Twoje pokolenie nie odejdzie w cień – wspomnienie o Janku Lityńskim

Browse By

Gdy uroczystości pogrzebowe na warszawskich Powązkach rozpoczynają się od przeboju grupy The Rolling Stones: „Satisfaction”, a kończą „Here Comes the Sun”, The Beatels, to można być pewnym, że żegnamy muzyka, lub przynajmniej miłośnika i znawcę muzyki rockowej. Janek nim był.

Gdy w kościele i na cmentarzu mowy pożegnalne wygłaszają m.in Bronisław Komorowski, Adam Michnik i Władysław Frasyniuk i odczytany zostaje list od Lecha Wałęsy, to znaczy żegnamy osobę dla naszego kraju szczególnie zasłużoną. Janek był właśnie taką osobą.

Gdy prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wnioskuje od nadanie Schronisku na Paluchu imienia Jana Lityńskiego, to znaczy że Janek był też miłośnikiem zwierząt. Przypomnijmy, zginął tragicznie. Utonął w Narwi. Załamał się pod nim lód, gdy ruszył ocalić swojego psa, który wpadł do wody.

Ratował zwierzaka, ratował w 76 roku represjonowanych robotników z Radomia i Ursusa, udzielając wszelkiej możliwej pomocy. Tak narodził się Komitet Obrony Robotników, wówczas chyba największa organizacja opozycji antykomunistycznej w całym bloku Wschodnim.

Ale Janek opozycjonistą był już dużo wcześniej, właściwie od lat szkolnych. Janek, osoba bardzo otwarta i towarzyska, obracał się w różnych środowiskach. Jego bliskim kolegą był niejaki Witek. Otóż Witek głosił, jak na początki lat pięćdziesiątych, dość osobliwe poglądy polityczne, na przykład na temat Związku Radzieckiego. Janka, wychowanego w komunistycznej rodzinie, to zaintrygowało. Witek, za psioczenie na Sowietów i komunizm, wylądował w domu dziecka. Rok 56 i interwencja radziecka na Węgrzech. Jan już wiedział, że to Witek miał rację. Organizował zbiórkę pieniędzy na rzecz protestujących Węgrów.

Na początku lat 60-tych poznał Adama Michnika, który zrobił na nim duże wrażenie. Zakumplowali się. Adam zakładał wtedy Klub Poszukiwaczy Sprzeczności, nieformalną organizację dyskusyjną członków Związku Młodzieży Socjalistycznej. Socjalistycznej? Tak, bo tamta ówczesna opozycja była wewnątrzsystemowa. W jednym w z wywiadów Janek przyznaje szczerze: byliśmy marksistami i bardzo powoli z tego wychodziliśmy.

Kolejne przełomy w myśleniu Janka, to aresztowanie Kuronia i Modzelewskiego, i rok 68, czyli protesty studenckie przeciwko zdjęciu „Dziadów” Adama Mickiewicza ze sceny Teatru Narodowego. Można powiedzieć, że wtedy Janek przeszedł na opozycyjne zawodowstwo. Co mu pozostało? Z Uniwersytetu został wyrzucony i skazany na 2.5 roku więzienia. Po odsiadce pracował jako barman i szlifierz. I tak mogę ciągnąć całą opowieść o Janku, aktywnym uczestniku wszystkich wydarzeń prowadzących Polaków do wolności i niepodległości. Czytelnicy dwutygodnika Instytutu Staszica znają dobrze współczesną historię Polski. Nie będę zanudzał. Pokazałem jak rodziły się poglądy i postawy Janka. To teraz o tym, jak odnalazł się w wolnej Polsce i jaki był prywatnie.

