Program Energia +, ogłoszony przez ugrupowanie Polska Razem, a firmowany przez minister Jadwigę Emilewicz jest pierwszym od dawna pomysłem na kompleksowe rozwiązanie kwestii OZE, które w ostatnich latach w Polsce nie miały zbyt wielu zachęt do rozwoju. Czy Energia + da im nową energię?
Generalnie, kwestię OZE postawiły na agendzie z jednej strony skokowe wzrosty cen emisji CO2, z drugiej pespektywa niezrealizowania do 2020 roku unijnego wymogu pozyskiwania z tych źródeł co najmniej 15% energii. Oczywiście, politykę klimatyczną UE można oceniać różnie, ale niezależnie od tego wzrost cen emisji pokazuje, że żaden kraj członkowski z systemowym walcem nie wygra. Jeszcze w czasie grudniowej batalii o ceny energii postulowaliśmy wejście rządu w „tryb alarmowy” w sprawie OZE i jak najszybsze działania dla systemowego zapewnienia możliwie taniej energii. Podatkowa „gaśnica” użyta przez rząd doraźnie zadziałała, ale jak to bywa z gaśnicami – nie da się jej użyć po raz drugi.
Czy Energia + jest szansą na w miarę tani prąd? Przeanalizujmy kilka plusów i minusów tego programu. Na pewno plusy są trzy. Po pierwsze – że program wreszcie w ogóle jest! Po drugie – koncentruje się na energii solarnej – najprostszej do uzyskania. Po trzecie wreszcie – z punktu widzenia rządzących sprytnie łączy potrzeby energetyczne kraju z możliwością bezpośredniego czerpania korzyści (czyli własnej darmowej energii) przez posiadacza takiej instalacji.
Program jest szalenie ambitny – zakłada zainstalowanie 5 mln takich instalacji (Niemcy na chwilę obecną mają 2 mln!) przy czym 50 tys. instalacji powinno powstać jeszcze w tym roku. Generalnie realizacja tego projektu w zakresie 5 mln instalacji miałaby pochłonąć 9 mld zł. Niespodziewanie szansę na jego sfinansowanie może dać przesunięcie środków z funduszu walki ze smogiem, jako że UE nie zgadza się na modernizację w jego ramach jakichkolwiek kotłów na paliwa kopalne (w tym i gaz!). Pozostaje więc do szybkiego wydania spora cześć z 10 mld funduszu na ten program. Tym niemniej o jego powodzeniu zdecydują nie tyle finanse, co strona organizacyjna przedsięwzięcia.
Nawet jeżeli plany są zbyt ambitne, dokonanie energetycznej rewolucji musi dokonać się właśnie na rewolucyjnej drodze – czyli szybko i gwałtownie. Oczywiście minister Emilewicz, póki co nie podała szczegółów tego projektu, ale warto przyjrzeć się czynnikom które mogą zadecydować o jego sukcesie lub porażce.
Po pierwsze – cena i montaż instalacji. Instalacja fotowoltaiczna ma z tego punktu widzenia sporo zalet – nie wymaga pozwolenia na budowę, czy uzyskiwania jakichkolwiek zgód (w przeciwieństwem do wiatraka!). Według obliczeń cena pokrycia standardowego dachu w domu jednorodzinnym wraz z instalacją to koszt ok. 20 tys. zł. Jak na jednorazowy wydatek, który ma się zwracać latami to spora kwota. Ale spójrzmy, w jaki sposób upowszechnił się telefon komórkowy w czasach, kiedy sam aparat kosztował niemal tyle co samochód – telefon dostawało się za kilkadziesiąt zł i spłacało w abonamencie. Dlatego rozwiązanie, polegające na tym, że za np. 10% wartości systemu pozyskuje się instalację na dach, a spłaca ją nadmiarem energii kierowanym do sieci mogłoby być czynnikiem zachęcającym. Oczywiście główną rolę odegrałyby tutaj zapewne kontrolowane przez państwo instytucje, jak BGK czy PFR, które gwarantowałyby i refinansowałyby bankom tego typu produkt. Drugą barierą organizacyjną jest system sprzedaży nadmiaru energii do sieci – system oferowany gospodarstwom domowym musiałby zawierać swego rodzaju obligo dla operatora sieci lub odbiorcy energii do przyłączenia instalacji do sieci (żeby nie generować dodatkowych kosztów dla posiadacza) i sensowny system rozliczania energii (kosztów instalacji, pobór mocy, gdy instalacja nie działa itp.).
Nie bez znaczenia jest też gospodarka zużytymi instalacjami. Na chwilę obecną nie ma skutecznej technologii utylizacji starych paneli, natomiast pewnie najlepszym pomysłem byłoby wprowadzenie niewielkiej opłaty recyclingowej jak w przypadku akumulatora, a być może wprowadzenie w jej ramach badań nad technologią utylizacji.
Pozostaje jeszcze pytanie o skalę samego działania, jeśli chodzi o spełnienie samych kryteriów udziału OZE w mixie energetycznym. Większą skalę zapewniłby program państwowy czy kierowany do samorządów. Samo ujęcie powierzchni dachów budynków administracji centralnej (urzędy, sądy, szkoły państwowe) czy podobnych obiektów samorządowych dałoby potężną powierzchnię do zagospodarowania, a dodatkowo umożliwiało szybką ścieżkę montażu instalacji (administracja!) oraz efekt skali przy centralnym zakupie instalacji. Oczywiście, istotnym elementem byłoby samo zmniejszenie kosztów ponoszonych przez instytucje, ale także duży skok w ilości energii produkowanej z OZE.
dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica