W ciągu ostatniego roku władze Rosji gorączkowo przyjmowały kolejne represyjne ustawy i nasilały prześladowania wobec środowisk niezależnych, by wyeliminować wszelką nieprzewidywalność z polityki wewnętrznej przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu 2021 r. Rozwój wydarzeń na pozornie stabilnej Białorusi ożywił lęki Kremla przed „kolorową rewolucją”. Według sondaży, kremlowska partia Jedna Rosja byłaby w stanie zdobyć zwykłą większość w Dumie Państwowej, mimo spadającego poparcia elektoratu. Jednakże celem Kremla jest, jak się wydaje, co najmniej konstytucyjna większość dwóch trzecich mandatów, demonstrująca rzekomą jedność narodu i władzy.
Rządzący zmierzają do monopolizacji sfery politycznej i likwidacji (realnych lub potencjalnych) ognisk oporu przeciwko zaostrzaniu się kursu autorytarnego. Dążą do kryminalizacji wszelkiej niezależnej aktywności – czy to stricte opozycyjnej, czy obywatelskiej, do sparaliżowania niezależnych mediów i organizacji pozarządowych, cenzurowania nauki, izolacji społeczeństwa rosyjskiego od wpływów Zachodu.
Od początku roku przetacza się przez Rosję fala represji, związana z protestami w obronie uwięzionego opozycjonisty, Aleksieja Nawalnego. Jego struktury zdelegalizowano (w czerwcu sąd uznał je za „ekstremistyczne”), a osoby wspierające go w ostatnich latach są nie tylko karane grzywnami i aresztami, ale mogą też, na mocy ustawy z czerwca 2021 r., zostać pozbawione prawa startowania w wyborach, co stanowi rażący przykład działania prawa wstecz. Jako nielegalną (bez formalnej podstawy prawnej) organy ścigania traktują też organizację Otwarta Rosja Michaiła Chodorkowskiego. W obu przypadkach „przestępstwem” była konsekwentna krytyka autorytarnego modelu rządów, a także aktywna mobilizacja przedwyborcza, w tym nawoływanie do głosowania na konkurentów kremlowskiej partii Jedna Rosja.
Na celowniku władz znalazł się też Internet (Runet). Kremlowi przyświecają dwa zasadnicze cele. Pierwszym jest zminimalizowanie dyskursu krytycznego wobec władz, zaszczepienie obywatelom strachu i autocenzury, uniemożliwienie kampanii na rzecz niezależnych kandydatów i organizacji protestów powyborczych. Drugim – testowanie technologii cyfrowych pozwalających na „dyskretne”, tzn. niepozostawiające jednoznacznych śladów, fałszowanie wyników głosowania internetowego.
Cel pierwszy: zakneblować społeczeństwo
W ciągu ostatniej dekady przyjęto szereg przepisów karzących za krytykę władz online, umożliwiających arbitralne blokowanie stron internetowych bez wyroku sądu, utrudniających pracę wolnych mediów (m.in. na mocy ustawy o „agentach zagranicznych”). Prym w tych działaniach, oprócz służb specjalnych, wiedzie agencja ds. kontroli sfery komunikacji – Roskomnadzor. W swoich cenzorskich zapędach władze otwarcie powołują się na potrzebę ochrony obywateli przed „wojną informacyjną” prowadzoną przez Zachód i „ingerencją w wewnętrzne sprawy Rosji”.
Mimo coraz surowszych przepisów, sieć w znacznej mierze pozostawała strefą wolności słowa, w której nie tylko skutecznie nagłaśniano patologie rosyjskiego systemu władzy, ale też organizowano przedwyborczą mobilizację obywateli. W 2020 r. Internet zdetronizował kontrolowaną przez Kreml telewizję jako główne źródło pozyskiwania informacji. Internauci mają znacznie lepsze nastawienie do Zachodu i rosyjskiej opozycji niż odbiorcy telewizji, częściej tez popierają protesty. Wszystko to budzi poważne zaniepokojenie rządzących; są oni świadomi stopniowego pogarszania się nastrojów społecznych, głównie z powodu narastającej biedy i braku perspektyw rozwoju.
Pod koniec 2020 r. nastąpiło wyraźne przyspieszenie ofensywy wymierzonej w wolność słowa w sieci, nasila się również inwigilacja ze strony służb specjalnych. M.in. na podmioty zarządzające mediami społecznościowymi nałożono szereg obowiązków związanych z usuwaniem treści „zabronionych przez prawo”. Należy do nich m.in. informowanie o demonstracjach niesankcjonowanych przez władze (w Rosji de facto zlikwidowano wolność zgromadzeń). Internauci są masowo karani nawet za repostowanie wpisów o protestach. Wprowadzono też możliwość blokowania (lub spowalniania pracy) takich serwisów jak Facebook, Twitter czy YouTube, jeśli będą one „dyskryminować” podmioty rosyjskie (w praktyce jest to narzędzie obrony okołokremlowskich propagandystów siejących dezinformację).
W 2021 r. po raz pierwszy zastosowano ustawę o „suwerennym Internecie” przyjętą dwa lata wcześniej. Oficjalnie celem ustawy jest stworzenie infrastruktury i procedur pozwalających na scentralizowane (bez pośrednictwa operatorów) zarządzanie Runetem w sytuacji odcięcia go od zagranicznych serwerów (np. wskutek „agresji cybernetycznej” USA). Rzeczywistą ambicją rządzących jest jednak cenzura i skuteczne tłumienie protestów. Przewidziane ustawą wykorzystanie techniki sieciowej DPI – Deep Packet Inspection – pozwalającej na analizowanie treści pakietów danych, ma umożliwiać wybiórcze odłączanie Runetu, blokowanie lub spowalnianie określonych serwisów czy przepływu określonych danych.
Pierwszym przypadkiem scentralizowanego zastosowania DPI na skalę ogólnorosyjską było spowalnianie Twittera w marcu 2021 r., w reakcji na odmowę usuwania przez serwis „nielegalnych” treści (w dużej mierze politycznych). Jak się wydaje, przykład mało popularnego w Rosji Twittera miał podziałać odstraszająco na innych międzynarodowych gigantów IT (w Rosji najbardziej popularny jest YouTube z 80 mln użytkowników) i skłonić ich cenzurowania treści zgodnie z interesem politycznym Kremla. Eksperyment z Twitterem ujawnił jednak słabość wypracowanych rozwiązań: m.in. odnotowywano problemy w funkcjonowaniu szeregu przypadkowych stron i serwisów internetowych, w tym portali rządowych, a normalną pracę Twittera można było łatwo przywrócić przy pomocy VPN-ów.
Pojawiły się też przepisy pozwalające na arbitralne (bez sankcji sądu) blokowanie przez Roskomnadzor „nielegalnej” agitacji przedwyborczej w Internecie, na wniosek komisji wyborczych różnych szczebli. Ma to być kolejny instrument kneblujący rosyjską opozycję demokratyczną.
Cel drugi: czary nad cyfrową urną
Możliwość głosowania przez Internet została po raz pierwszy wprowadzona na wyborach regionalnych w Moskwie w 2019 r. Już wówczas eksperci wskazywali na poważne usterki techniczne, a także na brak możliwości weryfikacji procedury przez niezależnych obserwatorów pod kątem jej przejrzystości i uczciwości (w tym ochrony danych osobowych). Kandydaci władzy wszędzie uzyskali lepsze rezultaty online niż w głosowaniu tradycyjnym. W co najmniej jednym okręgu oficjalna przegrana opozycjonisty mogła bezpośrednio wynikać z manipulowania wynikami w sieci.
W 2021 r. możliwość głosowania przez Internet w wyborach parlamentarnych wprowadzono w siedmiu regionach kraju, w tym w Moskwie, gdzie notowania Kremla są najniższe. Niezależni obserwatorzy nadal nie mają dostępu do pełnej informacji o zastosowanych kodach, co uniemożliwi ocenę wiarygodności wyników. Przedsmakiem tego, jak może wyglądać wrześniowa elekcja, były internetowe prawybory w Jednej Rosji, zorganizowane w maju. Przetestowano wówczas zarówno techniki fałszerstw, jak i mobilizacji zależnego od władz elektoratu. Pracownicy budżetówki byli masowo przymuszani przez pracodawców do rejestrowania się w systemie głosowania, a poza ich danymi osobowymi władze lokalne zbierały informacje o ich poglądach politycznych. Odnotowywano nierzadkie przypadki „głosowania” w systemie bez wiedzy „głosujących”.
Według niezależnej organizacji Gołos, zajmującej się monitorowaniem wyborów w Rosji, niemożliwa jest weryfikacja wyników primaries oraz frekwencji. Podobnie jak w przypadku innych wyborów, pomocniczą wskazówką mogą być tu szacunki rosyjskiego fizyka Siergieja Szpilkina, od lat badającego anomalie wyborcze w Rosji. Na podstawie analizy statystycznej wyników dwudziestu kandydatów, którzy uzyskali najwięcej głosów, uznał on za w pełni wiarygodne jedynie od 1% do 3% głosów, a oficjalną frekwencję – za wielokrotnie zawyżoną. Niejasne jest, czy na masową skalę wykorzystywano dane osobowe osób faktycznie niegłosujących, czy raczej „poprawiano” wyniki na poziomie algorytmów.
Tym samym głosowanie online, zamiast zwiększać transparentność wyborów – instytucji dawno w Rosji skompromitowanej – staje się kolejnym narzędziem autorytarnej władzy. Co istotne, w przeciwieństwie do wyborów offline, w tej formule niezależna obserwacja jest niemożliwa. Znacznie poszerza to pole manewru władz odnośnie do dowolnego kształtowania nowego składu parlamentu.
dr Maria Domańska
Analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Zajmuje się badaniem rosyjskiej polityki wewnętrznej.
Foto: pixabay.com