Stanowisko Instytutu Staszica na marginesie ustawy JUST i politycznej dyskusji wokół kwestii zwrotu mienia oraz reprywatyzacji

Browse By

SPRAWIEDLIWOŚĆ CZY BEZPRAWIE?

DWIE KWESTIE DOTYCZĄCE MIENIA PRZEDWOJENNYCH POLSKICH OBYWATELI

Stanowisko Instytutu Staszica na marginesie ustawy JUST
i politycznej dyskusji wokół kwestii zwrotu mienia
oraz reprywatyzacji

Kwestia amerykańskiej ustawy JUST znów przypomniała, jak wielkim problemem dla Polski jest unikanie przez kolejne ekipy rządowe uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej. Jeśli chodzi o mienie pożydowskie, mieszane są dwie kwestie, które w żadnym przypadku nie mogą być traktowane łącznie – mienie bezspadkowe i mienie odebrane właścicielom, których spadkobiercy (bądź jeszcze oni sami) żyją.

Mienie bezspadkowe: kwestia, która nie może być przedmiotem rozmów

Zacznijmy od pierwszej sprawy, czyli roszczeń określonych podmiotów do mienia bezspadkowego obywateli polskich. Wypadałoby dodać: „pochodzenia żydowskiego”, lecz takie stawianie sprawy byłoby niezgodne i z prawem, i z elementarną przyzwoitością.

Zgodnie z prawem – tym obowiązującym obecnie i obowiązującym w momencie napaści Niemiec oraz Związku Sowieckiego na Rzeczpospolitą Polską – kwestia narodowości tudzież wyznania nie ma znaczenia, jeśli chodzi o prawa majątkowe obywateli polskich. To rozróżnienie wprowadziły oficjalnie przepisy hitlerowskich Niemiec na polskich obszarach przez nie zajętych. Różnicowanie zatem mienia obywateli RP na „żydowskie” i „nieżydowskie” to chcąc nie chcąc respektowanie niemieckich nazistowskich przepisów prawnych, wprowadzonych z pogwałceniem wszelkich reguł prawa narodów na polskich obszarach. Wchodząc dalej w ten problem, musimy dojść do definicji, kto jest Żydem – czy osoba wyznania mojżeszowego, czy osoba deklarująca się jako Żyd, względnie Polak narodowości żydowskiej, czy też osoba mająca żydowskich przodków? W ten sposób znaleźlibyśmy się na obszarze, który tak pasjonował narodowych socjalistów.

Wracając do meritum: można mówić tylko o mieniu bezspadkowym, należącym niegdyś do obywateli polskich. A zgodnie z polskim prawem (obecnym, tym obowiązującym w dniu 1.09.1939 na terenie RP i zgodnie z regułami wielu systemów prawnych naszego kręgu cywilizacyjnego) takie mienie przechodzi na własność państwa polskiego.

Zdaniem analityków Instytutu Staszica, przedstawiciele państwa polskiego w ogóle nie powinni podejmować dyskusji na temat mienia bezspadkowego z jakimikolwiek zagranicznymi podmiotami. Podjęcie takiej debaty jest niedopuszczalne z punktu widzenia interesów Polski i przestrzegania obowiązującego prawa. Także ze względu na ustawiczne próby zakłamywania historii i stawiania Polski w jednym rzędzie z Trzecią Rzeszą i jej satelitami. Nawet symboliczny dolar na rzecz organizacji roszczących sobie prawo do mienia bezspadkowego polskich Żydów (czy jakiejkolwiek innej grupy polskich obywateli) mógłby zostać uznany za przyznanie się Polski, że była winna ogromnej tragedii swoich obywateli. I żadne wyjaśnianie, iż chodzi o „dobrowolne datki” na rzecz „upamiętniania ofiar Zagłady” tego nie zmieni.

Prawo w obecnym kształcie jest jednoznaczne. Dlatego też za słuszną należy uznać decyzję rządu, by nie kierować do Sejmu specjalnego projektu ustawy potwierdzającej niedopuszczalność roszczeń do mienia bezspadkowego, zgłaszanych przez jakikolwiek podmiot. Podobnie, jak nie są potrzebne specjalne ustawy, by deklarować suwerenność Polski w jakimkolwiek obszarze jej władztwa. Kontynuowanie dyskusji na ten temat w celu dostarczenia paliwa wyborczego jest dla Polski niezmiernie szkodliwe.

