SPD kusi Scholzem, ale szału nie ma

Browse By

Olaf Scholz (62), federalny minister finansów Niemiec od 10 sierpnia jest już oficjalnym kandydatem socjaldemokratów (SPD) na kanclerza Niemiec. Ta nominacja pokazuje jak głęboki kryzys tożsamości trawi SPD i dowodzi, że ostry skręt w lewo nie wyszedł partii na zdrowie. Wystawienie do wyścigu o Kanzleramt akurat Olafa Scholza, polityka, który przegrał z Saskią Esken i Norbertem – Walterem Borjansem zeszłoroczny plebiscyt na przewodnictwo w partii jest niczym publiczna samokrytyka. I rozpaczliwa próba odcięcia się od wizerunku partii nieporadnej, działającej po omacku.

Kim jest Olaf Scholz? Pragmatykiem, byłym burmistrzem Hamburga, aktualnym federalnym ministrem finansów i wicekanclerzem, który w pierwszym rządzie Angeli Merkel (2007-2009) odpowiadał za resort pracy i polityki społecznej. I jest Olaf Scholz politykiem związanym z Seeheimer Kreis, czyli z konserwatywnym skrzydłem SPD powstałym w połowie lat 70. XX w odpowiedzi na coraz silniejsze marksistowskie prądy w łonie partii. Członkowie tego gremium już w czerwcu 2020 roku ogłosili, że nie widzą na socjaldemokratycznej szachownicy lepszego kandydata na kanclerza od Olafa Scholza. Seeheimerzy – jak zwykli o sobie mówić członkowie grupy, widzą swoją rolę w pilnowaniu politycznego centrum, tak by SPD było zawsze gotowe do podjęcia misji tworzenia rządu zgodnego z naturą Volkspartei. Partią ludową, gdzie dla każdego znajdzie się miejsce.

Szrederianin na kanclerza

W ubiegłym roku Olaf Scholz przegrał batalię o szefowanie SPD. Członkowie partii ostatecznie zdecydowali o powierzeniu jej sterów Saskii Esken i Norbertowi – Walterowi Borjansowi.  Saskia Esken jako członkini opozycyjnej do konserwatywnych Seeheimerów grupy Parlamentarische Linke i Norbert – Walter Borjans domagający się specjalnego podatku dla najbogatszych, krytykujący finansową politykę „czarnego zera” – to ci politycy po niemal dziewięciu miesiącach od konwencji SPD w Berlinie, gdzie oficjalnie zatwierdzono ich na stanowisku przewodniczących partii, teraz wystawiają kandydata, z którym łączy ich jedynie członkostwo w SPD. Olafowi Scholzowi, z jego podejściem do polityki finansowej, sceptycznym stosunkiem do sojuszu z postkomunistyczną partią Linke i dalekimi od lewicowych poglądami, jest dziś bliżej do chadeków niż socjaldemokratów. Zresztą jego współpraca z kanclerz Angelą Merkel układa się dość harmonijnie, Scholz jest szanowany w kręgach chadeckiego koalicjanta, konserwatystom podobało się, że mimo nacisków ze strony własnego środowiska partyjnego bronił odziedziczonej po Wolfgangu Schäuble reguły „czarnego zera” czyli polityki niezadłużania państwa. Pandemia zmieniła wszystko. Ten, który  jeszcze pod koniec 2019 roku odmawiał zaciągania nowych długów a w 2004 roku popierał reformy Gerharda Schrödera znane jako Agenda 2010, teraz ogłaszał kolejne punkty programów pomocowych. Po pandemii koronawirusa Niemcom zostaną w pamięci nie tylko maseczki, wszechobecne środki do dezynfekcji czy masowe demonstracje przeciwników koronowej polityki Berlina, ale i „Bazooka” czyli program finansowego wsparcia dla dotkniętych koronakryzysem opiewający łącznie na 1,4 biliona euro. Jeżeli więc Olaf Scholz miał ambicje przejść do historii Niemiec jako ten, który zaciskał pasa to pandemia mu ten plan pokrzyżowała a popierany przez niego jako ministra rządu federalnego, projekt ratowania Europy w koronakryzysie zasadzający się m.in. na uwspólnotowieniu europejskiego długu, jeszcze dopełnia obrazu kogoś, kto „nie chciał, ale musiał”. I co najważniejsze, ta nowa, wymuszona okolicznościami koronakryzysu twarz Olafa Scholza podoba się zarówno wyborcom CDU i CSU jak i SPD, Linke i Zielonych. Polityk, którego jeszcze w czasie urzędowania jako burmistrza Hamburga nazywano ‘”świętym Olafem”, dziś jest pozytywnie odbierany przez dużą część niemieckiego społeczeństwa. A jednak, pozytywny odbiór to jedno a realne szanse na zastąpienie Angeli Merkel w Kanzleramcie to drugie.

Słaby start

Według ostatnich badań Instytutu Forsa ( 15.08.2020 / RTL – ntv Trendbarometer/ Forsa-Aktuell) gdyby Niemcy mogli wybrać przyszłego kanclerza w wyborach bezpośrednich, na Olafa Scholza zagłosowałoby 16 procent społeczeństwa. To najniższy wynik odnotowany w grupie ewentualnych kandydatów. W zestawieniu największym poparcie cieszy się Markus Söder, przewodniczący CSU, którego kandydatura do tej pory nie została potwierdzona i pozostaje od miesięcy przedmiotem politycznych spekulacji. Na Bawarczyka zagłosowałoby 38 procent Niemców. Drugie miejsce w rankingu przypada kandydatowi Zielonych, Robertowi Habeckowi – 19 procent. Ciekawe, że wśród kandydatów nie pojawia się Armin Laschert (CDU), premier Nadrenii – Północnej Westfalii, typowany przez media na faworyta Angeli Merkel. Ankietowani musieli się zdecydować na jednego z trzech polityków przy czym 27 procent nie wskazało żadnego z nich. Autorzy badań podkreślają, że Olaf Scholz rusza do wyścigu z o wiele skromniejszym poparciem społecznym niż to miało miejsce w przypadku socjaldemokratycznych kandydatów ubiegających się o Kanzleramt w latach ubiegłych. Kiedy w lutym 2017 roku ogłoszono nominację Martina Schulza, popierało go 37 proc. Niemców, Peer Steinbrück w październiku 2012 roku cieszył się poparciem 31 procent a Frank – Walter Steinmeier we wrześniu 2008 roku –  27 procent. Wszyscy przegrali walkę o Kanzleramt z Angelą Merkel, ale tym razem Merkel już nie będzie kandydować, co z jednej stronie może socjaldemokratom dawać cień nadziei na odmianę losu i wyjście ze strefy junior-partnera w Wielkiej Koalicji, z drugiej zaś rodzi pytanie – czy SPD w aktualnej kondycji jest w ogóle zdolne do przejęcia większej odpowiedzialności za sprawy państwa. W wyborach do Bundestagu 2017 roku SPD uzyskało zaledwie 20,5 proc. głosów, gdyby wybory odbywały się teraz, mogliby liczyć na 16 procent. Elektorat socjaldemokratów z roku na rok się wykrusza, część rozczarowana coraz ostrzejszym kursem w lewo przeszła do obozu CDU/CSU, część zmieniła barwy na zielone. Czy Olaf Scholz zdoła uratować SPD przed samą sobą, poprawić sondaże, przekonać rozczarowanych wyborców SPD, którzy z każdym rokiem topnieli w oczach o tym, że socjaldemokracja jeszcze nie jest w Niemczech na wykończeniu? Na razie to chadecy górują i w sondażach i wizerunkowo, wg. sondażu FORSA, CDU/CSU mogłoby liczyć dziś na 36 proc. poparcia i niezależnie od tego, kto w grudniu 2020 roku zostanie na zjeździe CDU wytypowany na kandydata na kanclerza i następcę Annegret Kramp-Karrenbauer, socjaldemokraci będą mieć gorsze karty.

Bez „Czerwonego Kevina” ani rusz

O Saskii Esken i Norbercie – Walterze Borjansie mówi się „przywódcy trzeciego garnituru”, już w kuluarach zjazdu berlińskiego w ub.r. spekulowano, że zwycięstwo zawdzięczają nie własnym kompetencjom, ale szefowi socjaldemokratycznej młodzieżówki JUSOS, Kevinowi Kühnertowi. To ten 31-latek miał wtedy przekonać doły partyjne do postawienia na polityków spoza rządowego establishmentu kreując Esken i Borjansa na ostatnią nadzieję partii, na duet super-bohaterów, który oczyści partię z  osadu schröderowskiej Agendy 2010 i wyciągnie ją z matni junior partnerstwa względem chadeków. 

Gdyby nie Kühnert, na czele SDP stałby dziś nie kto inny jak Olaf Scholz ze swoją partyjną partnerką Klarą Gleywitz. Ówczesny Lider JUSOS od początku tworzenia nowej wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD nie przepuścił żadnej okazji by podważyć jej sens. To on po wyborach parlamentarnych 2017 roku buntował młodszych i starszych przeciw negocjacjom koalicyjnym z chadekami, później co jakiś czas strofował ministrów federalnych z SPD zarzucając im brak suwerenności. Na zjeździe w Berlinie nie tylko przeforsował kandydaturę swoich faworytów, ale sam został jednym z pięciu wiceszefów partii. W kuluarach aż huczało. Młodzi konserwatyści w SPD narzekali, że „miało być trzech wiceprzewodniczących, a jest pięciu. Wszystko by zadowolić czerwonego Kevina”. „Czerwonego” ponieważ to właśnie on zaproponował by znacjonalizować niemiecki przemysł motoryzacyjny, czym wywołał istną burzę. Sojusze się jednak zmieniają. Kühnert 4 sierpnia zrezygnował z funkcji przewodniczącego młodzieżówki i zapowiedział, że będzie się ubiegał o mandat poselski w wyborach do Bundestagu, w październiku 2021 roku. Oficjalny komunikat JUSOS brzmi jak zapowiedź sojuszu z rozsądku między Olafem Scholzem a ambitnym Kühnertem. Młodzieżówka zgodziła się poprzeć Scholza, o ile jej były przewodniczący będzie mógł liczyć na rozwój kariery politycznej przy boku ewentualnego kanclerza Scholza. I kandydat SPD potrzebuje Kevina Kühnerta, po to by odświeżyć i ocieplić swój wizerunek pozbawionego charyzmy urzędnika. Poza tym Olaf Scholz dobrze pamięta, komu zawdzięcza ubiegłoroczną porażkę, sojusz taktyczny z młodym wiceprzewodniczącym opiera się na pragmatycznych przesłankach. Pytanie, na ile trwały okaże się sojusz obu polityków, gdyby Scholzowi udało się dosięgnąć Kanzleramtu.

Zieloni, postkomuniści, liberałowie

Na razie politycy już snują plany odnośnie do możliwej koalicji już po wyborach. Saskia Esken i Norbert – Walter Borjans w wywiadach telewizyjnych już zadeklarowali chęć współpracy z postkomunistyczna Linke i Zielonymi, Olaf Scholz w popularnym tok-szole publicystycznym Sandry Maischberger chwile po tym ostudził emocje wokół czerwono-różowej koalicji, jako ministrowi w rządzie Angeli Merkel jest mu raczej niezręcznie już teraz publicznie odcinać się od chadeckiego partnera. Kevin Kühnert zaś w wypowiedzi dla portalu „watson” ( 19.08) zapowiedział, że SPD uczyni wszystko by zapobiec kolejnej Wielkiej Koalicji z chadekami, ale nie może jej wykluczać. Ton byłego przywódcy młodzieżówki nie jest już więc tak kategoryczny. Nie jest tajemnicą, że największa grupa działająca w ramach SPD czyli Parlamentarische Linke od dawna pielęgnuje dobre stosunki z liderami Linke szykując możliwy grunt pod przyszłą współpracę, ale nawet najbardziej lewicowe kręgi socjaldemokratów rozumieją, że partia – choćby i najbardziej im pokrewna ideowo – mogąca liczyć na 8 procent poparcia, nie wystarczy do zawiązania Koalicji. Dlatego też Esken i Borjans zerkają coraz śmielej w stronę Zielonych a Kühnert nie wyklucza nawet taktycznego sojuszu z liberałami z FDP. Tego typu układ biorą pod uwagę również członkowie uznawanego za pragmatyczne stowarzyszenia Netzwerk Berlin, najmłodszej grupki wewnątrz SPD. I w sumie tylko Seeheimer Kreis wymyka się temu myśleniu sceptycznie podchodząc do ewentualnej koalicji z Linke. Konserwatyści zwracają uwagę na zbyt duże różnice w podejściu do polityki zagranicznej, zwłaszcza do kwestii NATO i Rosji. Seeheimerzy nie byli zachwyceni, kiedy Rolf Mützenich ( jeszcze dwa miesiące temu typowany na kandydata SPD na kanclerza), szef frakcji SPD w Bundestagu publicznie postulował wycofanie z Niemiec amerykańskiej broni atomowej podważając tym samym sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. To, co w SPD mimo wszystko nadal jest uznawane za awangardę, w przypadku Linke należy do twardego programu. Na razie trwa sondowanie ewentualnego partnera i możliwych decyzji o zbliżeniu należałoby się spodziewać nie wcześniej niż na początku listopada po zjeździe Linke w Erfurcie ( 30.10-1.11.2020), gdzie partia wybierze nowy zarząd i odpowie sobie sama na pytanie ile jest w stanie poświęcić by dopasować się do oczekiwań silniejszego partnera koalicyjnego in spe.

Olga Doleśniak-Harczuk

Ekspertka Instytutu Staszica

Foto: spd.de