej syntezie chcąc niechcąc miażdży wizje admiratorów Studnickiego i fantastów, widzących w Polsce kraj partnerski dla Rzeszy Niemieckiej. Dekonstruuje również narosłe wokół wojennych postaw Czechów mity.

Na „czeskie” argumenty zwolenników historii alternatywnej można odpowiedzieć krótko: skoro i Monachium, i kapitulacja Hachy, i w ogóle cały Protektorat były świadectwem zdrowego rozsądku Czechów, to dlatego oni sami nie są z tych epizodów dumni? Ba, wolą czcić zamachowców, którzy zabili Heydricha? Dlaczego Hacha nie ma pomników ani ulic swojego imienia? Najkrócej mówiąc: dlatego, że w gruncie rzeczy nie ma tu żadnych powodów do dumy. A losy czeskich elit, uwikłanych w kolaborację, powinny być zimnym prysznicem na głowy tych, którzy sądzą, że gdyby Polska wybrała współpracę, to zarobiłaby przysłowiowy rubel a i cnoty by nie straciła.

Snuta przez Majewskiego opowieść o kolaboracji przypomina historię nałogowca. Najpierw zapewnia wszystkich wokół, że pije, bo dzięki temu ma odpowiednie kontakty i może liczyć na sukces, ale absolutnie wszystko kontroluje. Potem tłumaczy, że jeśli nie będzie pił, to straci pracę, niemniej spokojnie, wie, kiedy powiedzieć dość. W dalszym etapie już nawet się nie oszukuje, że może przestać pić, ale trzyma się kurczowo jednego usprawiedliwienia – odstawienie alkoholu będzie o wiele tragiczniejsze, niż ciągłe się w nim nurzanie. Czescy kolaboranci niepostrzeżenie przedzierzgnęli się z tych, którzy ratują substancję narodową i resztki autonomii w ludzi, którzy od niemieckich panów uzależnili się duszą i ciałem. Ta postawa przełożyła się na kolaborację wielu zwykłych Czechów. Bo skoro ojcowie narodu dają przykład…

Nie tylko losy czeskiej elity Protektoratu, lecz przykłady innych kolaboranckich krajów Europy pokazują dobitnie jedno: przekonanie o możliwości subtelnej gry z Trzecią Rzeszą było taką samą mrzonką, jak wiara w skłonienie Stalina do kompromisów. I jeśli wielbiciele Studnickiego i mocarstwowych wizji podboju ZSRR sądzą, że polscy politycy ograliby Hitlera, to nie ma bardziej dobitnego dowodu na ich odrealnienie.

A argument o ocaleniu Żydów? Jak pisze Piotr M. Majewski, już po Monachium Czechy, chcąc przypodobać się sojusznikowi, wdrożyły kurs antysemicki. Po utworzeniu Protektoratu przedstawiano Niemcom własne projekty antyżydowskich restrykcji, i to niezwykle ostrych. Kolaboracyjne władze i policja miały swój udział w Zagładzie. Czy w Polsce byłoby inaczej? Jeżeli Polska zachowałaby pełną suwerenność i do głosu nie doszliby popierani przez Berlin (jak w innych państwach) antysemiccy radykałowie… Jednak całkiem prawdopodobny byłby inny rozwój sytuacji, od zainstalowania w Polsce władzy potulnej wobec Berlina po różne formy okupacji i ograniczania suwerenności. A co nastąpiłoby wówczas?

I na koniec warto przypomnieć jedno: mimo ugodowości władz Protektoratu, mimo starań Moravców i rodzimych faszystów, Hitler i tak po zwycięskiej wojnie zamierzał uczynić z Czechów niemieckich niewolników. Zatem, jak to się mówi, cały pogrzeb na nic. Kolaboracja nie spowodowała zmiany nazistowskich planów wobec słowiańskich „podludzi”.

Tak zwana dyskusja o 1939 roku jest nie tyle kontrowersyjna, bo nie ma nic kontrowersyjnego w dyskutowaniu na temat tego, jak politycy powinni się zachować w danym momencie historii. Jej główną wadą jest potworna płytkość, oderwanie od historycznych realiów i nie tyle wybiórcze traktowanie faktów, co po prostu całościowe ignorowanie tych, które do tezy nie pasują. Książka Piotra M. Majewskiego może być najlepszym zamknięciem tej debaty.

Piotr M. Majewski: Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami: Protektorat Czech i Moraw 1939-1945. Warszawa, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2021.

(mr)