Po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA w roku 2016 wielu socjologów i medioznawców uznało za pewnik, iż zawdzięczał je mediom społecznościowym, a w szczególności Facebookowi. Think tank PEW Research Center donosił, że FB jest głównym źródłem informacji dla 44 procent dorosłych Amerykanów. Łatwo było więc o wniosek, że treści z mediów społecznościowych wpływają na nastroje społeczne, a nawet decydują o wynikach wyborów. Tym bardziej, że Facebook stał się główną platformą rozpowszechniania fake newsów, a portal Buzzfeed wyliczył, że – biorąc pod uwagę najważniejsze newsy – częściej były czytane przez użytkowników informacje fałszywe, zamieszczane na FB (8,7 mln razy), niż prawdziwe w mediach tradycyjnych (7,3 mln). Jednak należy być powściągliwym w osądach odnoszących się do wpływu tego zjawiska na decyzje wyborców. Już w wówczas Paul Levinson zauważył, że nie ma badań wskazujących na taką korelację. Udowodnienie tezy o wpływie owych fake newsów na decyzje wyborcze byłoby bardzo trudne ze względów metodologicznych. Grupa amerykańskich politologów zbadała zachowania 2,5 tysiąca wyborców podczas kampanii prezydenckiej i stwierdziła, że fałszywe informacje stanowiły zaledwie 1 proc. tych, które przeczytali zwolennicy Hillary Clinton i 6 proc. przeczytanych przez stronników Trumpa. Warto też zwrócić uwagę, że fałszywe newsy dotyczyły obydwojga kandydatów, a łączna ilość widzów amerykańskich stacji telewizyjnych i czytelników gazet przekraczała w tamtym okresie liczbę 100 milionów, co pokazuje, że amerykańska opinia publiczna wcale nie zrezygnowała z tradycyjnych źródeł informacji.
W Polsce również pojawiły się opinie, zwłaszcza wypowiadane przez tych, którzy są użytkownikami mediów społecznościowych (głównie FB i TT), że obecnie odgrywają one większą rolę w kampaniach wyborczych niż media tradycyjne. Zwolennicy tej tezy wskazują na coraz szybszy obieg informacji, coraz większą liczbę użytkowników social media i rosnącą ilość fake newsów w sieci. Jednak, po pierwsze, to jeszcze wcale nie świadczy o dominującej roli tych mediów w kampaniach wyborczych, a po drugie, wspomniana teza nie uwzględnia, że Polacy nadal w większości korzystają z mediów tradycyjnych.
Analizując ten problem trzeba pamiętać, że w Polsce brakuje regularnych badań, które dotyczyłyby sposobu korzystania przez odbiorców ze źródeł informacji. Nieliczne prace pozwalają jednak na sformułowanie podstawowych wniosków. W 2015 roku KRRiT opublikowała raport przygotowany przez Indicator Centrum Badań Marketingowych, a dotyczący preferencji przy korzystaniu ze źródeł informacji. Okazało się, że 80 procent badanych (N=1004) codziennie ogląda telewizję, 44 proc. słucha radia, a 48 proc. korzysta z sieci. Najczęstszym źródłem informacji były telewizje: TVP (22 proc. wskazań), TVN (21 proc.) i Polsat (12 proc.). Spośród 10 najczęściej wymienianych źródeł 6 stanowiły stacje telewizyjne, na 5. miejscu był Facebook, na 10. RMF FM. 93 proc. badanych nie korzystało z tzw. dziennikarstwa obywatelskiego, a 91 proc. wybrało jako dogodny dla nich bierny sposób odbioru (!), co przeczyłoby tezie, że użytkownicy mediów informacyjnych preferują interaktywność. Bardziej złożone wyniki odnosiły się do grup wiekowych; w grupie 18-30 lat najczęściej wskazywano na serwisy społecznościowe (47 proc.), rzadziej na telewizję (36 proc.), natomiast wśród najstarszych proporcje były odwrócone, a mianowicie 13:73 procent w grupie 46-60 i 4:80 proc. wśród osób powyżej 60. roku życia (z prasy korzystało 11 proc.) Nie wydaje się, żeby w ciągu minionych 4 lat sytuacja mogła ulec zasadniczej zmianie, skoro w Polsce z tradycyjnych źródeł informacji (prasy, radia, telewizji i ich stron iw Internecie) korzysta wciąż ponad 10 milionów ludzi. Oglądalność telewizyjnych programów informacyjnych jest nadal wysoka, a nawet lekko wzrosła rok do roku (2018/2019) i wynosi obecnie dla TVP – ok. 5,6 mln widzów (Wiadomości, Panorama i Teleexpress), TVN – 2,7 (Fakty) i Polsatu – 1,9 mln. Jeżeli dodamy do tej liczby kilka milionów słuchaczy radia i czytelników prasy codziennej oraz tygodników, to otrzymamy wcześniej wymienioną, potężną grupę odbiorców. Z badań przeprowadzonych przez MullenLowe MediaHub w 2018 roku wynika, że osoby powyżej 50 roku życia stanowią ok. 75 proc. widowni programów TVP. To one są podstawową grupą docelową telewizji i nie może dziwić fakt, że w przekazach TVP dominują obecnie informacje dotyczące 13. i 14. emerytury oraz wieku emerytalnego. Obydwa badania pokazują, że telewizja dla wielu grup wiekowych (ale i społecznych) jest wciąż podstawowym źródłem informacji, jednocześnie jednak uwidaczniają coraz mniejszy udział młodych widzów w korzystaniu z tradycyjnych środków przekazu. Nadal jednak to nie oni w największym stopniu decydują o wynikach wyborów. Podczas ostatnich ich głosy rozłożyły się mniej więcej po równo między największe partie (26 proc. na PiS, 24 proc. PO, 20 proc. KWiN, 17 proc. Lewica), przy najmniejszej frekwencji wyborczej ze strony tej grupy wiekowej.
„Kimkolwiek są aktorzy polityczni i jakiekolwiek mają orientacje, funkcjonują̨ w grze o władzę dzięki i poprzez media” – tak pisał w 2007 roku Manuel Castells, hiszpański socjolog zajmujący się Internetem. Dla niego najważniejsze były media elektroniczne i społecznościowe. Wobec powyższej analizy wydaje się, że przepowiednie, iż Facebook i Twitter zdominują kampanie wyborcze, nie sprawdziły się. W Polsce media tradycyjne wciąż mają większe znaczenie w kształtowaniu postaw politycznych i w większym stopniu wpływają na decyzje wyborcze niż media społecznościowe. Chciałbym jednak podkreślić, że jest to tylko publicystyczna teza, albowiem aby uzyskać pełną wiedzę w tym temacie należałoby przeprowadzić wszechstronne badania medioznawcze dotyczące preferencji w korzystaniu ze źródeł informacji w obydwu rodzajach mediów w okresie przedwyborczym.
Marek Palczewski
Ekspert Instytutu Staszica, doktor habilitowany w dziedzinie nauk o mediach i komunikacji społecznej, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie