Angielskie określenie elefant in the room – słoń w pokoju – oznacza oczywisty, nabrzmiały problem, o którym nikt nie chce mówić. Udajemy, że go nie ma, jednocześnie przeciskając się pod ścianami, bo słoń szczelnie okupuje przestrzeń.
Temat reprywatyzacji w Polsce, czyli restytucji mienia lub zadośćuczynienia za utracone mienie, obudowany jest szeregiem mitów, półprawd i zaprzeczeń. W zasadzie jest to całe stado słoni w pokoju, wypełniających obszar debaty publicznej, która niesiona medialnym prądem skupia się ostatnio na tzw. „mieniu żydowskim”. Tylko, że jest to zaledwie słonik.
Przede wszystkim nie chcemy pamiętać, że niemal cały majątek państwowy PRL pochodził z rabunku na własnych obywatelach. Jest to oczywiste, biorąc pod uwagę charakter ustroju przyniesionego na sowieckich bagnetach. Własność prywatna miała zostać wytępiona. Większość należących do państwa areałów uprawnych, lasów, nieruchomości w miastach (przede wszystkim w Warszawie), przemysłu, handlu, aptek itp. pochodziła z decyzji nacjonalizacyjnych mających na celu utrwalenie narzuconej władzy komunistycznej. Mówimy o milionach hektarów i tysiącach obiektów. Odebrano ten majątek wszystkim – pochodzenie nie miało znaczenia. Dziwnie pomijamy fakt, że majątki odebrano obywatelom pochodzenia nieżydowskiego, gdyż ci stanowili większość właścicieli w II Rzeczpospolitej, a w szczególności byli główną grupą właścicieli na wsi. Szacuje się, że tylko 20 proc. roszczeń dotyczy spadkobierców obywateli polskich wyznania mojżeszowego, jak to prawidłowo określano przed 1939 r. A pozostałe – bagatela – 80 proc? Ten słoń pozostaje niewidoczny.
Na ironię zakrawa fakt, że spadkobiercy osób pochodzenia żydowskiego posiadają dziś potężnych protektorów w postaci Sekretarza Stanu USA Mike’a Pompeo, wielu kongresmenów czy całego autorytetu Izraela, zaś o pozostałych – na przykład o spadkobierców kupców, ziemian, aptekarzy, młynarzy, przemysłowców polskich – nie zabiega nikt. Mówiąc wprost: o własnych obywateli nie upomina się dziś Polska, zamiatając temat pod dywan. Polscy politycy co prawda obiecują rozwiązanie problemu w postaci ustawy reprywatyzacyjnej, jednak tego nie robią, bo „obiecać nie grzech – dotrzymać głupota”.
Zresztą, widząc prawdziwy zamysł przygotowywanych ustaw, jak propozycja ministra Jakiego z końca 2017 r., można dojść do wniosku że możliwa jest tylko zmiana na gorsze. Państwo najchętniej umorzyłoby wszelkie roszczenia. Propagandowo rozdmuchane rekompensaty w wysokości 20% były opatrzone „drobnym druczkiem”, który wyłączał spadkobierców ziemian, przemysłowców, aptekarzy czy osób nie posiadających obywatelstwa polskiego (także Polaków) z jakichkolwiek odszkodowań. Mało kto się jednak wczytywał w paragrafy ustawy. Jej twórcy mogli sobie w mediach pozwolić na cyniczne piętnowanie „pazerności” osób protestujących przeciwko jej uchwaleniu w proponowanym kształcie. W kuluarach jednak przyznawali, że „niestety nie wszystkich możemy objąć odszkodowaniami, bo niektórzy posiadali zbyt wiele”. Osobliwe podejście do prawa własności i zwykłej uczciwości. Takie trochę jakobińskie.
Ten reprywatyzacyjny słoń wziął się z „wykalkulowanej amnezji”. Wolimy nie pamiętać, że III RP przejęła masę spadkową po PRL, potępiając co prawda komunizm, ostatnio wręcz ze wzmożeniem, jednak zapadając jednocześnie na dziwną amnezję dotyczącą źródeł pochodzenia tego majątku, pozostawiając obrabowane rodziny samym sobie. Nie jest tajemnicą, ze prokuratoria generalna, wojewodowie i ministerstwa do dziś bronią decyzji podjętych w latach 40-tych i 50-tych w gabinetach Stalina i Bieruta. Bronią ich teraz, w 2019 r. w ”sercu Europy”, ponieważ komunistyczne akty nacjonalizacyjne stanowią podstawę struktury własnościowej w III RP. Jest to ten słoń w pokoju, którego politycy – obojętnie jakiej opcji – wolą nie widzieć najbardziej.
W debacie na temat tzw. reprywatyzacji filtrujemy te elementy, które są dla nas niewygodne. Jednak wpływowe, zorganizowane i doinwestowane kręgi decyzyjne za oceanem i w Izraelu widzą ten sam obraz wyraźnie, bez filtra. Tak długo, jak Polska będzie odmawiała kompleksowego i uczciwego rozminowania pełnego pułapek obszaru roszczeń – tak długo będzie ściągała na siebie międzynarodowe naciski. Jak powiedział Karl Jung: prawda, którą wypieramy, powraca jako los. Warto też zauważyć, że słonie są bardzo pamiętliwe.
Wojciech Kwilecki
Autor jest członkiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. Od 10 lat stara się odzyskać ruiny samej tylko rodzinnej posiadłości, od 1945 r. pozostającej we władaniu państwa. Na odzyskanie utraconego majątku nie ma szans.
Jego rodzina przez sześć stuleci, aż do 1939 r., budowała pomyślność Wielkopolski i stała na straży polskości zachodnich krańców dawnej Rzeczpospolitej.