Poznaliśmy się chyba w 1988 roku, Lit ( tak zwał się dla przyjaciół, a miał ich mnóstwo), wrócił ze strajku w kopalni na Śląsku, gdzie jeszcze nielegalna „Solidarność” skierowała go by ogarnął temat. Potrzebna mi była relacja do podziemnego tygodnika „Wola”. Odwiedzam Lita w jego mieszkaniu na ul. Filtrowej. Na podłodze dużo pustych flaszek, pewnie po jakiejś imprezie. Janek opowiada precyzyjnie o strajku. Byłem pod wrażeniem jego elokwencji i otwartości. Widok flaszek mnie nie zdziwił, w podziemiu piło się dużo, ale na strajkach nigdy.

Janek był człowiekiem wielowymiarowym. Wszystkim się interesował: sportem, malarstwem, literaturą, historią. Świetnie gotował. Spokojny, opanowany, dowcipny i mądry. Na imprezie, na której widzieliśmy się po raz ostatni, żartował, że twórcą PiS był Jerzy Buzek, bo powołał Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości.

Gdy był doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego, odwiedzałem go w Kancelarii przy Wiejskiej. Miał gabinet vis a vis gabinetu Henia Wujca i wspólny sekretariat. Henia pożegnaliśmy w sierpniu ubiegłego roku. Ich mogiły, tak jak gabinety, też są po sąsiedzku. W Alei Zasłużonych. Coraz więcej świeczek muszę nosić na Powązki. Specjalnie mnie to nie martwi, bo spotkamy się w niebie. Lit przyjął chrzest w obozie internowania, ja jestem agnostykiem, ale coś załatwimy. Janek jest pewnie i w takich sprawach świetnym negocjatorem. Tak, jak w PLL LOT, gdzie był doradcą prezesa ds. dialogu społecznego. Wielogodzinne negocjacje, podczas których Janek zawsze merytorycznie perfekcyjny, bawił się łyżeczką od kawy, i u związkowców miał ksywkę „łyżeczka”.

Jak się odnalazł w wolnej Polsce? Tak sobie, jak na jego potencjał. Był posłem trzech kadencji. Nie pełnił znaczących funkcji, nie był rozgrywającym, nie ustawiał układów polityczno-gospodarczych. Nie ten typ. To polityk odchodzącego pokolenia pasjonatów i ideowców, ludzi którzy w niepodległej już Polsce kontynuowali działalność rozpoczęta przeważnie w 1968 roku. Nie myśleli w kategoriach kariery, awansu, stanowisk, apanaży. Janek, gdy był posłem jeździł na rowerem. Gdy zaprosiłem go do panelu w domu kultury na Mokotowie, przyjechał miejskim autobusem.

Większość obecnych polityków młodszego pokolenia, to wytwory marketingu politycznego z przekazami dnia otrzymanymi z centrali, przemieszczjący się od świtu do nocy po kolejnych telewizjach i radiach. W dużej części ludzie, którzy formację polityczną traktują jak korporację, gdzie trzeba się rozpychać łokciami, kogoś sfaulować, budować tzw. rozpoznawalność, powstawiać swoich ludzi, gdziekolwiek się da, zebrać fundusze na własną kampanię wyborczą. Wyjaśnia to Adam Michnik przy okazji swojego wspomnienia o Janku, dając tytuł artykułu: „Bez Janka świat będzie gorszy”.

Janku, sorry ale po informacji o Twojej śmierci trochę się nawaliłem i wrzuciłem apel na Facebooku, żeby na Powązki, Twoi przyjaciele przyszli ze swoimi psami. Nasi wspólni koledzy wyjaśnili mi, że pogrzeb to nie performens. Ale to był pogrzeb artystyczny, więc dorzucę do odegranych utworów jeszcze jeden, który powinien nam być bliski. Tym razem zespół Kombi:

Każde pokolenie ma własny czas

Każde pokolenie chce zmienić  świat

Każde pokolenie odejdzie w cień

A nasze – nie

Jerzy Wysocki

Dziennikarz i publicysta, działacz opozycji demokratycznej w latach 80., a w latach 90. – Kongresu Liberalno-Demokratycznego,. Autor książki „Głos cynika. Terapia liberalna”.