Rozmowa z Jerzym Kurellą, ekspertem Instytutu Staszica ds. energetycznych, byłym p.o. prezesa PGNiG i prezesem Tauron Polska Energia, ekspertem Parlamentarnego Zespołu ds. Sprawiedliwej Transformacji Energetycznej
Panie Prezesie, w cieniu pandemii, w dużej części niezauważalnie dla obywateli, toczą się dyskusje nad kształtem polskiego rynku energetycznego. Czy rzeczywiście rynek energii w obecnej formie musi ulec przeobrażeniu ?
Przemiany są koniecznością. Obecna struktura rynku energii jest archaiczna, nieefektywna i jesteśmy na skraju jej systemowej zapaści. Konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie stały, znaczący wzrost cen energii dla odbiorców. Nie wolno więc nam zignorować przemian, które dokonują się w Europie.
Mocne słowa. Czyli co powinniśmy zrobić, aby nie ziścił się katastroficzny scenariusz dla polskiego rynku energii ?
Polska nie ma odwrotu od Europejskiego Zielonego Ładu. Owszem, nie można do niego podchodzić bezdyskusyjnie, pamiętajmy jednak, że jest to największy projekt polityczny, gospodarczy i społeczny, z jakim wystąpiła Europa od przynajmniej półwiecza. W założeniu ma być odpowiedzią na dwubiegunową dominację USA i Chin oraz ostatnią szansą Europy na zaistnienie na globalnej arenie interesów. Stawka tej gry jest bardzo wysoka. W sferze geopolitycznej gra toczy się o polityczną i gospodarczą przyszłość Europy. W sferze bliższej nam chodzi o to, by nasi potomni mogli żyć w czystym środowisku oraz korzystać z przyjaznych człowiekowi i naturze technologii.
Jak Pana zdaniem powinien wyglądać optymalny model rynku energii w Polsce i jakie działania powinny podjąć spółki z sektora paliwowo-energetycznego ?
Jest mi bliska idea koncernów multienergetycznych – sam forsowałem taką strategię w 2013 r. wobec PGNiG, kiedy byłem p.o. prezesa Spółki. Rynek energii dynamicznie się zmienia, a spółki energetyczne i paliwowe muszą odpowiadać na te wyzwania. Strategie spółek mające na celu realizację polityki zeroemisyjnej gospodarki do 2050 r. są mi bliskie i zasługują na wsparcie. Docelowo polska energetyka powinna być obywatelska, zdrowa, efektywna, rozproszona i tania. Ścieżki dojścia do takiego stanu mogą być różne i wymagają, z jednej strony wypracowania przez ekspertów, z drugiej strony konsensusu politycznego.
Jesteśmy w przeddzień podjęcia decyzji, które będą znacząco rzutowały na polski rynek energetyczno-paliwowy. Chodzi o zapowiadane stworzenie koncernu multienergetycznego w oparciu o PKN Orlen, Lotos i PGNiG. O ile wcześniejsze przejęcie Energi przez Orlen nie budziło dużych kontrowersji, to już fuzja z Lotosem wywołuje wiele wątpliwości i zastrzeżeń ekspertów. Najpierw krótko poproszę o argumenty za fuzją, które pojawiają się w przestrzeni publicznej.
Z punktu widzenia Orlenu nabycie w kwietniu 2020 r. akcji Energi było dobrą okazją biznesową. Nie zapominając o kontekście politycznym tej transakcji, zakup ponad 80% akcji Energi za 2,78 mld zł było strzałem w dziesiątkę. Orlen pozyskał energetyczny koncern o jednoznacznie deklarowanym „zielonym” profilu, za 30% jego wyceny na Giełdzie Papierów Wartościowych z kwietnia 2015 r. Nabycie aktywów Energi idealnie wpisywało się w zeroemisyjną strategię Orlenu do 2050 r. oraz zabezpieczało potrzeby Grupy Orlen, w zakresie zapotrzebowania na energię elektryczną i bilansowało aktywa wysokoemisyjne.
Najczęściej pojawiającymi się przesłankami mającymi świadczyć o konieczności nabycia części dzisiejszej GK Lotos przez Orlen, to stwierdzenie, że Lotos w obecnej formule jest za mały i za słaby kapitałowo, aby przetrwać na rynku paliwowym w perspektywie następnych 10 lat. Drugi argument przedstawia kwestię niejako z drugiej strony, czyli zwiększenia globalnej pozycji Orlenu, dzięki właśnie nabyciu części gdańskiej rafinerii i kilkudziesięciu stacji z sieci Lotosu. Dość cicho w tym kontekście mówi się o naturalnych oszczędnościach operacyjnych, które zostałyby osiągnięte poprzez likwidację dublujących się funkcji w obu spółkach.
A teraz lista kontrowersji – przynajmniej tych najważniejszych.
Przede wszystkim wskazuje się na wątpliwości, czy koszty związane z tą transakcją nie przekroczą potencjalnych korzyści w postaci nabycia 50% potencjału rafinerii Lotosu. Czy warto sprzedać nowoczesne aktywa Lotosu i dodatkowo część biznesu Orlenu, aby mieć wpływ tylko na 50% biznesu rafineryjnego Lotosu? Kontrowersje budzą również zapowiadane synergie kosztowe. Na to zwracał uwagę były już wiceprezes Lotosu Jarosław Kawula. Połączony potencjału obu spółek, stanowić będzie mniej niż 1% globalnego rynku ropy naftowej (0,75%+0,25%). Takie wielkości są absolutnie pomijalne, jeśli chodzi o siłę przetargową przy globalnych zakupach ropy naftowej.
Najwięcej obaw budzi jednak fakt wpuszczenia bardzo silnego konkurenta dla Orlenu na polski rynek paliwowy. Podmiot ten przejmie nie tylko 389 stacji paliwowych, ale i związany z tym rynek oraz potencjał dla sprzedaży paliw, energii elektrycznej, gazu czy wodoru. Nie mówiąc już o innym asortymencie wysoko marżowej sprzedaży detalicznej. Wskazuje się także, że Orlen nabywa „schyłkowy” biznes rafineryjny, który długofalowo traci na wartości. Pozbywa się zaś perspektywicznej część biznesu, która ma szansę generować wysoką marżę i przychód. Kłóci się to z multienergetyczną strategią Orlenu i dywersyfikacją jego działalności.
Sam mam wątpliwości czy sprzedaż prawie 400 stacji benzynowych, 50% produkcji rafineryjnej Lotosu oraz tak ważnej części jak produkcja paliwa lotniczego, którego Lotos jest największym w Polsce producentem, jest warte zwiększenia ogólnego przerobu ropy naftowej przez Orlen o ok. 10%.
A jaki wpływ ta transakcja będzie miała na politykę energetyczną Polski ?
Proponowane procesy połączeniowe mają istotny wpływ na politykę energetyczną Polski na najbliższe trzydzieści lat i nie są uwzględnione w PEP2040. Uważam za absolutnie celowe przeprowadzenie debaty, z udziałem ekspertów głównych sił opozycyjnych, podczas której zostałyby wyjaśnione, podnoszone w przestrzeni publicznej, wątpliwości i pytania związane z procesem powstawania takiego podmiotu jak „nowy” Orlen. Tak ważne projekty muszą być dokonywane przy możliwie szerokim konsensusie, tak aby wypracować optymalny model rynku i nie narażać inwestorów oraz akcjonariuszy na ryzyko odwracania procesu w przypadku zmian politycznych.
Politycy niezwykle chętnie wypowiadają się na temat fuzji, chociaż ich wiedza jest, oględnie mówiąc, niewystarczająca…
Podkreślę raz jeszcze – chodzi o swoisty „okrągły stół” ekspertów, nie polityków. Ci ostatni, chociaż chętnie zabierają głos również w sprawie połączenia koncernów, winni opierać się na ekspertach, a nie intuicji czy politycznej kalkulacji. Przykład budowy bloku węglowego w elektrowni w Ostrołęce dobitnie pokazuje, że decyzje inwestycyjne podejmowane wbrew niemal jednolitej, negatywnej opinii ekspertów, kończą się nie tylko poważnymi perturbacjami na rynku energii, ale i przynoszą wielomiliardowe straty inwestorom i akcjonariuszom. Półżartem, ale całkiem na serio można powiedzieć, że przejęcie Energi przez Orlen, przynajmniej uratowało sektor energetyczny przed poniesieniem kolejnych, nie potrzebnych, miliardowych kosztów na budowę „ostatniej” elektrowni węglowej. Idąc za postulatami nestora polskiej energetyki dr Jacka Szyke, chciałbym zwrócić uwagę na krytyczną kwestię profesjonalnego doboru kadr do prowadzenia tak złożonych przedsięwzięć gospodarczych. Bez tego nawet najlepsze projekty będą skazane na porażkę.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Radosław Konieczny