Polityk niezmienny w swoich przekonaniach jest w dzisiejszych czasach niczym osiemnastoletnia dziewica: takie przypadki występują jedynie wśród osobników zdecydowanie mało atrakcyjnych. Dziewice zostawmy w spokoju, ale wracając do polityków: wśród tych, których można określić mianem pierwszoplanowych w ostatnim trzydziestoleciu, nie ma ich zbyt wielu.
Dajmy teraz mały upust złośliwej satysfakcji i wspomnijmy tych, którzy przetoczyli się przez niemal całe spektrum sceny politycznej – oczywiście, tych najważniejszych. Stefan Niesiołowski, zaczynający od ZChN, a kończący (w fatalnej atmosferze) jako akolita Tuska; Michał Kamiński, który przebył długą drogę od „pedałów” do walki z homofobią; Paweł Kukiz, który z antysystemowca dość szybko przedzierzgnął się w satelitę mocno etatystycznego i siłą rzeczy prosystemowego PiS… Oczywiście niemal zawsze słyszymy, że to nie poglądy polityków się zmieniają, ale świat wokół nich. Wzruszająco naiwne, jak słowa czterolatka, który twierdzi, że samochód stoi, a krajobraz za oknem się przemieszcza.
I na tym tle Marek Jurek ze swoją konsekwencją i niezmiennością poglądów to rara avis. Za wierność swoim poglądom zapłacił odejściem z głównego nurtu polityki – i była to decyzja świadoma, a nie błąd w politycznych kalkulacjach. Wspiera konsekwentnie ruch pro life, co dzisiaj wymaga większej odwagi i większego zaangażowania, niż w czasach obowiązywania tak zwanego kompromisu aborcyjnego. Nie trzeba się zgadzać z Markiem Jurkiem – a sądzę, że przytłaczająca większość Polaków się z nim nie zgadza – by konsekwencję docenić.
Wydawnictwo Dębogóra wydało zbiór krótkich tekstów, komentarzy do wydarzeń w Polsce w ostatnich kilku latach. Ukazywały się one m.in. w kwartalniku „Christanitas” i „Gościu Niedzielnym”. Pisane z pozycji ortodoksyjnego katolika i niewzruszonego prawicowca, nie są, łagodnie mówiąc, przepełnione optymizmem. Marek Jurek – przeciwnik kompromisu w sprawie przerywania ciąży – jest również przeciwnikiem kompromisu jako środka do utrzymania władzę przez centroprawicę. Wierność ideałom, niczym hrabia Chambord, który wolał biały sztandar od francuskiego tronu. W taki sposób przechodzi się do historii, ale na kształtowanie tejże historii nie ma się wpływu. Można pretendować do roli budziciela sumień, lecz na tym koniec. Jeśli ktoś uznaje blef za rzecz niedopuszczalną, jego sprawa, jednak wówczas nie powinien siadać do pokera.
Marek Jurek w pewnym momencie rzucił karty i odszedł od pokerowego stolika. Śledzi jednak niezmiennie toczącą się rozgrywkę, a jego uwagi często bywają celne. Mimo – a może dlatego właśnie – że są uwagami człowieka, który spodziewał się po wolnej Polsce czegoś o wiele lepszego, uczciwszego, wypełnionego zasadami, niż to, co się w końcu w bólu i przepychankach ukształtowało. Ba, to, co się ukształtowało, nie budzi przywiązania żadnej z grup politycznych kibiców – popatrzmy na dzisiejszy bojkot demokratycznie wybranej władzy przez zwolenników „demokratycznej” opozycji i groteskowe śpiewy „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie” przed rokiem 2015… Jurek nie odcina się jednak od Polski tylko dlatego, że nie jest ona taka, jaką sobie wymarzył – i to go różni od wielu dzisiejszych polityków i ich kiboli.
Bez takich Marków Jurków być może to polskie sukno dawno by zwolennicy Realpolitik rozszarpali.
Marek Jurek: 100 godzin samotności albo rewolucja październikowa nad Wisłą. Dębogóra, Wydawnictwo Dębogóra, 2021.
(mr)