UE kontra fake newsy – czyli donkiszoteria unijnych urzędników

Browse By

Nie da się ukryć, że żyjemy w czasach, w których informacja daje władzę, albo tę władzę odbiera. Dlatego właśnie od kilku lat Unia Europejska próbuje znaleźć rozwiązanie mające na celu zagwarantować rozwiązanie problemu zalewu fake newsów. I tu dopiero pojawia się problem…

Dziś chyba nikt nie ma już żadnych wątpliwości, że na przestrzeni ostatnich lat ewoluowała niezwykle istotna jest broń, którą w cyberprzestrzeni może posłużyć się praktycznie każdy. Najczęściej stykamy się z tym zjawiskiem, gdy obserwujemy świadomie (choć znacznie częściej niestety nieświadomie) generowanie szumu informacyjnego w postaci rozpowszechniania dużej ilości fałszywych informacji tzw. fake news. Powodów ogromnej siły rażenia fake newsów jest kilka. Po pierwsze już samo „zbombardowanie” internetu (głównie mediów społecznościowych) fałszywymi informacjami na temat budzący duże zainteresowanie społeczne powoduje, że w natłoku informacji znacznie trudniej jest odnaleźć fakty i dotrzeć do źródła wiadomości. Po drugie, zawsze znajdzie się jakiś odsetek internautów, który bezkrytycznie uwierzy w internetową propagandę, a niekiedy nawet będzie podawał tego typu informacje dalej, zwiększając jedynie ich zasięg. Po trzecie, publikacja fake newsów w odpowiednim momencie, może przyczynić się do odwrócenia uwagi opinii publicznej od innych tematów.

W „Małym leksykonie postprawdy”, którego jestem współautorem fake news definiujemy właśnie jako rodzaj fałszywej wiadomości, najczęściej utrzymanej w dość sensacyjnym tonie. O wile ważniejsze jest jednak nie tyle zdefiniowanie samego fake newsa, co poznanie intencji wprowadzenia tego rodzaju treści do obiegu informacyjnego. I tu w zasadzie docieramy do sedna problemu, a jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. W celu lepszego zobrazowania skali zjawiska, o którym właśnie piszę, przyjrzyjmy się chwilę dość prostemu podziałowi fake newsów:

1. Całkowicie nieprawdziwe informacje – historie zmyślone na potrzeby działań propagandowych, politycznych lub komercyjnych, które uznać należy za celowe kłamstwo z pełną premedytacją.

2. Informacje częściowo prawdziwe – newsy, które co prawda zawierają elementy prawdziwe, a niekiedy nawet odwołują się wprost do faktów, jednak na potrzeby dezinformacji są one poddawane w mniejszym lub większym stopniu manipulacji.

3. Informacje całkowicie zmyślone, utrzymane w charakterze satyrycznym

4. Informacje prawdziwe – treści, które określane są mianem fake newsów w celu zdeprecjonowania ich wagi oraz w celu podważenia autentyczności ich autora lub samej informacji.

W tym miejscu warto jeszcze przypomnieć, że dezinformacja polega na zamierzonym wprowadzaniu w błąd. Jest to przekazywanie opinii publicznej lub przeciwnikowi całkowicie fałszywych lub odpowiednio zmanipulowanych informacji. Odgrywa kluczowe znaczenie w teorii wojskowości i rozgrywkach szpiegowskich. W ostatnim czasie jej użycie rozpowszechnione jest także w mediach, a głównym celem dezinformacji stają się przedstawiciele opinii publicznej. Zagadnienie ściśle związane jest z fake newsami, trollingiem oraz propagandą. Dezinformację wykorzystuje się również w marketingu, reklamie, polityce oraz środkach społecznego przekazu i masowego komunikowania.

Wbrew powszechnej opinii dezinformacja i zagrożenie fake newsami to nic nowego. Pierwsze przypadki dezinformacji miały miejsce już w starożytności. Za jej przejaw można uznać chociażby opisany przez Homera fortel, który przeszedł do historii jako „koń trojański”. Działania dezinformacyjne z powodzeniem prowadzono w czasach Napoleona Bonapartego, a później w czasie I i II wojny światowej.

Wśród głównych założeń kampanii dezinformacji jest rozpowszechnianie zmanipulowanych informacji lub fake newsów w celu wywierania wpływu na opinię publiczną, a co najważniejsze, w celu doprowadzenia w konsekwencji tych działań do skłonienia społeczeństwa lub jego części do konkretnych zachowań wpisujących się w założoną strategię.

Choć problem dezinformacji oraz walki z fake newsami jest niezwykle istotny, obserwując proponowane w ostatnich latach w strukturach Unii Europejskiej rozwiązania coraz częściej przypominają niestety wylewanie dziecka z kąpielą. Każdorazowo bowiem przy dyskusji na temat walki z fake newsami w ten czy inny sposób wraca kwestia unijnych regulacji obejmujących internet, które sami internauci nazywają często wprost próbą wprowadzenia do internetu cenzury. Przerabialiśmy to już przy ACTA i tzw. ACTA2.

Na razie wszelkie pomysły koncentrują się nie tyle na warstwie edukacyjnej i próbie uświadomienia użytkowników o skali zagrożenia, a nawet próbie nauczenia ich weryfikowania źródeł informacji (rzecz elementarna choćby w dziennikarstwie) i tym samym rozpoznawania fake newsów. Unijni urzędnicy najczęściej proponują rozwiązania zmierzające do jakiejś formy ograniczenia treści w internecie. O tym, czy ta droga ma w ogóle sens można byłoby spytać Don Kichota, bo próba ograniczania internetu ma więcej wspólnego z walką z wiatrakami niż faktycznym rozwiązaniem mającym stanowić oręż w walce z fake newsami.

Próba ingerowania w strukturę internetu budziła, budzi i będzie budzić liczne kontrowersje. Mówienie całkiem serio o próbie ograniczania medium, jakim na przestrzeni lat stał się internet samo w sobie zdaje się być irracjonalne. Wskazuje na to jednoznacznie struktura internetu. Problem polega jednak na tym, że wszelkie dotąd prace nad regulacjami prowadzono bez większego medialnego rozgłosu. Opinia publiczna o planowanych zmianach dowiaduje się w zasadzie w ostatniej chwili. To całkowite zaprzeczenie idei transparentności. Warto także zwrócić uwagę, że rykoszetem ewentualnego przyjęcia nowych zapisów mogą zostać ugodzone media.

Proszę mnie źle nie zrozumieć – walka z fake newsami jest oczywiście bardzo ważna, jednak propozycje obejmujące m.in. jakiekolwiek próby wprowadzania regulacji dotyczących internetu, które miałyby obejmować obszar Unii Europejskiej same w sobie pokazują, jaki jest stan świadomości na temat internetu i cyberprzestrzeni wśród unijnych urzędników i sporej części eurodeputowanych. Wprowadzenie radykalnych restrykcji w tym zakresie może przynieść trudne do przewidzenia konsekwencje, jak na przykład przeniesienie się sporej części użytkowników do tzw. ukrytego internetu lub próby obejścia zabezpieczeń na przykład przy pomocy wirtualnej sieci TOR. Unijni urzędnicy przekonują co prawda, że ostatnie regulacje dotyczące społeczeństwa informacyjnego są już dość mocno przestarzałe i oczywiście należy przyznać im rację. Problem polega jednak na tym, co proponują w zamian… Rozwiązania, które są nie tylko kontrowersyjne, lecz zawierają spore pole do wszelkiego rodzaju nadużyć.

W walce z fake newsami nie pomoże stosowanie metody kija i marchewki. O wiele lepiej sprawdziłoby się rozwiązanie z rybą i wędką. Problem w tym, że unijni urzędnicy usilnie próbują obdarować nas rybą, zamiast dać do ręki wędkę i nauczyć jej używać.

dr Piotr Łuczuk

Ekspert Instytutu Staszica