Potrzeba jakościowej rozbudowy sił zbrojnych

Browse By

Rozmowa z mjr rez. dr inż Michałem Fiszerem (Collegium Civitas)

Jak podsumowuje pan kończący się rok, jeśli chodzi o modernizację polskich Sił Zbrojnych?

Moim zdaniem był to rok, w którym podjęto kilka kluczowych decyzji, ale realne działania można różnie oceniać. Zacznijmy od pozytywów. Dobrze, że kontynuowany jest bardzo ważny dla nas program zakupu systemu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego Patriot. Dzięki niemu uzyskamy nowe możliwości, których obecnie nie posiadamy – obrona przed balistycznymi pociskami rakietowymi, taki jak rosyjski Iskander, który Rosjanie mają od 2019 r. w Obwodzie Kaliningradzkim. Oczywiście, nie damy rady osłonić całego kraju, ale jesteśmy w stanie zabezpieczyć Warszawę kluczową dla systemu kierowania państwem i dowodzenia siłami zbrojnymi. Ewentualny zakup drugiego dywizjonu pozwoliłby zabezpieczyć rejon rozwinięcia wojsk.

Drugim pozytywnym aspektem była podjęta jeszcze pod koniec 2018 r., ale kontynuowana w tym roku procedura zakupu artyleryjskich systemów rakietowych HIMARS w ramach programu Homar. Oczywiście, wojsko cały czas otrzymuje zamówione wcześniej haubice kal. 155 mm w ramach programu Krab i systemy dowodzenia do nich w ramach programu Regina. Dzięki temu wreszcie nasza artyleria będzie w stanie skutecznie wesprzeć ogniowo żołnierzy na pole walki. Podobnie jest z kontynuacją zakupów samobieżnych moździerzy Krab. Wsparcie ogniowe ze strony artylerii ma kluczowe znaczenie dla efektywności działań obronnych, tak jak panowanie w powietrzu. Na przykład w Kampanii Wrześniowej to właśnie efektywna niemiecka artyleria przyczyniała się do załamania polskiej obrony, nie czołgi, jak to się utrwaliło w powszechnym przekonaniu. Czołgi tylko wykorzystywały sukces artylerii, rozwijając natarcie w głąb polskiego ugrupowania po tym, jak została w nim uczyniona wyrwa. Dzięki artylerii właśnie.

Warto też wspomnieć, że dobrym zakupem było pozyskanie czterech śmigłowców Leonardo Helicopters AW101 Merlin dla Marynarki Wojennej jako uniwersalnych maszyn ratowniczych i bojowych (zwalczania okrętów podwodnych). To obecnie jedyny śmigłowiec tej klasy mający możliwość łatwej rekonfiguracji do obu zadań. Znów decyzje podjęto wcześniej, ale ten rok oznaczał kontynuacje tego programu. Szkoda tylko, że tych śmigłowców zakupiono tak mało. Osiem, to absolutne minimum tego, co powinna posiadać Marynarka Wojenna, a kupiono ich tylko cztery, na pewno będzie ich za mało.

