Czy Biden wywróci naszą architekturę bezpieczeństwa ekonomicznego?

Browse By

Od oficjalnego poznania zwycięzcy wyborów w USA dzieli nas zapewne parę zwrotów akcji, niemniej warto przenalizować, jak wyglądać będzie nasza współpraca z USA pod rządami Joe Bidena, zwłaszcza w obszarze bezpieczeństwa ekonomicznego. Czy powinniśmy się spodziewać radykalnego zwrotu czy raczej kontynuacji?

W tego typu ocenach często przeceniany jest czynnik personalny (tym bardziej to, co się mówiło w kampanii wyborczej), natomiast niedoceniany jest istotny zwrot w polityce USA, jaką wykonał Donald Trump i który nie wydaje się być ani łatwy, ani korzystny do „odkręcenia” przez USA. Przez wieki mówiono o Anglii, że nie ma sojuszników, ma tylko interesy. USA z konieczności mają sojuszników, ale interesy z reguły biorą górę w kalkulacjach politycznych.

Ze Stanami prowadzimy generalnie trzy projekty z zakresu bezpieczeństwa niemilitarnego –  projekt Trójmorza, zaopatrzenie w gaz LNG z USA (oraz blokowanie przez Amerykę budowy North Stream2) i projekt elektrowni atomowej.

Dlatego z racjonalnej perspektywy trwałość tych projektów wydaje się niezagrożona nawet pomimo zmiany w Białym Domu. Zacznijmy od Trójmorza. Chęć roztaczania swego rodzaju politycznego parasola nad tym projektem jeszcze przez wyborami zadeklarował sztab Bidena (Trumpa zresztą też). Poza tym ten projekt, siłą rzeczy, służy amerykańskim interesom.  Zakłada bowiem emancypację strefy poradzieckiej od „starej UE”, zwłaszcza w kwestii energetyki i infrastruktury, a chodzi o państwa grające z USA do jednej bramki. Z jednej strony zainteresowane są asertywną polityką wobec Rosji, zwłaszcza w obszarze bezpieczeństwa i energii, z drugiej – budową własnej strefy handlowej i politycznej w ramach Unii. Dla USA, podobnie oceniających politykę Brukseli w tych obszarach, parasol polityczny nad tym projektem jest absolutnym wzmocnieniem ich interesów w Europie.

Kolejnym punktem jest elektrownia atomowa, w sprawie której kolejne dokumenty intencyjne są właśnie podpisywane. To już dla Stanów w zasadzie czysty biznes. Sprzedaż technologii atomowych na świecie zamiera, głównie dlatego, że z jednej strony wypierają ją technologie OZE (zwłaszcza w Europie), zaś kraje, w których jeszcze się je buduje – Rosja, kraje dawnego ZSRR, Chiny czy Japonia – dysponują własnymi technologiami i oferują je w swoich strefach wpływów ekonomicznych. Na placu boju pozostałaby Francja, ale wobec takiej a nie innej geopolityki Polski wybór technologii amerykańskiej wydaje się oczywisty. Równie oczywiste jest dla Amerykanów, że raczej poza nami mało kto tę technologie kupi właśnie od nich. To sprawia, że nie tylko możemy być spokojni o chęć drugiej strony do transakcji, ale też pokazuje, że my możemy ostrzej negocjować jej warunki.

Najbardziej skomplikowaną sprawą będzie gaz, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, demokraci zapowiadają „zielony new deal” czyli przestawianie gospodarki amerykańskiej na zieloną energię, a przede wszystkim rezygnację z wydobywania gazu i ropy z łupków. Tymczasem to właśnie łupki uczyniły z USA eksportera ropy i gazu, zamiast największego ich importera, jak jeszcze 15 lat temu. Oczywiście Trump nie wahał się agresywnie wchodzić z LNG do Europy, natomiast spełnienie zapowiedzi Bidena pozbawiłoby Stany Zjednoczone produktu, którym mogą handlować. Tym niemniej można założyć, że nawet gdyby USA chciały ten plan realizować, to wstrzymanie wydobycia (a lobby oil&gas jest w USA niezwykle wpływowe i skuteczne!) potrwałoby dłużej niż dekadę, a na taki termin opiewają nasze kontrakty. Poza tym w miarę rozwoju zielonych technologii wolumeny dostępnego gazu na świecie będą raczej rosnąć, zatem nie jest to problem realnie nas dotykający.

Nieco inaczej może mieć sprawa z North Stream 2. Trump, wprowadzając sankcje na firmy budujące i finansujące rurociąg, doprowadził de facto do przerwania prac przy nim, a być może nawet do finalnego zarzucenia tego projektu. Pamiętajmy, że w budżecie obronnym USA, który musi być uchwalony do końca tego roku, jest propozycja kolejnych sankcji i nie wydaje się, aby Biden zarzucił ten kierunek powstrzymywania Rosji zapoczątkowany przez Trumpa.

Inną okolicznością jest za to kwestia propozycji Berlina ściślejszego sojuszu ekonomicznego i militarnego pomiędzy Niemcami a USA. Oczywiście teoretycznie była ona sformułowana niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu, ale siłą rzeczy dla Bidena jest na bardziej kusząca i wpisująca się w jego politykę. Tu jest ryzyko, że „odpuszczenie” NS2 przez USA będzie ceną za nowy pakt z Niemcami, natomiast, po pierwsze, pewnie nawet Biden obwaruje go warunkami osłabiającymi Rosję w tym układzie, po drugie zaś i tak dwa lata temu mogliśmy pomarzyć o zastopowaniu NS2 i prowadzimy politykę konkurencyjną w stosunku do niemieckiej, stąd w najgorszym razie będziemy mieli po prostu sytuację, na jaką od sześciu lat i tak się przygotowujemy.

Dr Dawid Piekarz

Wiceprezes Instytutu Staszica

Foto: joebiden.com