Rozmowa z Krzysztofem Krystowskim, wiceprezesem Leonardo Helicopters, właściciela PZL-Świdnik
Według wielu wskaźników Polska gospodarka ma się doskonale, ale dobra koniunktura nigdy nie jest wieczna. Czy Pana zdaniem widać już pierwsze ciemne chmury na horyzoncie?
Polska gospodarka jest obecnie w szczycie cyklu koniunktury, a szczyt ma to do siebie, że po nim zaczyna się zjazd. Nie oznacza to jednak, że musi to być dramatyczny spadek.
Warto wiedzieć, że nie wszystkie przyczyny dobrej sytuacji gospodarczej są zależne od nas. Jesteśmy mocno związani z gospodarką niemiecką, która notuje najlepsze wyniki od sześciu lat. To, oraz konsumpcja wewnętrzna, dają z kolei napęd naszej gospodarce. Z drugiej strony rysują się ryzyka, inwestycje maleją i nie wszystkie ambitne założenia udaje się nam wprowadzić w życie. Mam tu na myśli głównie produkcję z wysoką wartością dodaną.
Czyli jeden z kluczowych elementów planu Morawieckiego?
Dokładnie, chodzi o innowacyjność będącą filarem planu premiera na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Niestety nasz przemysł jest jeszcze daleko od wielkich inwestycji w badania i rozwój. Wciąż próbujemy konkurować niskimi kosztami pracy. Pod względem nakładów na badania i rozwój Polska jest na czwartym miejscu od końca, za nami są tylko Rumunia, Bułgaria i Chorwacja.
Jakie to ma praktyczne znaczenie dla naszego przemysłu? Przecież eksport dynamicznie rośnie, płace też a bezrobocie spada. Czego chcieć więcej?
Odpowiem na przykładzie: w Niemczech, w których stopa bezrobocia jest porównywalna z naszą – na 10 tys. pracowników przypada ponad 300 robotów, w Czechach 93, a w Polsce tylko ok. 30.
Wciąż konkurujemy niskimi kosztami.
Potwierdza to Eurostat: ponad trzy czwarte polskich eksporterów przekonuje, że konkuruje za granicą kosztami. Średnia cena 1 kg polskiego eksportu to 1,7 euro, tymczasem średnia cena niemieckiego: 5,5 euro, a szwajcarskiego: 6,5 euro. Sprzedajemy sporo towarów tanich, z niską marżą. Musimy więc tworzyć produkty o wyższej wartości dodanej, żebyśmy nie konkurowali tylko ludzką pracą, bo jej koszt i tak będzie rósł. Nie osiągniemy tego jednak bez zaangażowania państwa.
Czyli wracają koncepcje etatystyczne, które niektórym kojarzą się z minionym ustrojem.
Takie skojarzenia oznaczają, że ktoś posiada nieaktualne dane. Wielkie grupy stoczniowe w Niemczech, Francji czy Włoszech rozwinęły się dzięki zamówieniom państwowym. Amerykańscy giganci zbrojeniowi de facto rozwijają się i inwestują właśnie dzięki zamówieniom armii.
Gdyby nie rewolucja przemysłowa, która ma swoje początki w badaniach i innowacjach wojskowych, nie mielibyśmy dziś telefonów komórkowych, GPS, tworzyw sztucznych czy rzepów w kurtce. To kolejny dowód na to, jak bardzo potrzebne jest zaangażowanie państwa.
Ratunek w zbrojeniówce?
Nie tylko – mógłbym wymienić energetykę, transport, technologie informatyczne. W sektorze militarnym mamy jednak realne osiągnięcia. Jako PZL-Świdnik prowadzimy właśnie testy w pełni bezzałogowego śmigłowca SW-4. To największa tego typu jednostka w Europie. Pojazdy bezzałogowe to ciekawy kierunek dla naszej gospodarki, tym bardziej, że mamy świetnych programistów. Jeżeli będziemy sprzedawać SW-4 Solo za minimum 2 mln euro za sztukę, to dostaniemy ponad 1,5 tys. euro za kilogram. To prosta matematyka. Nie muszę dodawać, że ludzie pracujący przy takich projektach otrzymają wyższe pensje od pracowników pakujących żywność na ciężarówki.
Czego więc Pan oczekuje od państwa?
Moje oczekiwania są skromne i chyba każdy się pod nimi podpisze: oczekuję modernizacji Sił Zbrojnych, także w oparciu o zasoby krajowe. Sektor obronny jest dźwignią dla całej gospodarki. Niewielki Izrael jest potęgą zbrojeniową właśnie dzięki trwającym od dekad inwestycjom w obronność oraz w badania i rozwój. Powszechnie na świecie przemysł obronno-lotniczno-kosmiczny jest uważany za motor innowacji i postępu.
Czy w polskich warunkach zamówienia wojskowe mogą rzeczywiście wpłynąć na kondycję całej gospodarki?
Wartość kontraktu na śmigłowce wielozadaniowe w 2015 r. dla przykładu wynosiła 3,2 mld euro, podczas gdy cała pomoc unijna dla przedsiębiorstw z czterech województw Polski wschodniej na lata 2014-2020 to ok. 2,5 mld euro. Dwa zakłady lotnicze z Polski wschodniej walczyły więc o kontrakt wart więcej, niż pomoc dla wszystkich gmin na tym obszarze!
Rozmowę przeprowadził Radosław Konieczny