Ostatnim jasnym punktem było dokupienie wiosną kolejnej czwórki samolotów szkolenia zaawansowanego i taktyczno-bojowego Leonardo M-346 Bielik, dzięki czemu będzie ich łącznie 16. Samoloty te doskonale się sprawdzają w Dęblinie, gdzie w tym roku wyszkolono na nich pierwszych czterech podchorążych. Na razie czterech, bowiem Siły Powietrzne chcą zebrać doświadczenia w eksploatacji całkowicie nowego dla nas skomputeryzowanego systemu szkolenia lotniczego. Bo trzeba wiedzieć, że Bielik to nie tylko samolot, ale cały system szkolenia z nowoczesnymi symulatorami na ziemi, skomputeryzowanymi urządzeniami treningowymi i systemem interaktywnego kształcenia teoretycznego. Absolutna nowość w polskim lotnictwie wojskowym, która jednak przynosi nam wymierne oszczędności w postaci zdecydowanego przyśpieszenia szkolenia na samolotach bojowych, na których każda godzina lotu to kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Jeśli chodzi o negatywy, to podjęto jedną, moim zdaniem błędną decyzję. Tworząc komponent lotniczy Wojsk Specjalnych dokonano zakupu czterech śmigłowców S-70I Blackhawk International w zakładach WSK PZL-Mielec należących do Lockheeda. Śmigłowce te są po prostu za małe na potrzeby sił specjalnych, jeśli nie są uzupełnione drugim, większym typem. Amerykanie używają na przykład kombinacji Blackhawków i ciężkich MH-47F Chinook w Wojskach Lądowych, a w Siłach Powietrznych używają większych zmiennopłatów MV-22 Osprey. W Polsce planujemy posiadać jeden typ i Blackhawk nie wesprze wypełnienia wszystkich przewidzianych dla Wojsk Specjalnych zadań, będziemy musieli prosić sojuszników o pomoc. Poza tym śmigłowce zakupione w Mielcu trzeba będzie solidnie i właściwie wyposażyć w odpowiednie systemy radioelektroniczne, obserwacji nocnej, samoobrony i opancerzenie, a to będzie zarówno kłopotliwe, jak i bardzo kosztowne. Nie rozumiem, dlaczego nie wybrano śmigłowca HH-101A Caesar, będącego wyspecjalizowaną wersją „specjalną” Merlina. Nie tylko mielibyśmy śmigłowiec odpowiedniej wielkości, ale od razu odpowiednio wyposażony i przygotowany do działań specjalnych, a ponadto kompatybilny pod względem logistycznym z maszynami zakupionymi dla Marynarki Wojennej.

A teraz negatywy. Najbardziej martwi opieszałość w zakresie budowania naszych możliwości rozpoznania, zwłaszcza w obszarze bezpilotowych aparatów latających. Spośród czterech programów zakupu bezpilotowców dokonano tylko w obszarze sprzętu dla brygad w ramach programu Orlik, choć i tak wybrano system państwowego PGZ wciąż będący w fazie opracowania, mając gotowy i dobry system opracowany przez prywatną wytwórnię WB Electronics. Zresztą i tak zakupionego sprzętu nie starczy dla wszystkich brygad, a szczególnie teraz, gdy reaktywowano czwartą dywizję Wojsk Lądowych i w związku z tym przybyła nam jedna brygada.

Za bardzo kontrowersyjną uważam decyzję zakupu myśliwców F-35A Lightning II. Z jednej strony będzie to samolot piątej generacji dający nam po raz pierwszy możliwość działania maszyną bojową o utrudnionym wykryciu przez radary przeciwnika. Teoretycznie może to mu zapewnić możliwość operowania w środowisku, gdzie nieprzyjacielska obrona powietrzna jest groźna dla samolotów wspierających wojska lądowe. Teoretycznie, bowiem trudno powiedzieć jak to w praktyce sprawdziłoby się w rosyjskich strefach „antydostępowych”, gdzie nasycenie środkami wykrywania i efektywnymi systemami przeciwlotniczymi jest niewiarygodnie wielkie. Kolejna sprawa to fakt, że F-35A kosztuje tak wiele, bowiem ma duże możliwości w zakresie zbierania informacji i dzielenie się nią. Tylko że u nas nie ma z kim się dzielić. Całe wojsko musi być przygotowane do działania w środowisku sieciocentrycznym, a to wymaga wielkich inwestycji we wszystkie rodzaje Sił Zbrojnych. Inaczej możliwości oferowane przez F-35 nie zostaną wykorzystane, zapłacimy ciężkie pieniądze za coś, czego nie użyjemy. Martwi mnie też to, że z F-35 jest związanych tak wiele problemów eksploatacyjnych, z którymi Amerykanie nie są sobie w stanie poradzić. Już sobie wyobrażam, jak to będzie wyglądało u nas. Podejrzewam, że przytłaczająca większość tych myśliwców będzie stała niesprawna na ziemi. My raczej potrzebujemy samolotu zoptymalizowanego do obrony powietrznej, a do przełamania wrogiej obrony powietrznej potrzebujemy dobrego rozpoznania, środków ataku dalekiego zasięgu (lotniczych i naziemnych), rakiet przeciwradiolokacyjnych oraz wielu bezpilotowych aparatów latających. Wtedy nad polem walki będą zdolne działać samoloty bez własności utrudnionego wykrycia, które dzięki temu dysponują większym udźwigiem uzbrojenia i mają szerszy jego asortyment od F-35.

Niestety nic się też nie robi w obszarze Marynarki Wojennej, która jest coraz bardziej zaniedbana. Szczególnie potrzebujemy nowoczesnych okrętów podwodnych zdolnych do ataku rakietami na obiekty lądowe, które mogą wspomóc działania obronne, a także niszczyć wrogie środki obrony powietrznej wskazane przez rozpoznanie. Niestety, nie tylko nie podjęto w tym zakresie żadnych decyzji, ale wręcz mówi się o zakupie starych, używanych i wyłącznie torpedowych okrętów podwodnych w Brazylii.

Czy rok 2019 r. był dobry dla polskiego przemysłu zbrojeniowego, czy zyskały głównie zagraniczne koncerny?

Największe programy zbrojeniowe, takie jak zakup systemu Patriot, artyleryjskich systemów Homar czy zapowiedziany zakup myśliwców F-35A, pochłoną olbrzymie środki, a nasz przemysł zaangażują w minimalnym stopniu. Druga sprawa to fakt, że nasz przemysł ma duże możliwości tylko w wybranych obszarach działalności, takich na przykład jak radiolokacja czy środki bezpilotowe, nie wspominając oczywiście o zakładach będących częścią dużych koncernów zachodnich, mogących wykorzystać technologiczne możliwości macierzystych firm. Ale na przykład pomysł budowania niemal całkowicie polskiego czołgu siłami naszego przemysłu uważam za porównywalny z podjęciem polskiego lotu załogowego w kosmos też siłami tylko naszego przemysłu.

Niemniej jednak metoda zakupu sprzętu wojskowego z wolnej ręki, bez przetargu, na zasadzie „pilnej potrzeby operacyjnej”, co obecnie stało się normą, a powinno być wyjątkiem, jest niezwykle niepokojąca. Trzymanie się procedur przetargowych nie tylko pozwala na bardziej przejrzyste i powiedzmy sobie szczerze – bardziej uczciwe wyłonienie zwycięzcy przetargu, ale także pozwala zoptymalizować możliwości i właściwości sprzętu dla potrzeb Sił Zbrojnych.

Wbrew oczekiwaniom, w bieżącym roku nie udało się podjąć decyzji w sprawie okrętów podwodnych…

Moim zdaniem taki zakup nie ma sensu. Potrzebujemy okrętów podwodnych zdolnych do wykonania ataku rakietowego na cele lądowe. To ich podstawowe zastosowanie. W drugiej kolejności to atakowanie małych jednostek morskich rakietami przeciwokrętowymi. Takie małe jednostki morskie mogą stanowić element ofensywny, zwalczający żeglugę do polskich portów morskich, choćby było możliwe  tylko prowadzenie takiej żeglugi do zachodniej części kraju. Takie małe korwety rakietowe trudno niszczyć torpedami. Trudno też podejść do ataku torpedowego na transportowce zaopatrujące Obwód Kaliningradzki w razie wojny, bowiem Rosjanie mają do dyspozycji zarówno śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych bazujące w Obwodzie, jak i liczne jednostki morskie zdolne do niszczenia okrętów podwodnych. Jakikolwiek typ okrętu podwodnego dla Polski mający uzbrojenie wyłącznie torpedowe jest dla nas bezużyteczny. Należy niestety odżałować pieniądze i kupić nowe jednostki, zdolne do odpalania rakiet przeciwokrętówych oraz rakiet do atakowania obiektów lądowych o zasięgu w granicach 300-400 km. Dzięki temu takie okręty mogłyby udzielić realnego wsparcia w działaniach obronnych naszego kraju.

A jak wygląda sytuacja w lotnictwie?

Biorąc pod uwagę Siły Powietrzne, których trzonem jest lotnictwo wojskowe (obok wojsk radiotechnicznych obserwujących radarami przestrzeń powietrzną i wojsk przeciwlotniczych broniących rakietami najważniejszych obiektów w kraju), to sytuacja lotnictwa Sił Powietrznych jest zła szczególnie w obszarze lotnictwa bojowego. Samoloty F-16 powinny zostać już zmodernizowane, program taki powinien być właśnie uruchamiany by po mniej więcej 15-20 latach służby je unowocześnić do obecnych standardów, a muzealne samoloty post-radzieckie, MiG-29 i Su-22, muszą być pilnie zastąpione nowymi typami. W naszych warunkach potrzebujemy przede wszystkim myśliwca obrony powietrznej do osłony wojsk i terytorium kraju. W drugiej kolejności samolotu wsparcia wojsk lądowych, który to zadanie miałby dzielić ze śmigłowcami bojowymi lotnictwa Wojsk Lądowych (których notabene też potrzebujemy). Najlepiej takie wymagania spełnia Eurofighter, który stanowi podstawowy typ myśliwca obrony powietrznej w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, w Hiszpanii i Austrii, wymieniając tylko kraje europejskie. Francuzi mają własny Rafale o podobnych właściwościach i zbudowany według podobnej koncepcji. F-35 są w Europie kupowane albo jako uderzeniowe uzupełnienie Eurofighterów (Wielka Brytania, Włochy), a jako podstawowy typ samolotu bojowego tylko przez mniejsze kraje (Belgia, Holandia, Norwegia), które nie bardzo wierzą, a w związku z tym nie bardzo się obawiają rosyjskiego ataku. Chcą one głównie wnieść wkład w stabilizację światowego porządku w misjach zagranicznych, dlatego ich lotnictwo bojowe jest optymalizowane do ofensywnych działań ekspedycyjnych, a nie obronnych, lokalnych.

Tak czy siak potrzeba zakupu nowych samolotów bojowych dla Sił Powietrznych (program Harpia) i nowych śmigłowców dla Wojsk Lądowych (program Kruk) są bezsporne. Jeśli chodzi o śmigłowce, to na razie nie dzieje się nic, a jeśli chodzi o planowany zakup F-35, osobiście jestem sceptyczny co do tego, czy nie będziemy mieć olbrzymich kłopotów z samym utrzymaniem sprawności technicznej tych maszyn, nie mówiąc ich o realnym wykorzystaniu ich możliwości, za które przecież płacimy.

Na koniec proszę o prognozę, czego możemy się spodziewać w 2020 r. w zakresie modernizacji Sił Zbrojnych?

Trudno powiedzieć, jakie decyzje podejmie nasz rząd. Na szczęście pomysł zakupu starych, używanych fregat od Australii udało się pomyślnie „storpedować” także dzięki rzeczowym dyskusjom medialnym, które przekonały polityków. Mieli oni bowiem okazje zapoznać się z rzeczowymi argumentami podnoszonymi przez naprawdę niezależnych specjalistów, a nie tylko z opiniami podsuwanymi im przez przyklaskujących im własnych pracowników. Mam nadzieję, że podobnie będzie z okrętami podwodnymi. Marzę, że ktoś podejmie odważną decyzję o zakupie pełnowartościowych jednostek bojowych, z których będziemy mieć pożytek. Marzę też o tym, że w ramach programu Kruk możemy podjąć próbę zakupu zoptymalizowanych dla nas nowoczesnych śmigłowców bojowych, bowiem amerykańskie AH-64 Apache, są dla nas zbyt skomplikowane i szalenie kosztowne. Moglibyśmy pomyśleć o lżejszych śmigłowcach, najlepiej europejskich.

Chciałbym też by wreszcie zaczęto realizować programy bezpilotowych aparatów latających, które dadzą nam realne możliwości prowadzenia rozpoznania na wielu szczeblach dowodzenia, zapewniając dobry obraz sytuacji w skali taktycznej i wyższej, operacyjnej czy strategicznej. Tylko wtedy będziemy mogli dobrze i efektywnie dowodzić wojskami, do maksimum wykorzystując dostępne możliwości.

Ma też cichą nadzieję, że zamiast rozbudowy ilościowej, podejmiemy wreszcie rozbudowę jakościową, poprzez wdrażanie nowego sprzętu i odpowiednie przygotowanie kadr, także mentalne do działania z wykorzystaniem nowych możliwości, w myśl odmiennych koncepcji które są efektywniejsze, ale nie były wcześniej możliwe do realizacji bez nowych środków walki.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Radosław Konieczny.