Znacie Państwo legendę o diable i zbożu? Otóż diabeł, widząc człowieka taszczącego wielki worek z ziarnem, porwał worek, uniósł wysoko, rozsypał ziarna, a żeby dokonać dzieła zniszczenia, wdeptał je mocno w ziemię. Efekt był inny od zamierzonego: wyrosły piękne kłosy. Jest szansa na to, by i efekt ostatniej kampanii czarnego PR wokół polskiej broni był jak z tej legendy. Kampania dyskredytująca karabinek GROT została ośmieszona, a polska broń, jak się okazuje, ma powodzenie wśród cywilnych użytkowników na rynku amerykańskim.
Czas i niepamięć zaczynają pokrywać akcję wymierzoną w polską broń, a podjętą przez jeden z portali, warto więc przypomnieć jej szczegóły. Karabinek GROT – pierwsza polska oryginalna konstrukcja karabinka po II wojnie światowej – mógłby być symbolem tego, co łączy. Do produkcji skierowano go w ostatnich miesiącach rządów PO-PSL, a konstrukcję unowocześniano za PiS. Nareszcie coś, co może wymknąć się osi politycznych podziałów? Niestety, w oparciu o zagadkowy test, przeprowadzony w nieznanych warunkach, w nieznany sposób, przy nieznanych świadkach przez osobę, która, mówiąc kolokwialnie, ma „na pieńku” z radomskim zakładem, ukuto teorię, że GROT jest wadliwy i niebezpieczny. Wniosków z domniemanego testu nie poparł żaden poważny ekspert, natomiast pojawiły się liczne opinie broniące dobrego imienia polskiego produktu. Ba, nawet w mediach bardzo krytycznych wobec obecnej władzy. Z drugiej strony, niestety, część polityków opozycji wykorzystała sytuację do nagłośnienia insynuacji i nadania im politycznego odcienia. Nie bacząc na to, że obecny rząd, a nawet ich partie, kiedyś przeminą, a polska broń zostanie. A złą opinię łatwo jest rozpropagować, a później trudno walczy się z jej skutkami.
Instytut Staszica zabierał głos w tej sprawie, wskazując na to, że polski przemysł zbrojeniowy ważny jest nie tylko dla bezpieczeństwa państwa. Jest istotny również dla rozwoju naszej gospodarki. Bo silna, nowoczesna zbrojeniówka, to szansa na eksport, na wspólne projekty realizowane razem z zagranicznymi partnerami. Jednak żeby taka szansa stała się realna, trzeba dbać o markę. O PR, kolokwialnie mówiąc.
Radomska Fabryka Broni poinformowała niedawno o dwóch sukcesach – ilościowo rzecz mierząc, może drobnych, lecz wizerunkowo zauważalnych. W lutym amerykańscy partnerzy zakładu, Arms of America oraz Atlantic Firearms, wprowadzili do swojej oferty Mini Beryl Pistol, kal. 223 Rem. Dostarczona partia rozeszła się… w kilka minut. Partie kolejnych karabinków z rodziny beryli, które trafiły za Ocean w marcu, powtórzyły sukces. Amerykanie mówią, że polskie konstrukcje budzą duże zainteresowanie i uznanie wśród tamtejszych miłośników i znawców broni palnej. Sportowa seria beryla to efekt ćwierćwiecza prac i stałego udoskonalania, modyfikacji. Polska myśl techniczna w najlepszym tego słowa znaczeniu.
„Ale przecież nam powinno chodzić o wielotysięczne dostawy dla armii całego świata” – powiedzą sceptycy. Tak, ale to jest, można powiedzieć, ukoronowanie sukcesu. Żeby ten sukces osiągnąć, należy zadbać o własną markę. O to, by polska broń kojarzyła się z nowoczesnością, dobrą konstrukcją i niezawodnością. By uświadomić światu, że nie jesteśmy od produkcji śrubek i podzespołów, lecz dysponujemy dobrymi konstruktorami i rozumiemy, czego oczekuje rynek. Rynek zbrojeniowy ma swoją specyfikę, lecz jakiż rynek jej nie ma? Niemniej reguły pozostają te same, czy chodzi o broń, sprzęt medyczny, czy auta.
Sukcesowi trzeba dopomóc. Przynajmniej – to do polityków – nie przeszkadzać. Może i bezwiednie wszystkie strony naszej domowej wojenki przyjęły zasadę, że wszystkie chwyty są dozwolone, lecz chyba nie taktykę „spalonej ziemi”. Zwycięzca nie będzie miał w końcu czym rządzić, tylko będzie zmuszony zajmować się odbudową zniszczeń. Tego, co zniszczono pochopnym wplątywaniem w politykę, kampaniami dyfamacyjnymi, bezmyślnymi słowami. Tak, jak Polska nie jest własnością tej czy innej partii, tak nie są nią również nasze narodowe marki.
Tekst ukazał się w kwietniowym numerze miesięcznika „Home & Market”
Dawid Piekarz
Wiceprezes Instytutu Staszica