Mienie prywatne: 30 lat chowania głowy w piasek

Przechodzimy w ten sposób do innej ważnej kwestii. Wysuwanie bezzasadnych roszczeń byłoby znacznie utrudnione lub zgoła niemożliwe, gdyby Trzecia Rzeczpospolita zamknęła w drodze ustawy kwestię zwrotu mienia zagrabionego przez komunistów. Ustawa przyjęta przez Sejm w latach dziewięćdziesiątych została skutecznie zawetowana przez prezydenta Kwaśniewskiego. Odmawiała ona bowiem dochodzenia roszczeń osobom, które po wojnie przestały być obywatelami polskimi. Od tego czasu nie podjęto żadnej poważnej próby ustawowego zamknięcia kwestii reprywatyzacji, oddając wszystko w ręce sądów.

Dowodem, że liczenie na sądową sprawiedliwość było iluzją, są nie tylko liczne, toczące się od wielu lat sprawy zwrotu mienia – bez wizji szybkiego finału. Skandaliczne przypadki związane z handlem roszczeniami w Warszawie ujawniły skalę patologii nie tylko wśród urzędników, ale i sędziów. Jak inaczej bowiem można nazwać to, że sądy ustanawiały kuratorów dla rzekomo żyjących 130-letnich „właścicieli” nieruchomości? Na marginesie – ciekawym przyczynkiem do dyskusji wokół reformy sądownictwa i jej skuteczności jest fakt, że żaden z sędziów nie poniósł dotąd (i nie wiadomo, czy w ogóle poniesie) odpowiedzialności za swoje działanie.

Czas działa na niekorzyść Polski

Przez wiele lat osoby zorientowane w problematyce zwrotów nieruchomości ostrzegały, że brak załatwienia przez Polskę sprawy rekompensaty za zabrane mienie może zostać wykorzystany m.in. przez środowiska żydowskie. Także jako zasłona dymna dla prawdziwego celu, czyli wymuszenia na Polsce kontrybucji na rzecz międzynarodowych organizacji. I Polska, niestety, nie zrobiła nic, by takie niebezpieczeństwo odsunąć.

Mówi się, że zła wiadomość bywa lepsza od braku wiadomości. Podobnie rzecz się ma z reprywatyzacją: jakakolwiek, nawet nie do końca satysfakcjonująca ustawa, byłaby lepsza od jej braku. Przynajmniej usuwałaby koronny argument, iż Polska jako jeden z nielicznych krajów postkomunistycznych zwleka z załatwieniem tego ważnego problemu. A to, w jaki sposób państwo podchodzi do własności prywatnej i związanych z nią zobowiązań, jest również ważnym sygnałem dla inwestorów. Także kwestia braku reprywatyzacji i tym samym pozostawienia otwartej kwestii ewentualnych odszkodowań może wpłynąć na ocenę stabilności gospodarki.

W interesie Polski – jej wiarygodności międzynarodowej, wizerunku i stabilności gospodarczej – a także dla zadośćuczynienia elementarnym zasadom sprawiedliwości jest jak najszybsze przyjęcie rozsądnej ustawy reprywatyzacyjnej. Musi być ona kompromisem między możliwościami państwa, poczuciem sprawiedliwości a koniecznością rekompensaty ogromnych krzywd wyrządzonych przez komunistów. W ocenie Instytutu Staszica to jedno z pierwszych i ważniejszych zadań, które stanie przed parlamentem w nowej kadencji. Nie znaczy to, że do wyborów rząd nie powinien podejmować żadnych działań. Należy pilnie przygotować założenia projektu i poddać je pod społeczną dyskusję, z szerokim uwzględnieniem środowiska byłych właścicieli i ich spadkobierców.

Jest oczywiste, że przyszła ustawa nie powinna różnicować prawa do rekompensat bądź zwrotów mienia w zależności od tego, jakiej narodowości byli przedwojenni właściciele. Powinna także uwzględniać i respektować prawa obecnych lokatorów i właścicieli – z tym zastrzeżeniem, że związane z nimi ciężary nie mogą być przerzucane na spadkobierców właścicieli dawnych czy na inne osoby, lecz musi je wziąć na siebie państwo.

Zdajemy sobie sprawę, że dyskusja na temat reprywatyzacji w okresie wyborczego maratonu jest niewygodna dla wszystkich środowisk politycznych. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że czas beztroskiego przesuwania rozwiązania problemu ad kalendas Graecas już minął. Jeżeli Polska chce być wiarygodna dla własnych obywateli, jeśli chce się skutecznie bronić przed historycznymi kłamstwami i próbami wymuszenia nienależnych świadczeń – musi zmierzyć się z wyzwaniem. Choćby kosztowało to decydentów sondażowe punkty.